Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

— Nie o nią tu chodzi, królewny i tak nie dostaniesz, nie masz się co łudzić! Ale mogą ci dać wielki worek pieniędzy w zamian za królewnę, jeśli i dzisiaj wszystko poodgadujesz. Ale połowa dla mnie, musisz mi to obiecać! Nawet nie wiesz, ile mnie zdrowia kosztowało, żeby cię wybronić w królewskiej radzie! — Połowy nie dam, jedną trzecią! — targował się Ondra. — Zgoda! Tak Ondra odstąpił na gębę dwie trzecie tej nagrody, której jeszcze nie miał. Ale na ostatnim schodku czekała na niego również najstarsza dama dworu, babsztyl z czarną broda-wicą na nosie. I ona była dzisiaj jak miód z masłem, bo nie bardzo wiedziała, jak to wszystko się skończy. I zaraz do Ondry, żeby się nie gniewał, ale tym razem wstęp do księżniczki jest raczej niemożliwy, bo sam król pan surowo zakazał. Chyba żeby... — Połowę dla was, co? — uśmiechnął się Ondra, jako że wszystko zrozumiał. 178 ¦— Z was to doprawdy najpojętniejszy zgadula na świecie! — pochwalił go babsztyl. — Połowy nie dam, trzecią część! — rzekł na to Ondra i znów przybili na zgodę... Królewna Rozmarynka nie czekała dziś na Ondrę z rozradowaniem w oczach. Wczoraj wieczór król ją porządnie zbeształ, że jak może zadawać się z takim prostym świniopasem, a dworskie damulki od samego rana nad nią trajkotały, co to za wstyd byłby przed całym światem, gdyby pastuch wieprzów miał zostać jej mężem. Bo czyżby król pan mógł mu powierzyć królestwo bodaj na jeden jedyny dzień? Taki ledwo umie stado upilnować, a jeszcze ile to razy mu się rozbiegnie! A zresztą, czy jaśnie panienka nie czuje, jak ten świniarek krzynę... z przeproszeniem... śmierdzi? — Wcale nie! Na odwrót! Pachnie wiatrem i słoneczkiem, żebyście wiedziały! — odparła cierpko Rozmarynka, ale zaraz popadła znowu w dziwne zasmucenie. O zagadkach na dzisiaj całą noc myślała, ale co jaka przyszła jej na myśl, już z góry wątpiła, czy będzie dla Ondry dość trudna. Ledwo Ondra wszedł do komnaty królewny, poczuł na sobie złe spojrzenia dworaków. Ci, gdyby mogli kłuć, dźgać i rżnąć, w jednej chwili rozszarpaliby Ondrę w drobny mak jak turecki proporzec! Słowo honoru, gdyby w grę nie wchodziły uszy wolałby ponieść porażkę, żeby tylko się nie narażać tym okropnym ludziom! Ale mowy nie ma, przecież bez ucha do domu nie wróci, dopiero by z niego miała pośmiewisko nieżyczliwska brać! Toteż niech się dzieje, co chce, pokłonił się królewnie Rozmarynce, wziął drewniaki pod pachę i powiada: — No to zaczynajmy, królewno, żebyśmy oboje mieli to już za sobą! — Dobrze świniarku, powiedz mi teraz co to jest: Gdy się ojciec śmieje, a matka łzy leje, cóika wdziewa kieckę w pasy siedmioiakiej krasy! 12* 179 Ondrze było królewny trochę żal, że ma takiego pecha, więc uśmiechnął się do niej: ¦ — To fajna zagadka, będę ją zadawał pannom u nas w Nie-życzliwcach! My mamy podobną, jej to znowu wy moglibyście się nauczyć: Jest długa, choć trwa przez chwilę, szeroka na dobrą milę, ma siedmiostopniowe schody, a mieści się w kropli wody! Królewna już wiedziała, że Ondra zgadł. Tęcza, bo co innego zmieściłoby się w kropli wody? Jaką tu wybrać drugą zagadkę? Zaraz, tę: Wielka korona bez czoła, nie ma języka, a woła, nic nie czuje, nie żyje, . a jednak serce mu bije! Ondra wesoło zamrugał oczami i wyrecytował jakby z bicza trzaskał: Cynowe zwierzę w kamiennym chlewie, trzy razy na dzień się śmieje, a nic nie pije i nie je! Patrzcie go, figlarza, już po raz drugi przebił zagadkę zagadką! Nawet