Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

– Och, Boże! Chyba się zabiję! – wykrzyknęła, odrzucając do tyłu głowę teatralnym gestem. – Wszystko bym dała, żeby to była nieprawda! – Sheila... – Jacqueline niespokojnie rozejrzała się wokół. – Wygłupiaj się tak dalej, a ktoś poczuje się w obowiązku założyć ci kaftan bezpieczeństwa. – Nie dobijaj mnie. To mógł być największy romans mego życia. – Sheila wciąż była wstrząśnięta rewelacją, którą przed chwilą usłyszała. – Dlaczego mi to zrobiłaś? – Nie mogłam się powstrzymać. – Przysięgam, że od samego słuchania cię miałam mokro w majtkach, jakbym pierwszy raz poczuła tam palec. Chryste, Keith Morrison... Boże, ale numer! Mam nadzieję, że chłopcy z tej paczki nie kręcą się również w moim nowym przedstawieniu. – W poniedziałek zaczynasz próby? – Bladym świtem. – Nie wydajesz się być przesadnie podniecona. Sheila zapaliła papierosa i zamyśliła się. – Trafia mi się po prostu bardzo dobra okazja. – O rany, jak dyplomatycznie to ujęłaś. A nie tak zwana „życiowa szansa”? – Wątpię. Ta rola przypomina linoleum, które jest wszędzie, ale nikt go nie zauważa. Szansę na nagrodę Emmy zerowe. Główna rola kobieca to co innego. – Meeghan Fleming? – Mają zamiar zainwestować kupę forsy w tę primadonnę. Skierować na nią reflektory, zrobić jej reklamę. Udało mi się rzucić okiem na fundusz promocyjny. Wygląda jak zestawienie zasobów Banku Rezerw Federalnych. – Zdawało mi się, że ją lubisz. – Podziwiam ją – odrzekła Sheila, zaciągając się głęboko papierosem. – Pod tą maską wiecznego niezadowolenia kryje się duży talent. Większy niż początkowo myślałam. W pewnym sensie ona przypomina mi twoją matkę. Jacqueline spochmurniała i odwróciła wzrok. Natychmiast straciła dobry nastrój. – Bardzo dziękujemy. Zawiadomimy panią. Następna proszę. Onieśmielona młoda aktorka zdobyła się na uprzejmy uśmiech i zeszła z planu. Jej miejsce zajęła równie młoda, pulchna kobieta. Z entuzjazmem podeszła do znaku narysowanego kredą na podłodze studia. W ręce trzymała scenariusz. Mimo obiekcji jej agenta, Jacqueline postanowiła ubiegać się o rolę w Hospicjum. – Cześć – powiedziała rozpromieniona. Dwaj mężczyźni siedzący w odległości trzydziestu stóp od niej wymienili znaczące spojrzenia. – Czy ona jest tu naprawdę, czy to mi się śni? – szepnął producent. – Kogoś mi przypomina – odrzekł cicho reżyser. – Jak się pani nazywa, kochanie? – zawołał. – Jacqueline Ramsey. Reżyser zawahał się. – Córka Maureen? – Tak. – Widzę duże podobieństwo. A przy okazji, co słychać u mamy? – Dziękuję, wszystko dobrze. – W porządku, Jacqueline. Niech pani zacznie od strony osiemnastej. Przystąpiła do czytania, kierując całą siłę głosu w stronę obu mężczyzn. Choć producent osuwał się na krześle coraz niżej, to reżyser słuchał jej uważnie. Jacqueline skończyła wskazany fragment tekstu i podniosła wzrok. – Jak wypadłam? – Nieźle. Posłuchajmy jeszcze monologu ze strony czterdziestej drugiej. Producent odwrócił się do reżysera. – Chyba nie mówisz poważnie? – zapytał ledwo słyszalnym szeptem. – Ona jest dobra. Cholernie dobra. Lepsza od matki. – Ale to krowa. – Mhm... – mruknął reżyser, przyciskając do ust ołówek zakończony gumką. Kiedy tylko skończyła, skinął ręką, żeby podeszła. Zbliżyła się z nadzieją. – Panno Ramsey... – zacz?? – ma pani potencjalne możliwości zostania doskonałą aktorką... – Dziękuję! – ucieszyła się. – Jest pani obdarzona wdziękiem, potrafi pani przyjąć odpowiednią pozę i porusza się pani zgrabniej niż większość profesjonalistek. Nie widziałem dziś nikogo lepszego. Wpadła w euforię. – Dostanę tę rolę?! Producent nie wytrzymał. Parsknął i warknął do kolegi: – Straciłeś rozum, człowieku?! Reżyser zignorował go. – Obawiam się, że nic z tego – odrzekł patrząc na Jacqueline. – Nie chodzi o brak kwalifikacji. Powód jest chyba równie oczywisty dla pani, jak dla nas. – Jeśli ma pan na myśli moją wagę, to straciłam siedem kilo w ciągu niecałych dziesięciu dni – skłamała. – W zeszłym roku ważyłam sześćdziesiąt i za kilka tygodni znów do tego dojdę. Mężczyzna zmarszczył brwi. – Bądźmy ze sobą szczerzy. Pamiętam panią sprzed roku z jakiejś niewielkiej rólki