Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Ubóstwo trzymało ich w zielonych klubach a pycha ściskała je mocniej co dnia. Ofiarami więc charakteru, godności, poczciwości niemal okupywano pokazanie się, skąpiono i cierpiano w domu, byle światu dowieść, że Hruszkowie nie upadli. Musiał być powóz choć stary, dom powierzchownie pański, służba w liberyi z herbowemi guzami, kucharz, salon it. p., a nabycie tych czczych oznak fałszywego dostatku, które nie oszukiwały nikogo, kosztowało drożej niż było warto... Za to musiano targować się i kręcić z żydami, robić długi, uciskać wieśniaka, nie opłacać sług, wydziedziczać się z potrzeb istotnych by zmyślonym dogodzić. Na dobitkę świat, który nie jest tak głupi jak się zdaje, śmiał się z tego i w blichtry nie wierzył, bo zwykle nikogo prócz siebie w ten sposób nie oszukujemy — cierpiało się w życiu codziennem, a choć twarzą wypogodzoną witało obcego, mimowolnie cóś w domu wyszeptało tajemnicę biedy, której utaić niepodobna. Nie mogli czy nie umieli powiedzieć sobie, że najpiękniejszym sposobem noszenia wielkiego imienia choćby w siermiędze, jest zatrzymanie i przechowanie wielkiego charakteru, który go odznaczał; a najgodniejszy potomek sławnej rodziny jest ten co się swojego ubóstwa i pracy nie wstydzi. Mnóstwo u nas jest w kraju podobnie omylonych ludzi co sądzą, że państwo i znakomitość na pieniądzach i zbytku zależą. Jest to fałszywe i zgubne pojęcie, bo lada żyd bogaty co łzy chłopka przez alembik na złoto zamienia, może dogodzić swoim fantazyom zbytkowym i popisywać się z zamożnością, — ale prawdziwa wielkość i o kiju z torbami roztrząsa tłumy, wzbudza cześć i pochyla głowy. Pierwsi Królowie zarówno z poddanemi sypiali na słomie, chodzili w kożuchach jak nasz Jagiełło — pierwsi biskupi drewniane mieli pastorały, a gardzić pozłotą długo było cechą najwznioślejszych umysłów. Dziś, od niejakiego zwłaszcza czasu skutkiem najfałszywszych teoryj pogańskich napływających do nas z zachodu, pod pozorem dobra ogólnego, postępu przemysłu i handlu, przyszliśmy do czci cielca złotego, której już się nawet nie wstydzimy. Śmieją się jak z nieuków z tych co inaczej utrzymywać śmieją, ci dobroczyńcy ludzkości co w grosz jak w zbawienie uwierzyli. Ztąd przyszliśmy wreście do mierzenia groszem wartości człowieka, uczynków, dusz, umysłów i narodów. Najniecniejsze z narodów jak Anglija co zamęczyła Irlandyą krwią się jej upajając, co wyssała Indye, do rozpaczy je przywodząc niechrześcijańską administracyą, co podburzała ludy kłamiąc później najuroczystszym obietnicom swoim i opuszczając je gdy skorzystała z rozruchu dla swej kontrabandy — co oprócz własnego interessu nigdy nie znała nic więcej — wyszła dziś na świecznik jako wzór i mistrzyni. Wszyscy ją wielbią i podnoszą, że tyle ma grosza, że go tak robić umie, i tak nim mądrze szafuje. Nigdy jeszcze sumienie ogólne tak sfałszowanem nie było — robiono źle, ale skłaniano głowę przed ideałem dobra i oczyszczano się kłamstwem cnoty, dziś ideałem się staje co najszpetniejszego w świecie jest pod względem moralnym... ale praktyczne i silne... Zatem idą dalsze następstwa, nieposzanowanie ubóstwa, które poczciwem poświęceniem nabyte zostało, przebaczenie występkowi szczęśliwemu, przyjęcie bogatych, choćby splamionych byle bogatych, — odpychanie upadłych chociażby dla ocalenia poczciwości. Wszystko to trafiało się i dawniej, bo człowiek był słaby i ułomny, ale nigdy nie budowano systematów na podtrzymanie błędu, nie ośmielano się przerabiać czarnego na białe, a słabości przeistaczać na cnoty. Ta cześć i poszanowanie grosza doprowadziła nas wreszcie do istotnego zwichnienia pojęć o cnocie i obowiązku. Nie trzeba się dziwić potem, że ubogi kłamie dostatek, udaje zamożność, pnie się, gdy szczere wyznanie ubóstwa przyjęłoby pogardą, a komedyę płacą grzecznością i biorą za cóś przyzwoitego. Prawdziwa wielkość charakteru w naszym świecie miejsca sobie nie znajduje, jednym wydaje się donkwichoteryą, drugim udaniem i rachubą, innym prawie szaleństwem, •-- uciekają do niej jak od zarazy, aby tej samej gorączki nie dostać i nie wystąpić krokiem z rzeczywistości. Chłodni, przytomni, po żydowsku rachując, stąpamy ostrożnie i powoli, a choć jeszcze żegnamy się rano i wieczór machinalnie, Chrystus Pan już nie mieszka z nami