słówkiem nie pisnął, że to dzwon, a królewna i tak musiała uznać jego odpowiedź. Ale co teraz? Jaką by tu wziąć trzecią? Nic jej nie przyszło na myśl prócz jednej starej rymowanki, którą również znała od swojej starej piastunki: To, z czego mam głowę z głębi ziemi wyszło, 180 zaś moje ciało z lasu przyszło. Ciało mam gładkie, ale dziób ostry, pokarmem są mi bracia i siostry. Gdy swoją silę dać mi raczysz, co ja potrafię, sam zobaczysz! Ondra podrapał się za lewym uchem, potem za prawym, przez chwilę szczypał się w czubek nosa, wykrzywił gębę w stronę dworaków, z lekka uśmiechnął się do królewny i powiedział niby to do siebie: — To dziwne, że tej zagadki zupełnie nie znam! Ale srodze mi przypomina inną, którą się słyszy u nas we wsi: Choć jest panną, nie chłopczyskiem, niby nożem trzaska pyskiem, w czepcu dziewczyńskim chodzi, ale za mąż nie wychodzi, bez nóg i bez odzieży na pięty gębę szczerzy. A gdy z lasu wędruje, na las wciąż popatruje! Pobledli wszyscy dworacy, krwi by się w nich nie dorzezał. Stała się rzecz okropna, świniarz spełnił wszystkie warunki, wygrał rękę królewny! Polecieli budzić króla pana, który jeszcze odsypiał tę nocną naradę, żeby nie mieszkając przyszedł i świniopasa wygnał, zanim się stanie nieszczęście. Król wytrącony ze snu nie mógł znaleźć swojej korony, więc złapał jakąś już znoszoną, co wisiała na kołku za drzwiami, i w te pędy podrałował do komnaty królewny. Dworacy za nim rządkiem jak gęsi za gąsiorem. — Na co ty sobie pozwalasz — krzyczał król już w drzwiach — ty gaduło jedna, zgadywankami na pokuszenie wodzić mo- 181 ją królewską córę, jakby to była jaka służka? To jest obraza mojego majestatu, żebyś wiedział, ty świniopasie! Jeszcze nie wiem, czy mam cię wtrącić do ciemnicy czy z miejsca kazać ci uciąć głowę! — Ależ tatuńciu — błagalnie złożyła ręce królewna Rozma-rynka — przecież to była tylko taka gra! — Milcz, dziewczyno niewydarzona! Ja wiem, co robię! To co wolisz, łamigłówkarzu: głowę pod topór czy dożywocie w lochu? — Trudny wybór, królu panie, już wolę to zostawić najjaśniejszemu panu — powiada Ondra spokojnie — ale najpierw dla większej hecy zagrajmy sobie w zgadywanego. Będzie to was kosztować najwyżej parę buziaków, jeno że lepiej, gdyby mi je wypłacała, królewna. Dworaków zatkało, co za bezczelność, król także zdębiał, bo nikt z nim nigdy w życiu tak nie rozmawiał. Ale Ondra po raz pierwszy na własne oczy widział króla i ani mu do głowy nie przyszło, żeby się mitygować. — No to jak, chcecie jaką łamigłóweczkę, żeby nam czas szybciej leciał? — Cóż to, ty nie wiesz, że ja jestem król? Że w moim państwie muszę wszystko zawsze wiedzieć najlepiej? — wybałuszył król osłupiałe oczy na tego piramidalnego głupka. —¦ W tym sęk, królu panie, no bo człowiek nie codzień ma taką gratkę, żeby móc samego króla wystawić na próbę jaką łamigłówką! Na ten przykład powiedzcie mi, którzy ludzie w waszym kraju plują na ziemię tylko w świątki? — Tylko w świątki? — zdziwił się król. — A co to za szczególny gatunek ludzi? Hej, hola, ministrowie, jest tu który? Toż o tym nikt mi nigdy nie meldował! Ale ministrowie tylko wzruszali ramionami. — A czemużby od razu szczególny gatunek, królu panie? To są zwykli wyrobnicy, nie inaczej! W powszedni dzień muszą dobrze pluć w dłonie, żeby zarobić na kawałek chleba! A chcecie jeszcze jedną? O które zwierzęta parobcy i pachołkowie muszą się troszczyć najwięcej? 182 — O konie, to jasne — rzekł król zadowolony, że tym razem na pewno zgadł