Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

.. — Niczego nie udawałem — przerwał mi hardym, gniewnym głosem. — Nie chciałem cię obrazić. I znaczyło to dla mnie więcej niż cokolwiek na świecie. Zatkałam rękami uszy i potrząsnęłam głową, jakbym próbowała otrząsnąć się z jego słów. Ból zamglił mi wzrok. Nie widziałam nawet, jak Garth podchodzi, dopóki nie poczu- 136 łam, że bierze mnie w ramiona, i nie poczułam chłodu jego oddechu na swoim rozpalonym policzku. — Claire... — Puść mnie! Wyrwałam mu się. Ból był tak dotkliwy, że przestałam trzeźwo myśleć; kierowałam się wyłącznie odruchami. Uciekłam, potykając się na ścieżce, i wybiegłam aż na szosę. W jednej sekundzie odwróciłabym się, gdyby Garth mnie zawołał, ale on się nie odezwał. Wiedziałam, j.e z ulgą się mnie pozbył. Byłam tak rozdygotana, że zapomniałam o samochodzie. Nie dostrzegłam go przez zalane łzami oczy, chociaż go mijałam. Zbiegłam ze wzgórza, widząc jedynie zamazaną, soczystą zieleń buków nad głową i desenie światła rzucane przez słońce, którego promienie przeświecały przez liście i kładły się cieniem na drodze. Po jakimś czasie przestałam biec. Dyszałam ciężko, dostałam kolki w boku. Stanęłam, zgięta wpół, by przeczekać ból. Ponieważ łatwiej mi było usiąść, niż wyprostować się i ruszyć dalej, osunęłam się na przydrożny nasyp. Siedziałam tam długo. Nikt nie nadchodził. Nic się nie działo. Co pewien czas odzywał się jakiś ptak, a raz z oddali doleciał mnie nikły warkot samolotu. W końcu pomyślałam sobie: co za bezsens tak się gryźć z powodu mężczyzny, którego poznałam niecały tydzień temu! Gruba przesada! Zachowałam się jak zakochana nastolatka, która wyobraża sobie, że porwał ją huragan miłości. Podekscytowana podróżą po Europie, a przy tym zdenerwowana także zaginięciem Giny, straciłam na pewien czas poczucie rzeczywistości. Teraz jednak mogłam ponownie zacząć się zachowywać jak rozsądna dorosła osoba. Stać mnie przecież na krytycyzm, spokój, obiektywizm i trzeźwość umysłu. Miłość od pierwszego wejrzenia jest dobra dla osób pokroju Giny... bajkowe romanse są dobre dla tych, którzy bujają w obłokach. Ja natomiast chodzę po ziemi i bajki dawno przestały mnie bawić. 137 — Dlaczego miałabym ci wierzyć?! — zawołałam napastliwie. — Od początku do końca zasypywałeś" mnie samymi kłamstwami... — To nieprawda. — Prawda! — Na miłość boską! — zawołał, widać dotknięty do żywego. — Przestań wykrzykiwać te swoje oskarżenia, jakbym popełnił śmiertelny grzech! Kłamałem tylko dlatego... — ...żeby mnie oszukać — dokończyłam za niego. — Sądziłam, że jesteś wobec mnie szczery, a tyś mnie... — Pominąłem pewne fakty... podobnie jak ty przy naszym pierwszym spotkaniu. Upłynęło sporo czasu, zanim mi wyjawiłaś, co Giną naprawdę powiedziała ci dzwoniąc do Nowego Jorku! Jeżeli pominięcie pewnych faktów nazywasz kłamstwem, to ty również masz kłamstwo na sumieniu! — Ja... — Proszę cię — powiedział — wracaj do Londynu. Jedź do mojego mieszkania. Porozmawiaj z Giną. Naprawdę nie mogę z tobą teraz rozmawiać. — Tak się martwiłam o Ginę! — Nie chciane łzy paliły mi policzki; usiłowałam nad nimi zapanować, ale na próżno. — Tak się o nią martwiłam... wystarczyłoby jedno twoje słowo... jedno słowo i nie musiałabym się martwić. — Sprawa była poważniejsza, niż ci się zdawało — uciął szorstko. — Zamordowano kobietę. Chciałem cię tylko trzymać z dala od tego