Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Chin Kou. — Tego właśnie nam trzeba — gderał Hordo, zwijając swój pled — żeby tych dwóch straciło głowy dla siostrzenic Khitańczyka. Zda jesz sobie sprawę z tego, że kłamał? Tylko jeden człowiek o imieniu Valash jest kapitanem statku pływającego po Vilayecie, a on przenigdy nie wypuściłby tak łatwo tych dwóch ślicznotek. — Wiem — odparł Conan. — Ale nie słyszałem, żebyś z tego powodu odmówił przyjęcia zapłaty. Jednooki mężczyzna mruknął coś pod nosem. — Co mówisz, Hordo? — Powiedziałem, że przynajmniej tym razem nie wplątałeś się w żadną awanturę z czarnoksiężnikiem. Masz nie najlepszy zwyczaj zadzierać z nimi. Conan położywszy siodło na ramieniu, roześmiał się. — Tym razem będę trzymał się od czarnoksiężników z daleka. X W komnacie o alabastrowych kolumnach rozlegały się dźwięki cytry, fletu i bębenka. Muzycy ukryci byli za ażurowym parawanem z kości słoniowej. Złote lampy zwisały na srebrnych łańcuchach ze sklepienia, zaś gibkie kobiety, tańczące z czynelami, miały na sobie jedynie brzęczące złote bransolety na kostkach nóg. W powietrzu unosiła się woń kadzidła i olejku różanego. Inne kobiety, równie urocze jak tancerki i tak samo ubrane, pląsały tanecznym krokiem, podając półleżącemu na poduszkach z brokatowego jedwabiu Naipalowi srebrne patery z mięsiwami, figami i kandyzowanymi przysmakami. Dwie ich siostry wachlowały go dla ochłody długimi wachlarzami z jasnych strusich piór. Mag ledwie co uszczknął z tac, przez cały czas bawiąc się swym kielichem z shirakmańskim winem. Nie zwracał uwagi na kobiety, gdyż jego umysł był daleko stąd. Nieopodal Naipala klęczał tłusty mężczyzna o okrągłej twarzy, którego tunika ze szkarłatnego jedwabiu i niebiesko–złoty turban sprawiały wrażenie krzykliwych przy stonowanym stroju czarnoksiężnika. On również nie zwracał uwagi na kobiety, jako że półgłosem zdawał relację z tego, jak wprowadzono w życie polecenia jego pana. — Tysiąc pice zostało wręczonych, łaskawy panie, w twoim imieniu żebrakom Ayodhii. Dodatkowe tysiąc pice… Naipal wpatrywał się w wino, w równym stopniu nieświadom jego smaku, co głosu eunucha. Pięć razy wchodził w ostatnich trudnych dniach do ukrytej komnaty; dwa razy położył dłonie na kasetce z kości słoniowej. I za każdym razem wmawiał sobie, że powinien jeszcze poczekać, za każdym razem wynajdując jakiś powód. Najgorsze było to, że doskonale znał przyczynę swego wahania. Otworzyć szkatułkę, spojrzeć w zwierciadło w środku, być może przekonać się o czyhającym na niego niebezpieczeństwie — nie był w stanie tego znieść. Strach, który udało mu się przezwyciężyć w ową szaloną noc, wrócił po stokroć większy i skutecznie go paraliżował. Coś gdzieś w głębi duszy szeptało: zaczekaj… Zaczekaj jeszcze trochę, z pewnością lustro znów będzie puste, z niebezpieczeństwem uporali się twoi daleko porozrzucani słudzy. Wiedział, że szept był zwodniczy, lecz chociaż karcił się za słuchanie go, czekał. By odciągnąć myśli od wątpliwości, zaczął słuchać słów eunucha. Grubas mamrotał teraz o ostatnich wydarzeniach w Ayodhii, które jego zdaniem mogły zainteresować pana. — …znalazłszy ulubioną ze swych żon w ramionach dwóch kochanków, obaj byli jego stajennymi, Jharim Kar zabił mężczyzn, niewierną zaś wychłostał. Zabił również trzech służących, którzy byli świadkami owego zdarzenia, nie na wiele wszelako się to zdało: wieść szybko się rozeszła, ku uciesze gawiedzi na bazarach. Przed południem natomiast zamordowano na przedmieściach Shahala Amira. Podobno zrobili to bandyci, jednakże dwie z jego żon… Westchnąwszy, Naipal znów zaczął puszczać tę paplaninę mimo uszu. Kiedy indziej sprawa Jharima Kara byłaby zajmująca, choć nie najwyższej wagi. Znał dziesiątki takich przypadków, gdy za pomocą zręcznych manipulacji przywodzono kobietę do szaleństwa, a jej męża do owego szaleństwa odkrycia — a wszystko po to, by człowiek, który cieszył się powszechnym poważaniem, stał się pośmiewiskiem. Nie można być jednocześnie przywódcą i obiektem drwin. Naipal nie żywił do Jharima Kara jakiejś szczególnej niechęci