Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Jednak teraz Galeona była pewna, że to, co teraz zamierza powiedzie się, i to przy minimalnym wysiłku z jej strony. Dookoła podobizny nakreśliła okrąg, po czym ułożyła dłonie z rozczapierzonymi palcami po obu stronach figurki. Pochyliwszy się, patrzyła w miejsce, gdzie powinna być twarz, szepcząc ostatni fragment zaklęcia i wplatając weń imię żołnierza. -Norrec... Norrec... Świat wokół niej odsuwał się. Wzrok Galeony wyostrzył się, przemykała ponad pustyniąjakby była orłem, który porusza się z prędkością wiatru. Mknęła coraz szybciej aż nie mogła dostrzec, jaki krajobraz rozciąga się pod nią. Jej czar działał. Wspomnienie krótkiego spotkania z tym głupcem wzmocniła magią, koncentrując się na jego twarzy i postaci. - Norrec... pokaż mi... pokaż mi, gdzie jesteś... Nagle wokół zapadła ciemność. Ta zmiana tak zaskoczyła Galeonę, że niemal przerwała zaklęcie. Tylko szybkie myślenie umożliwiło utrzymanie cennego połączenia - nie miała czasu na ponowne nawiązywanie łączności. Oddalenie się od armii nawet na tak krótki czas mogło wywołać podejrzenia Augustusa. - Norrec... pokaż mi... Pojawiła się jego twarz, z zamkniętymi oczyma i ustami. Przez chwilę wiedźma zastanawiała się, czy przypadkiem nie umarł, ale potem zdała sobie sprawę, że gdyby tak było, to jej zaklęcie by nie zadziałało. Piaskowa podobizna wymagała żywego celu. Skoro nie jest martwy, zatem co się dzieje? Galeona sięgnęła głębiej, wkroczyła do wymiaru, w którym przebywał Norrec. Ze światem rzeczywistym łączyła ją teraz tylko wiotka nitka kontaktu, ale też mogła dowiedzieć się znacznie więcej. Wreszcie wiedźma zobaczyła, gdzie znajduje się jej cel. To, co zobaczyła, zaskoczyło ją tak bardzo, że tym razem nie mogła się powstrzymać i zerwała z nim kontakt. Jego twarz wycofała się, znikając z taką szybkością, że poczuła zawroty głowy. W tej podróży do tyłu znów pojawiła się ciemność, a potem Galeona ponownie mknęła przez pustynię. Wiedźma upadła z westchnieniem na gorący piasek. Zignorowała niewygodę, ignorowała wszystko. Liczyło się tylko to, czego się dowiedziała. - A zatem... - wyszeptała Galeona - Mam cię, moja śliczna laleczko... CZTERNAŚCIE Gwałtowny wstrząs targnął Karą Nocny Cień, wyrzucając z otaczającej ją ciemności. Nekromantka próbowała nabrać powietrza, ale natychmiast zaczęła kaszleć. Próbowała oddychać, lecz jej płuca nie działały tak, jak powinny. Rozkaszlała się, wypluwając cały ocean wody. Kaszlała i kaszlała, usiłując opróżnić płuca po to, by móc nabrać życiodajnego powietrza. Wreszcie mogła oddychać, choć nieco niepewnie. Nekromantka leżała nieruchomo, starając się przyjść do siebie. Powoli odzyskała świadomość na tyle, że zaczęła wyczuwać inne rzeczy, takie jak otaczający ją chłód i przenikającą przez ubranie wilgoć. Zgrzytające coś w ustach zmusiło ją do plucia -w końcu zdała sobie sprawę, że leżała twarzą w dół na piaszczystej plaży. Świat znowu zakręcił się wokół niej. Podnosząc głowę, Kara zobaczyła, że na niebie gromadzą się chmury: zupełnie jak przed burzą, przez którą płynęła „Królewska Tarcza". Podejrzewała, że te chmury zapowiadaj ą tę samą burzę, tym razem mającą uderzyć na dużym odcinku wschodniego wybrzeża. Zaczęły powracać wspomnienia: kapitan Jeronnan walczący z rewenantami, dwóch nieumarłych wyciągających nekromantkę przez portal wprost w szalejące morze. Dalej nie mogła sobie niczego przypomnieć. Nie miała pojęcia, jak przeżyła. Czarodziejka nie wiedziała nawet, jak los spotkał kapitana Jeronnana i jego ludzi. Wydawało się, że portal nie wpłynął na całość kadłuba, więc jeśli „Królewska Tarcza" przetrwała to zdarzenie, to statek wkrótce powinien przypłynąć do Lut Gholein - o ile już tam nie dotarł. Kara zamrugała, pomyślała o mieście. Niezależnie od losu „Królewskiej Tarczy", gdzie, na Rathmę, wylądowała? Nekromantka z wysiłkiem dźwignęła się na klęczki i rozejrzała wokół. Niewiele się dowiedziała - piach i kilka wytrzymałych roślin typowych dla nadbrzeżnego środowiska. Nie widziała śladu cywilizacji czy jakiegokolwiek człowieka. Przed nią znajdowało się strome urwisko, uniemożliwiające obserwację. Kara wołała uniknąć wspinaczki, więc uważnie popatrzyła wpierw na lewo, potem na prawo, lecz to również niewiele dało. Jedynym wyjściem było wspięcie się na urwisko. Kara zmusiła się do dźwignięcia na nogi, wciąż czując się tak, jakby wypluła Bliźniacze Morza. Wiedziała, że powinna zdjąć większość przemoczonej odzieży, ale nie uśmiechała się jej myśl o byciu odkrytym przez tubylców bez czegoś na grzbiecie. Poza tym, mimo wiatru, dzień wydawał się dość ciepły. Jeśli się trochę porusza, jej strój z pewnością wyschnie