Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

- Ale... - Żadnych ale, mój drogi - ucięłam protesty Darana. - Gdyby^ naprawdę był królem, to co innego, ale jesteś tylko regentem, wiec musisz być ostrożny. Bronisz tronu ojca, nie swego. - On będzie mój. - Widzę sporą różnicę między „będzie" a „jest", Daranie. W tej sytuacji musisz stwarzać wrażenie bezstronnego. Możesz jutrzejszy wieczór spędzić przed lustrem, ćwicząc wyrazy oburzenia. Potem, gdy Anrak, Kamion i ja zaciągniemy wyznawców kultu przed twoje obli-cze i przedstawimy zarzuty, nikt nie będzie mógł posądzić cię o uczestnictwo w naszym spisku. Wrażenie jest bardzo ważne w takich sytuacjach. - Niech wasza wysokość ma na uwadze fakt, że uprawianie czarów jest przestępstwem wobec państwa - zwrócił mu uwagę Kamion. - Prawdę powiedziawszy, możesz wielu z nich spalić na stosie. - Czy rzeczywiście mogę, ciociu Poi? - zapytał mnie Daran. - Nie daj się ponieść, mój drogi. Skazanie ich na banicję jest jednak rzeczywiście aktem miłosierdzia. - Naszym zamysłem jest podbudowanie przy okazji twej reputacji, wasza wysokość - wyjaśnił Kamion. - Nie wydaje mi się to sprawiedliwe - rzekł Daran. - Racja, wasza wysokość. To polityka, a polityka nie jest sprawiedliwa. A przy okazji, po rozprawie nie byłoby źle, gdybyś przez jakiś tydzień zastanawiał się nad wyrokiem. Daran spojrzał na niego z zakłopotaniem. - Dasz mi czas na rozpuszczenie po Wyspie wieści o zarzutach i naszych dowodach - tłumaczył Kamion. - To kwestia opinii publicznej, rozumiesz. - Wiem, co z nimi zrobię, Brandzie. - Oczywiście, mój drogi - powiedziałam. - Po prostu nie spiesz się z tym. Zostaw Elthekowi i jego poplecznikom czas na zamartwianie się, nim przekażesz im swój wyrok. - A gdzie ich będę trzymał w tym czasie? - Elthek ma dość obszerne lochy pod świątynią Belara, wasza wysokość - zasugerował Kamion bez cienia uśmiechu. - A skoro już tam są... W tym momencie Daran wybuchł śmiechem. OJCIEC 169 potem nastał ów dzień. Wstał pochmurny, groził deszczem. _ Cudownie - powiedział z goryczą Anrak, spoglądając przez naszej błękitnej komnaty narad, gdy świt naznaczył niebo nad W P4 wiatrów. - Nie cierpię przekradania się przez las w deszczu. _ Nie rozpuścisz się - zapewniłam go. - Jeśli chcesz, możesz zabrać z sobą kostkę mydła. Już czas na twą doroczną kąpiel. _ Wyświadczyłaś mi wielką przysługę tamtego dnia w Dolinie, odrzucając moje oświadczyny, Poi. _ O co wam chodzi? - zapytał Daran. _ Byłem wtedy młody i głupi, Daranie - wyjaśnił Anrak. - Niektórym mężczyznom małżeństwo nie jest pisane. Ta uwaga dała mi do myślenia. Daran kończył w tym roku dwadzieścia trzy lata i wolałabym, aby zbytnio nie przyzwyczaił się do kawalerskiego stanu. Padało cały dzień. Drobna mżawka spowiła wieże Cytadeli i przesłoniła miasto oraz port. Jednak późnym popołudniem niebo przejaśniło się i wszyscy zostaliśmy uraczeni jednym z owych wspaniałych zachodów słońca, dla których warto żyć w deszczowej krainie. Nie, nie miałam z tym nic wspólnego. Wiecie, co mój ojciec sądzi o mieszaniu się do pogody. Przedstawiciele dobrze urodzonych i zwyczajnych obywateli, którzy towarzyszyli nam tego wieczoru jako świadkowie, byli ludźmi o nieskazitelnej reputacji. Pomimo sprzeciwów Anraka nikt ich nie podżegał ani wrogo nastawiał. Nawet ich nie uprzedzono, że spędzą zajmujący wieczór w ociekającym deszczem lesie. Kamion, działając z ramienia swego urzędu Rivańskiego Strażnika, po prostu wysłał po nich ludzi o zachodzie słońca. Większość z nich w momencie otrzymania wezwania do Cytadeli siedziała właśnie przy kolacji i nie obyło się bez marudzenia. - O co w tym chodzi, Kamienie? - dopytywał się siwobrody earl, §dy zebraliśmy się wszyscy w stajniach. Earl nazywał się Jarok, to by-to dość popularne imię wśród Alornów. - Chcę, abyście byli świadkami pewnego wydarzenia, lordzie Ja-r°k - odparł Kamion. - Na co mamy patrzeć? - Najwyraźniej Jarok nie był zbyt szczęśliwy w naszym towarzystwie. Miał młodą żonę i chyba planował ina-C2ej spędzić wieczór. 170 POŁGARA CZARODZIEJKA - Nie wolno mi o tym rozmawiać - powiedział Kamion