Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
— Wyglądasz, jakby ci sama Jasność pogratulowała. Komandos klepnął go w ramię. — Wracam do służby, stary. Dostałem powołanie. Koniec z zastępowaniem po godzinach aniołów stróżów, koniec z emeryturą dla kalek. Wracam do oddziału! — Nie gadaj. — Czarne oczy Hazara rozszerzyły się ze zdumienia. Głos Drago zadrżał ze wzruszenia. — Hazar, bracie, Alimon wskrzesza Szeolitów! Głębianinowi opadła szczęka, przemytnik zakrztusił się trunkiem, a demonica wypuściła z rąk szklankę. — To na szczęście! — zaśmiał się Drago, słysząc dźwięk tłuczonego szkła. Cała knajpa wirowała mu przed oczami. Chociaż nie wypił wiele, czuł się potężnie urżnięty. To ze szczęścia, pomyślał. Ze szczęścia. *** — Co to jest?! — ryknął Gabriel. — Co to, do kurwy nędzy, jest?! — Pozew — powiedział sucho Razjel. — No widzę! — zawył archanioł, miętosząc w rękach urzędowe pismo. — Ale jakim, cholera, prawem? — Prawem kaduka. — Pan Tajemnic przesunął dłonią po twarzy. — Gabrysiu, boję się, że coś na ciebie mają. Inaczej nie ośmieliliby się wystąpić do sądu. Kto to podpisał? — Azbuga. — No, tak. Stary sklerotyk i konserwa — burknął Michał. Źle wyglądał; oczy miał przekrwione i podpuchnięte, bo na skutek stresu znowu zaczął cierpieć na bezsenność. — W dodatku upierdliwy jak sen o siedmiu krowach. — Ale niezawisły sędzia. — Razjel z trzaskiem wyłamał palce. — Ma opinię nieprzekupnego służbisty. Słuszną, z tego co wiem. Gabriel upuścił papier na podłogę. — Nie, panowie — powiedział zdławionym głosem. — Drugi raz nie dam sobie tego zrobić. Archaniołowie spuścili głowy. Pamiętali, jakie upokorzenie musiał kiedyś przeżyć Pan Objawień, gdy na skutek spisku został wygnany z Królestwa za „niezbyt dokładne wykonanie Pańskiego rozkazu”. Oczywiście oskarżenie było fałszywe, a Gabriel, powróciwszy triumfalnie po dwudziestu jeden dniach, rozprawił się z oszczercami, lecz okres banicji przeżył bardzo ciężko. Przez feralne trzy tygodnie zastępował go Dubiel, anioł Persji, który po powrocie archanioła gorzko żałował, że w ogóle przyszedł na świat. — Nie denerwuj się, Dżibril — zaczął łagodnie Michael. — Wszystko się wyjaśni, a jeżeli nie, spierzemy dupę każdemu, kto ośmieli się podskoczyć. Twarz Gabriela była biała jak płótno. Zielone oczy lśniły upiornie. Milczał. — Co zamierzasz zrobić? — spytał ostrożnie Razjel. — Nic. — Zaciśnięte usta prawie się nie poruszyły. — Gabrysiu, uważam, że trzeba powiadomić Mrocznych. Sprawy zaczynają wymykać się spod kontroli. Nie wiemy, co się u nich dzieje. Może ten kij ma dwa końce, a spisek jest podwójny. Musimy im zaufać. W końcu wiąże nas wspólny interes. Istnieje szansa, że będziemy w stanie pomóc sobie nawzajem. — Razjel chyba mówi rozsądnie — mruknął Michał. — Trzeba się zobaczyć z Lampką. Gabriel obrócił się sztywno, wciąż blady jak trup. — Dobra — rzekł wolno. — Sytuacja dojrzała. Wciągamy w to Lampkę. *** Księżycowy krajobraz zasnuwała lekka mgła. Łagodne, perłowe światło kładło się na kępach traw, srebrzyło strzępiaste sosny. Na horyzoncie widniały grzbiety gór, rozmyte we mgle niczym na akwareli. Szare, wzburzone fale Marę Imbrium tłukły o brzeg, Morze Deszczów jak zwykle demonstrowało swój wieczny gniew. Wściekłe bałwany unosiły pieniste karki, gotowe w każdej chwili pochłonąć krążące wrzaskliwymi stadami harpie. Wiatr gonił po niebie poszarpane chmury. Mroczny widok miał w sobie dziwne, dzikie piękno, które zachwycało Daimona zawsze, ilekroć bawił na Księżycu. Tłumiąc westchnienie, niechętnie