Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Popatrzyła na niego ze złością i irytacją. - Co ty nie powiesz! Hm, nie jesteśmy zabobonnymi dzikusami, za jakich nas bierzecie. Bo bierzecie nas za dzikusów, prawda? - Nie, ja wcale... - Wiemy, że Uvarov nie jest bogiem. To tylko człowiek - chociaż bardzo wiekowy, dziwny i wyjątkowy. On chyba pamięta, po co w ogóle zbudowano ten statek. Jutrzejszy Dniu, ja mieszkam na drzewie i wyrabiam różne rzeczy z drewna i lian. Ty mieszkasz - wskazała machnięciem ręki - gdzieś tam w jakimś pudełkowym domu i wyrabiasz różne rzeczy z metalu i szkła. To jedyna różnica między nami. Mój lud nie jest prymitywny i nie jesteśmy ignorantami. Wiemy, że żyjemy w wielkim statku kosmicznym. Może rozumiemy to lepiej od was, bo widzimy prawdziwe niebo. „Nie w tym rzecz - pomyślał z irytacją i bezradnością. - Ty i ja różnimy się. Może bardziej niż to sobie wyobrażasz”. Prządka Powrozów była piętnastoletnią dziewczyną - żywą, dociekliwą, śmiałą i bezczelną. Jutrzejszy Dzień piętnaście lat miał pięć wieków temu. Ale nawet wtedy uznałby ją za niesfornego urwisa. Podejrzewał ze smutkiem, że była mu bardziej obca niż Uvarov. Jeden z leśnych ludzi pomalowany cienką warstwą farby podszedł do nich. - Daje ci w kość? - spytał z uśmiechem. Prządka Powrozów parsknęła ze złością. Jutrzejszy Dzień patrzył w dół na przybysza, starając się ustalić jego tożsamość. „Niech to szlag trafi, te wszystkie liliputy są do siebie podobne” - pomyślał, ale... przypomniał sobie. To był Strugacz Strzał, ojciec Prządki Powrozów. Zdobył się na sztuczny uśmiech. - Nie, nie. Chyba nawet próbowała mnie pocieszyć. Tłumaczyła, że nie powinienem obawiać się starego Uvarova. Wózek starca podskoczył na powierzchni pierwszego pokładu. Trójka ludzi otaczająca Uvarova rozwiązała liny wózka; pomknęły w górę jak żywe stworzenia. Uvarov rozchylił powieki zakrywające puste oczodoły i warknięciem wydał rozkazy swemu orszakowi. Strugacz Strzał zatrzymał wzrok na Jutrzejszym Dniu. - A ty boisz się Uvarova? Jutrzejszy Dzień przyłapał się na tym, że nerwowo wyłamuje sobie palce. Spróbował się opanować. - Nie. Wierz mi, w moim świecie jest wiele nieudanych przypadków terapii desenektyzacyjnej, równie. . . zaskakujących jak w przypadku Uvarova. Chociaż może nikt nie dorównuje mu wiekiem. - Uvarov jest gotowy - oznajmiła Prządka Powrozów. - Więc powinniśmy wyruszyć, chyba że zamierzacie przestać tu i przegadać cały dzień... Na pierwszym pokładzie utworzyła się mała procesja. Prowadził Jutrzejszy Dzień, nadając wolne spacerowe tempo. Za nim toczył się Uvarov. Niewidoczny silniczek wózka pracował z głośnym warkotem. Po obu stronach pojazdu kroczyli Strugacz Strzał i Prządka Powrozów, delikatnie nawracając ślepca na ścieżkę, kiedy z niej zbaczał. Leśni ludzie miękko stąpali po zużytym metalu, zostawiając za sobą ślady, mokre od potu i brudne od ziemi. Strugacz Strzał niósł luk i kołczan, przewieszone przez ramię, a dmuchawka Prządki Powrozów dyndała u jej pasa, tajemnicza i zabójcza. Nagie, pomalowane ciała rysowały się bajecznymi plamami na tłe ponurych, szaroburych ścian. Oczy leśnych ludzi, wyzierające z jasnych malunków, były szeroko otwarte i czujne. Nawet okulary Prządki Powrozów nie mogły ukryć jej podejrzliwości. Jutrzejszemu Dniowi udało się zaaranżować rozmowę z planistą Milpitasem. Postanowił ograniczyć podróż w głąb pokładu - pierwsze od wieków zetknięcie dwóch światów statku - do wybranej trójki. Nie chciał narażać społeczności pokładów na większy szok kulturowy niż to było konieczne. Oddalili się od śluzy, żegnając obraz dżungli, i znaleźli się w typowym środowisku pokładów, świecie metalowych ścian. Prządka Powrozów początkowo stąpała zdecydowanym, pewnym siebie krokiem, ale niebawem utraciła nieco buńczuczności i pobladła na twarzy. Jutrzejszy Dzień poczuł pewną ulgę. - Co się z tobą dzieje? Zdenerwowana? Spojrzała na niego wyzywająco i przełknęła z trudem ślinę. - A nie powinnam? Ty nie? - Prządko... - zaczął Strugacz Strzał. - Nie w tym rzecz. - Zmarszczyła okrągłą twarz. Okulary nieco zjechały jej z nosa. - Chodzi o ten smród! Jest wszędzie Nie można się od niego uwolnić. Musi tu być od zawsze. Nic nie czujecie? Jutrzejszy Dzień podniósł twarz, nieco zaalarmowany. Nawet stary Uvarov, ślepy, uwięziony w wózku, odwrócił się, wciągając powietrze przez zniszczony nos. - Nie rozumiem... - zaczął Jutrzejszy Dzień. - Prządko, nie sądzę, by stało się coś złego - przemówił cierpliwym tonem Strugacz Strzał. - To tylko woń ludzi. Ludzi, metalu i maszynerii. Tu, na dole, jest inaczej, musimy się do tego przystosować. Na twarzy Prządki Powrozów odbiła się groza. - Przecież to ohydne. Powinno się coś z tym zrobić. Jutrzejszy Dzień ogarnęła irytacja i rozbawienie. - Zrobić? Na przykład co? - Na przykład zasadzić parę drzew. - Wyzywającym ruchem uniosła girlandę orchidei i przycisnęła ją do twarzy, ostentacyjnie wciągając zapach kwiatów. Strugacz Strzał zrównał się z Jutrzejszym Dniem. - Ona nie chciała was obrazić - powiedział zupełnie serio. Jutrzejszy Dzień westchnął. - Nie przejmuj się tym. Ale... ja jestem stary, Strugaczu. Może starszy niż potrafisz to zrozumieć. - Spojrzał z ukosa na człowieczka z lasu. Strugacz Strzał robił wrażenie kompetentnego, praktycznego osobnika - chociaż jego niziutka postać, nagie stopy i pomalowana twarz były zupełnie nie na miejscu w tym sterylnym otoczeniu. - Trochę trudniej usiedzieć mi w jednym miejscu niż większości tutejszych mieszkańców