Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
•— Uważam, że trzeba go dokładnie wybadać — stwierdził Ludwik Lavel. — Słuszność przemawia przez usta moich braci — odezwał się Tecumseh. — Przyprowadźcie tutaj Rudego Kujota i wachmistrza Larricka. On będzie nam także potrzebny, James Brenton podniósł się z krzesła. — Pójdę po Gayera — powiedział. — Ugh, niech, mój brat idzie. Może Kujot nie zdoła! 202 nknąć się na prerię... — słowa sachema zadźwięczały ¦ unacznie. - Icdy porucznik Brenton opuścił pokój, zebrani znowu i cli rozmowę o planach dalszej walki. Postanowiono, że ¦, szwadrony kanadyjskiej jazdy i pięćdziesięciu Indian .tnie we Frenchtown dla obrony osady, a szwadron białej tleni przy pomocy pozostałych wojowników odprowadzi i ykańskich jeńców do Malden. Po całodziennym odpo-iku w osadzie Tecumseh zdecydował się wyruszyć w ¦ rotną drogę. Kozmowy umilkły, gdy w drzwiach pojawił się Brenton. Wprowadził wachmistrza Artura Larricka i sucho zameldował: — Panowie, Gayer uciekł... Wzburzenie i zawód odmalowały się na twarzach zebranych. Jedynie Tecumseh zachował nieodgadnione oblicze. Uważnie przyjrzał się wachmistrzowi i wskazując krzesło powiedział: — Miczi-malsa spocznie. Skacząca Puma pragnie z nim porozmawiać. Larrick usiadł. Z ciekawością spoglądał na postać wybitnego Szawaneza. — Mówiły moje siostry, Niskuk i Uti-tin-glit — zaczął Tecumseh — że miałeś pilnować zdrajcy Willi'ego Gayera, — Yes, generale. — Gdzież więc podziewa się Rudy Kujot? —• Gdy wasze wojska wdarły się do Frenchtown i nasza klęska była już wiadoma, pułkownik Dudley i kapitan Kentom przybiegli — mówił wachmistrz — i rozkazali mi wypuścić Gayera. Przez małą furtkę w palisadzie uszli z nim w puszczę. Handlarz zna indiańskie dialekty, był więc im potrzebny... — Widziałeś, jak uciekli? —¦ spytał Kos. — Yes. — Czemu z nimi nie poszedłeś? — Zostałem z powodu miss Steward. To siostra mego dowódcy. 203 . — Znasz dzieje życia Tin-glit? •— spytał Tecumseh, uważnie patrząc wachmistrzowi w oczy. — Znam historię napadu. — Czy wodza Szawanezów uważasz za sprawcę tamtej zbrodni? — Nie, teraz wiem, że generał Tecumseh nie skrzywdził miss Lee. Zostałem, aby poznać prawdę do końca. ¦—¦ Ughi — Sachem skrzyżował ręce na piersi. — Porucznik Robert Steward rzeczywiście podąży! do fortu Pitt? — Yes. — Oto Ludwik Lavel, mąż Uti-tin-głit — Szawanez wskazał na oficera. — Oboje opowiedzą mojemu bratu Larrlciowi wszystko, co go zainteresuje. Wachmistrza mile zaskoczyły ciepłe słowa czerwocoskórego generała, który nazwał go „bratem". Z szacunkiem podniósł się z krzesła, ¦ — Mój brat Larrick oie jest jeńcem — z przyciskiem- dodał sachem. —- Jak to, generale? — Lee napisze list do swego brata Roberta —- ciągnął Tecumseh. — w którym przedstawi prawdę o napadzie w Kanionie Ciszy. A wy, -wachmistrzu, powieziecie ten list do fortu Pitt. — Well. — Możecie dobrać sobie w drogę jednego żołnierza Unii. We dwóch bezpieczniej na szlaku. — Sachem podszedł do Larricka. — Skacząca Puma uważa cię za brata. Oto wampum Związku Oporu, który zabezpieczy cię od wrogich Indian. Zawieź wiadomości