wszystkiego... — Guzik cię to obchodziło! — Moje ostre słowa jakby zwarzyły powietrze między nami. Pochyliłam głowę i odwróciłam się, żeby ukryć wstydliwe łzy. — Nic to dla ciebie nie znaczyło! Nie musisz mnie obrażać dalszym udawaniem... — Niczego nie udawałem — przerwał mi hardym, gniewnym głosem. — Nie chciałem cię obrazić. I znaczyło to dla mnie więcej niż cokolwiek na świecie. Zatkałam rękami uszy i potrząsnęłam głową, jakbym próbowała otrząsnąć się z jego słów. Ból zamglił mi wzrok. Nie widziałam nawet, jak Garth podchodzi, dopóki nie poczu- 136 łam, że bierze mnie w ramiona, i nie poczułam chłodu jego oddechu na swoim rozpalonym policzku. — Claire... — Puść mnie! Wyrwałam mu się. Ból był tak dotkliwy, że przestałam trzeźwo myśleć; kierowałam się wyłącznie odruchami. Uciekłam, potykając się na ścieżce, i wybiegłam aż na szosę. W jednej sekundzie odwróciłabym się, gdyby Garth mnie zawołał, ale on się nie odezwał. Wiedziałam,,że z ulgą się mnie pozbył. Byłam tak rozdygotana, że zapomniałam o samochodzie. Nie dostrzegłam go przez zalane łzami oczy, chociaż go mijałam. Zbiegłam ze wzgórza, widząc jedynie zamazaną, soczystą zieleń buków nad głową i desenie światła rzucane przez słońce, którego promienie przeświecały przez liście i kładły się cieniem na drodze. Po jakimś czasie przestałam biec. Dyszałam ciężko, dostałam kolki w boku. Stanęłam, zgięta wpół, by przeczekać ból. Ponieważ łatwiej mi było usiąść, niż wyprostować się i ruszyć dalej, osunęłam się na przydrożny nasyp. Siedziałam tam długo. Nikt nie nadchodził. Nic się nie działo. Co pewien czas odzywał się jakiś ptak, a raz z oddali doleciał mnie nikły warkot samolotu. W końcu pomyślałam sobie: co za bezsens tak się gryźć z powodu mężczyzny, którego poznałam niecały tydzień temu! Gruba przesada! Zachowałam się jak zakochana nastolatka, która wyobraża sobie, że porwał ją huragan miłości. Podekscytowana podróżą po Europie, a przy tym zdenerwowana także zaginięciem Giny, straciłam na pewien czas poczucie rzeczywistości. Teraz jednak mogłam ponownie zacząć się zachowywać jak rozsądna dorosła osoba. Stać mnie przecież na krytycyzm, spokój, obiektywizm i trzeźwość umysłu. Miłość od pierwszego wejrzenia jest dobra dla osób pokroju Giny... bajkowe romanse są dobre dla tych, którzy bujają w obłokach. Ja natomiast chodzę po ziemi i bajki dawno przestały mnie bawić. 137 Podniosłam się. Nogi miałam jak z waty, lecz ruszyłam przed siebie. Minęłam furtkę Holmbury House, znalazłam się na otwartej przestrzeni zbocza porośniętego paprociami i wrzosem. Przed sobą widziałam spowite mgiełką łany, kępy drzew i niewyraźny zarys wzgórz w oddali. Świeciło stolice. Okolica urzekała pięknem. Właśnie to piękno uzmysłowiło mi wyraźnie nagą brzydotę mojego żalu. Łzy ponownie pus'ciły mi się z oczu. Nie zdołałam ich powstrzymać i rozpłakałam się. Szperając daremnie po kieszeniach w poszukiwaniu chusteczki, znowu usiadłam przy drodze. Chyba lepiej przyznać przed sobą, że się zakochałam, i przestać sobie wmawiać, że zachowuję się jak podlotek, pomyślałam. Wreszcie znalazłam chustkę, wydmuchałam nos i przycisnęłam rękę do bolącej głowy. Poczułam się okropnie chora. Być może później uda mi się ocenić ten epizod jako cenne dos'wiadczenie i wrócić do prozy życia codziennego, ale teraz czułam, że w żaden sposób nie mogę zdobyć się na taki dystans. Ból utraty był nie do zniesienia