Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Prosiłbym więc takoż, aby ktoś ustnie powiadomił komendanta, by na dzień, dwa, ale nie dłużej, zbytnio tego pisma nie chował. Niech je nieopatrznie zostawi na stole. — Ładnie Łącki po takiej zapowiedzi przyjmie waćpana... — nie bez ironii zaznaczył pan Mat-czyński. — Dlatego muszę mieć i drugi list z wyjaśnieniem pierwszego i poleceniem, by w razie żądania udzielił mi wszelkiej pomocy. Ten już doręczę osobiście również dlatego, by dopilnować jego zniszczenia. 14 — Oślepłe źrenice — No cóż... — Król spojrzał na Sżczukę. — Damy mu chyba takie pisma, Stanisławie? To już wszystko? — Sóbieski z kolei skierował wzrok na Żegonia. — Nie, najjaśniejszy panie. — Co jeszcze? — Pragnę wiedzieć, czy opat Brunetti przed śmiercią mówił z waszą miłością o mnie? W Doł-hej wspomniał, że to za waszą zgodą wszczyna rozmowę, której jednak nie dokończyliśmy, czemu przeszkodził goniec kawalera Lubomirskiego. Potem opat nie miał widać sposobności, by do niej powrócić, a jego zgon ostatecznie sprawę zaprzepaścił. — Tak — potwierdził Sóbieski — istotnie rozmawiałem z nim i dałem zezwolenie, aby w potrzebie prosił waćpana o pomoc. Nie mówiłem o tym, bo po jego zejściu nie było o czym gadać. — Zdążył mi jednak wskazać we Lwowie pewien dom, któremu miałem się przyjrzeć. Czy i waszej królewskiej mości o tym wspomniał?' — Co to za dom? — Niejakiego . Kukuły, kozackiego pułkownika. Stoi ponoć przy drodze Janowskiej. Na dźwięk tego nazwiska pan Matczyński przechylił się do przodu, ale nic nie powiedział. Natomiast król skinął głową. — Tak, istotnie wspomniał, że ma jakieś wiadomości ze Stambułu, które chce sprawdzić. Kukuła tam nie mieszka, przebywa stale w swojej majętności, kilka mil za Winnicą. Wiem to, bo właśnie prowadzimy z nim korespondencję, jako że chce ze swymi Kozakami przystać do mnie. Więcej powie 210 ci o nim pan Matczyński, bo on w moim imieniu znosi się z pułkownikiem. 2egoń pytająco spojrzał na rotmistrza, ten zabrał więc głos: — Nie wygląda mi, by sam Kukuła był niepewny, gdyż z dawna i rzetelnie Turka nienawidzi, a Moskwie nie ufa. Zresztą duży wpływ wywiera nań jego małżonka, z polskiej rodziny pochodząca, która ów dom we Lwowie wniosła mu wianem. To raczej dwór, nie dom, pokoi ma sporo, a takoż i obejście. Przebywa w nim rezydent pułkownika ze służącym i kucharką. — Może zatem zgodziłby się go wynająć? Jeśli komnat dużo, to starczy i dla mnie, i dla owego rezydenta. Chętnie właśnie tam bym zamieszkał. — To dobra myśT— wtrącił Szczuka. — Jeśli Kukuła zgodzi się, będziemy wiedzieli, że o niczym nie wie, jeśli odmówi, zachowamy wobec niego większą ostrożność. — Kukuła ma mnie oczekiwać w Jaworowie — zadecydował król — pogadasz z nim, mości Matczyński, i zobaczysz. Jeśli wynajmie, niech go Ze-goń bierze, bo opat na pewno nie bez powodu o owym domu mówił. To było ostatnie posłuchanie Zegonia u króla, ponieważ resztę spraw, także pieniężnych, załatwiał już z panem Szczuką. Pan Rudnicki po ślubie siostrzenicy za zgodą króla opuścił Lublin i osiadł w Klonowie, by mieć nadzór nad gospodarką. Do niego więc poszło pis-ttio z prośbą o karetę i wóz na rzeczy wraz i za- ~ 211 wiadomieniem ż żp przybyć . 212 Minął maj, nadeszło lato. Szczęśliwi, że pozbyli się dotychczasowych trosk i nieświadomi czekających w przyszłości, cieszyli się wsią, zielenią drzew, błękitem nieba, a nawet strugami deszczu czy grozą burzy. Wyjeżdżali z panem Rudnickim w pole albo na konne wycieczki, zaglądali do obór i stajni zaznając spokoju wiejskiego żywota. Nie dało się jednak uniknąć towarzyskich wizyt i spotkań, co zresztą leżało w planie Damiana. Już wkrótce po przyjeździe zwrócił się do pana Rudnickiego: — Trzeba by odwiedzić sąsiadów, przynajmniej tych bliższych. Do nas należy pierwszeństwo, na pewno więc czekają na wizyty. Co o tym wuj sądzi? — To samo myślałem — zgodził się stary szlachcic. — Nie uchodzi inaczej, bo młodzi jesteście i niedawno osiedli. — Kogo tu mamy w pobliżu? Pan Rudnicki wymienił kilka rodów i nazwy ich majątków. — No cóż — Damian zwrócił się do żony — zaczniemy chyba spełniać ten obowiązek., — Istotnie obowiązek to, a nie przyjemność — zauważyła Juta — ale inaczej obrazimy sąsiedztwo. — A jak u wuja z piwnicą? Będzie czym przyjąć gości? — O to się nie troszcz