Robertowi i powiedz mu, co widziałeś. Wojna trwa. Tecumseh nie chciałby spotkać się na polu bitwy z rodzonym bratem Uti-tin-glit. Lepiej niech Robert odnajdzie rudego zbrodniarza Willi'ego Gayera. — Spełnię twą wolę, generale. ¦— O świcie wyruszysz, — Wcll. 204 ' ,.ive!owie zaopiekują się tobą do jutra. -—• Szawanez ic się uścisnął dłoń Larrickowi. Wskażcie mi furtkę, którędy uciekł Gayer — zwrócił się hmistrza Kos. ¦—¦ Chcę popatrzeć na ślady. hętnie. opuścili towarzystwo. Minęli kilka budynków i skręcili okołowi, Y> tutaj —• wskazał ręką Larrick. .:ird Kos patrzył na zręcznie wkomponowane w palisadę ki. Były prawie niedostrzegalne. Zamykane na masyw-.uwy nie mogły być otwarte z zewnątrz. Niewątpliwie ryły do zbrojnych wypadów lub opuszczenia osiedla bez ¦acaaia czyjejkolwiek uwagi. ^os otworzył furtkę i wyszedł poza ogrodzenie. Przed nim taezal się widok na dolinę rzeki Raisin, której brzegi a stalą wiklina i oczerety. Pochylił się nad ziemią zrytą ¦ nymi kopytami koni. Jak tu odnaleźć tropy trzech ludzi? Rozglądał się wokoło. — Pobiegli prosto ku rzecznym zaroślom — powiedział Larrick, Kos poszedł we wskazanym kierunku. Po paru minutach natrafi! w rozmiękłym gruncie na odciski butów trzech ludzi. — To oni — stwierdził wachmistrz. — Prawdopodobnie — odparł Kos. •— Wracajcie, wachmistrzu, sam trochę pomyszkuję. — Jak każecie, sir — Larrick zasalutował i zawrócił. Ryszard przyglądał, się rzece, która łukiem odbiegała od Frenchtown i ginęła w lesie. Tropy prowadziły w knieję
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Kaszlał i kaszlał, i nie mógł przestać...
- O ile dotąd w państwach cywilizowanych wymiar spra- wiedliwości nie mógł sobie stawiać innych celów poza sądzeniem, o tyle obecnie "przestępstwo" miało być zagrożone nie...
- Aż trudno pojąć, że równie potężny okrzyk bojowy mógł się wydobyć z tak chudej klatki piersiowej i płuc, które jak powszechnie wiadomo, były dotknięte wyjątkowo ciężką...
- W moim życiu nie było przesadnie dużo powodów do dumy i nie bardzo mogłam się czymś przechwalać, nie przypominając przy tym kogoś z rodziny Charlesa Man-sona1...
- Czy kiedyś jeszcze je zobaczę? Na placu mogło się pomieścić milion ludzi, którzy dzięki specjalnym urządzeniom optycznym i akustycznym mogli doskonale widzieć i słyszeć...
- Ja, gdy będę mógł, przyjdę, gdy będzie potrzeba, ale do mojego domu… Blada twarz starej jeszcze z wyrazem bólu, wymówki, niemego jęku podniosła się ku synowi, drżąca...
- skłoniło go, że wbrew światowym interesom poniechał wszelkiej myśli o wywyższeniu się i ruszył w daleki świat, gdzie mógł bardziej swobodnie służyć Bogu...
- Dzień mógł następować natychmiast po poprzednim dniu, wypełnionym ucieczką i pośpiechem, bez żadnej nocy i przerwy na wypoczynek, jak gdyby słońce nie zachodziło, ale krążyło...
- Najbardziej władczym, na jaki mógł się zdobyć tonem, ryknął: - Rozkazuję ci pocałować moją rękę! Sol z pogardą patrzyła mu prosto w oczy...
- Nie mógł znieść jej okrągłej, gładkiej twarzy, pozlepianych czarnych włosów, ale przede wszystkim nosa, który wysterczał wprost od czoła, jak dziób wrony...