odwrócił się od wysokiego okna. Przy stole, gdzie siedzieli pozostali aniołowie, panowała niemiła cisza. — Świetnie to wygląda, panowie skrzydlaci — wycedził w końcu Lampka. — Dlaczego nie zawiadomiliście nas wcześniej? — Nie sądziliśmy, że zajdzie potrzeba — powiedział Gabriel twardo. Spotkali się na Księżycu, bo Pan Objawień był jego formalnym władcą i miał tu rozległe dominia. — Wpadliście w niezłe gówno, przyjaciele — zaśmiał się Asmodeusz. — Nie bardzo sobie radzicie, gdy brakuje Szefa, co? Kradną wam przedmiot o strategicznym znaczeniu, a wy potraficie tylko popłakiwać i smarkać w rękaw. Daimon posłał mu nieładny uśmiech. — I tak nie mamy szans dorównać Głębi. U nas nikt notorycznie nie okrada państwowych transportów. Powiesiliście Erzazela, wyrąbaliście jego rodzinę, ale zdaje się, że nie dalej jak wczoraj znów was obrobili aż miło. Bardzo to smutne, Luciu, ale chyba niedługo będziesz musiał zaciągnąć dług hipoteczny pod zastaw Pałacu Pięści. — Co on tu robi? — warknął Lucyfer, wskazując Daimona głową. — Uczestniczy w naradzie — burknął Gabriel. — Więc wie? Frey wyszczerzył zęby. — Ano wie. — No, pięknie! Niedługo roztrąbisz zniknięcie Jasności na całe Królestwo! — Sariel zginął, wzięliśmy Freya na jego miejsce. Zresztą, sam się domyślił. Na litość Pańską, Lampka, on jest Aniołem Zagłady! Kto inny ma wiedzieć? — Nie mów do mnie Lampka! — A jak mam mówić?! Jaśnie Oświecony Nosicielu Światła? — Na szczebelki drabiny Jakubowej! Nie przyszliśmy się tu wykłócać, panowie! — wrzasnął milczący dotąd Razjel. Lucyfer i Gabriel umilkli, patrząc na siebie spode łbów. — Zawsze tu tak nerwowo? — mruknął Daimon, sięgając po szklankę z winem. — To atmosfera wzajemnego zaufania — rzekł Pan Tajemnic cierpko. — Jak w rodzinie. — Zgniły Chłopiec wykonał szyderczy ukłon. — Skąd wiecie o Erzazelu? — burknął Lampka. — Wywiad doniósł — wyjaśnił uprzejmie Razjel. — Sądząc z tego, że wydajecie się zaskoczeni naszą sytuacją, wasz przeżywa chyba zapaść. Gabriel przejechał dłonią po czole. — I kto tu prowokuje kłótnie? — Wybaczcie, to była niewinna uwaga. — Dobrze, że się ta pieprzona Księga znalazła. Nam też jakoś nie odpowiada wizja Wszechświata rozwalonego na kawałki przez szaleńca, który dorwał się do magicznego zeszytu. — Lampka westchnął
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Więc przyszliście pieszo z braku pieniędzy? NIEZNAJOMY Taak! MATKA (uśmiecha się) I pewnie nic nie jedliście? NIEZNAJOMY Taak! MATKA Bardzo pan jeszcze...
- Często o tym słyszałem, znała to każda służąca, często widziałem olśnienie w oczach opowiadających i zawsze uśmiechałem się do tego na wpół pobłażliwie, na wpół zazdrośnie...
- Ani jednego uśmiechu, ani jednego brawa...
- Przez chwilę wydawało mi się, że widzę jego uśmiechniętą gębę na tarczy z dykty, i ostatnie dwie kule posłałem szybko, jedną po drugiej, prawie serią...
- Senor Cuillone, przedstawiciel sekcji costarikańskiej Towarzystwa Futurologicznego, tłumaczył z czarującym uśmiechem, że wszelka lukullusowość byłaby nie na...
- Rufo ugryzł Pikela w rękę, ale twardy krasnolud tylko się uśmiechnął i nie puścił jego ręki...
- Otworzyła je jednak dzielnie i uśmiechnęła się, kiedy Liz ją ucałowała, zapewniając o swej wielkiej miłości...
- Dostojny uśmiech nie schodził z bladej twarzy królowej, kiedy przemawiała do zebranych...
- Te opadłe powieki, ten bwisły wąs, wesołe oczka, skryty, słowiański uśmiech...
- Leachmeyer uśmiechał się tymczasem do pułkownika, który miał przedstawić drugi plan...