Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Niemam potrzeby wspominać dlaczegoś i to stracił mieysce. z własnego potem żyłeś przemysłu, a nakoniec wyszedłeś z Rokebym na boie. Czyż niepowiedziałem ci prawdę ? „ Niezaprzeczył niczego Gwido Denzil. Pan zamku zatrzymał się chwilę a potem łagodnieyszym i poufałym zaczął mówić głosem... Moie niespoatrzegł mnie w zakącie wieży, gdziem leżał na moim słomianym łożu. — „ Słuchay mnie, Gwidonie, rzekł — wiadomo ci iż możni często potrzebuią tych nawet któremi gardzą. Darzą więc niekiedy łaskami ludzi podłych lecz iak ty użytecznych. Jeśli ci przyrzekę życie zachować, iakiż zakład dasz mnie twoiey dobrey wiary” VIII. Duch podstępu któren nigdy nieopuścił Denzila, natychmiast go natchnął kłamstwem, które wyrzekł bez, wahania: — „Syn móy, któren o to tam leży, w zakład zostanie”... — Uśmiechnął się Baron i zwracaiąc się ku mnie. „Jesteś więc iego synem? spytał. Skinąłem głową potwierdzaiąc słowa Denzila... Wnet zdięto nam okowy, do taieminey zaprowadzono komnaty, gdzieśmy usłyszeć mieli zwierzenie się Oswalda, i czego po nas wymagał. Powiedział nam że Wilfryd syn iego i dziedzic iedyny, wzruszył serce piękney Matyldy, i że oddawna skoiarzyłyby się iuż te związki; lecz że Rokeby zaślepiony duchem stronnictwa chciał zmusić swą córkę aby oddała rękę biednemu Irlandzkiemu sierocie, którego ród i pochodzenie nieznanym było zupełnie, a którego rozbóynik porzucił niegdyś przed bramą zamkową. Łagodny przymus, dodał, natchnie Rokeba rozsądnieyszemi uczuciami. Chciałbym iednak aby pozór iakowy, dozwolił mi użyć tego przymusu, i to tylko w celu szlachetnym; gdyż dowódzcy woysk Parlamentowych, zalecili mi, aby naywiększe mieć względy dla moiego brańca. „ IX. Potem nas Oswald nauczył powieści którą mieliśmy potwierdzić, oskarżaiąc Rokeba, iż przełamał dane słowo i sprzysiągł się z miesz- kańcami Tyny i Wearu, aby podstępnie napaść na warownią Baliola. Mieliśmy nawet uznać się za iego współwinowayców. Ciesząc się zemstą nad Rokebym i O’Nealem, Gwido-Denzil oświadczył ii byli występni, chociażby oskarżenie iego miało ich wydać na męczarnie. Co do mnie wtedy dopiero stłumiłem oburzaiące się sumienie gdy Wikliff pokilkokrotnie przysiągł iż ocali życie swych brańców... Wówczas niestety! cóż ci powiem ? Wiedziałem iż śmierć nagrodą będzie odmówienia.... wstydząc się życia i lękaiąc śmierci, podlą skaziłem się potwarzą. — „Biedny Edmondzie, rzekł Bertram, ty się ustawnie wahasz, równie niezdolny do dobrego iak i. i do złego: lecz coż potem nastąpiło? „ — Skoro tylko nieszczęsne oskarżenie nasze podpisanem zostało, Oswald tak doskonale udał zagniewanie, iż nigdy żaden aktor tragiczny zrównać mu niezdoła, Rozkazał w bębny uderzyć, i załodze stanąć pod bronią; biegał od straży do straży, po wieżach i krużgankach, iak gdyby wszystko było iuż straconym. Wnet starca z całym iego orszakiem obciążono okowami, i do głębokiego wrzucono więzienia, a każdemu rycerzowi podeyrzanemu o zdradę, stawić się rozkazano, iutro o południu, w kościele Eglistońskim. „ X. — „W kościele Eglistońskim, przerwał Bertram. Przechodziłem koło niego gdy noc zapadła; widziałem w około rozpalone pochodnie i kagańce; słyszałem łoskot piły i młota, zdawało mi się iż wznoszono rusztowanie, czarnym pokryte suknem; iż przysposabiano pień, topór i całe przygotowanie ostatniego wykonania. Zgaduię iż zamiarem Oswalda iest zemście się straszliwie nad Rokebym, ieśli Matylda odmówi ręka iego synowi... Oszukał was, nie Wilfryda ona kocha; zdrayca wie dobrze iż pała naytkliwszą miłością dla Redmonda... Przenikam piekielny podstęp Oswalda: lecz mogę ieszcze ukazać się iemu, i zniszczyć nikczemny iego spisek... Spiesz się mi opowiedzieć iakim sposobem odzyskałeś wolność?” — „Nowa to, i bardziey niezgłębiona taiemnica, — odpowie Edmond. — Gdy Wikliff ów gniew srogi udawał, paź iego oddał mu list, mówiąc że iakiś rycerz owinięty w czarnym płaszczu złożył go przed bramą warowni. — Z pośpiechem łamie pieczęć... czy- ta... nagle mieni się iego oblicze, i dziwne wyraża uczucia. Zapomina udanego gniewu, a w pomieszaniu i przerażeniu ręka iego drży iak giętka wierzby gałązka. Denzil wydaie się mu użytecznym poradcą w dręczącym go niepokoiu; z przymuszonym iednak uśmiechem, odkrywa mu przyczynę swey niespokoyności. XI. — „ Żyiemy w wieku cudów, mówi, i zmarli z grobów powstaią aby nas zadziwiać! Mortam.... o którym wszyscy mniemali, że padł ofiarą własney zdrady, Mortam zabity od rozbóynika, którego zdalekich sprowadził kraiów, umyślnie aby mi wydrzeć życie, Mortam żyie ieszcze. Podły iego zaboyca trafił tylko konia nieraniąc woiownika”... Zadrżał Bertram i przebiega iaskinię straśliwe zionąc bluźnierstwa. Zdrayco! woła, twe serce lub głowa pewnieyszym będą celem — siada na te słowa, i skinieniem znak daię blademu Edmondowi, aby kończył zaczętą powieść. — „Denzilu, dodał Wikliff, słuchay w iak obłąkanych wyrazach pisze do mnie Mortam: „Ty co w swym ręku trzymasz los Mortama, dowiedz się że ofiara twoia żyie ieszcze dla ciebie: Niestety! Mortam posiadał niegdyś to wszystko co wiąże do. życia, syna ukochanego, małżonkę droższą ieszcze... Bogactwa, sława i przyiaźń nayszczęśliwszym czyniły go z ludzi. Jednoś wyrzekł słowo i wszystko zniknęło dla niego!... Patrzay iak wynagrodzić chce twoie okrucieństwo