Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Le|aB chwil, nasBuchujc. Znów podchwyciB gBosy. Po jakim[ czasie huknB strzaB. Jean nie zobaczyB ognia, ale zorientowaB si, |e strzeliB wartownik na póBnoc od zabudowaD. W cigu nastpnego kwadransa zrobiB odkrycie, |e najbli|szy wartownik strzela z waBu nad rowem i znajduje si mo|e o sto kroków od niego, a nastpny bardzo niewiele dalej. Dwaj tak blisko siebie! Na to Jean nie liczyB. Namy[laB si, co pocz. PostanowiB obej[ ich i podsun si mo|liwie blisko. Rów za waBem znakomicie nadawaB si do tego celu. ByB suchy, piaszczysty, zaro[nity po brzegach wysokim zielskiem. Jedno tylko niepokoiBo Jeana. Mianowicie nie mógB unikn ocierania si o niewidzialne, suche zdzbBa. Tote| posuwaB si jak [limak, cal po calu. Du|o czasu upBynBo, nim zobaczyB na tle granatowego nieba czarn posta siedzcego czBowieka. Podczas gdy si podkradaB, z tej placówki padBy trzy strzaBy. Kilka chwil patrzyB i sBuchaB, po czym wznowiB swój [limaczy pochód, a| znalazB si o dwadzie[cia kroków od upatrzonej ofiary. PoczuB dym tytoniowy, lecz [wiateBka fajki czy papierosa nie widziaB, gdy| wartownik byB zwrócony do niego tyBem.  Wiesz, Ben  odezwaB si ten|e wartownik do towarzysza, który siedziaB zgarbiony o kilka kroków dalej  dziwi si, |e Somers przestaB strzela. Jean poznaB niemiBy, rozwlekBy gBos Greavesa. WzdrygnB si i raptownie spr|yB w sobie jak pantera, gotujca si do skoku.  % VIII  1 mnie to uderzyBo  odparB drugi wartownik.  Ostatni strzaB byB za ostry na jego strzelb. On ma kaliber czterdzie[ci pi.  A prawda. I ja to pomy[laBem  zgodziB si Greaves.  Pójd zobaczy, co si tam staBo. Ciemna posta znikBa za nasypem.  A uwa|aj  ostrzegB go Greaves.  ZawoBaj na Somer-sa. Nie zbli|aj si... Kto wie, czy ten podBy mieszaniec Isbel nie zabawiB si w Indianina. Ostro|ne kroki zaszele[ciBy w mokrej trawie i zrobiBo si cicho. Jean le|aB pBasko z policzkiem w piasku. {eby widzie Grea-vesa musiaB spoglda przed siebie w gór. PostanowiB go zabi tak czy owak. WalczyB z furi, jakiej w |yciu nie do[wiadczyB. Je|eli wstanie i zastrzeli go, to popsuje sobie dalszy plan, a chciaB wytraci wszystkie placówki. KusiBo go, |eby zawoBa szeptem do Greavesa:  Nie omylili[cie si, jestem!" i gdy si ten odwróci przera|ony, posBa mu kul. Ale wolaB zaryzykowa i rzuci si na niego z no|em. Skd mu si wziB ten dziwny, morderczy instynkt nie zastanawiaB si. CzuB jednak, |e wybraB najniebezpieczniejszy sposób. 141 NabraB du|o powietrza, zatrzymaB; odBo|yB strzelb; podniósB si bez szelestu jak cieD, wydobyB nó| i lekkimi, szybkimi skokami wbiegB po zboczu. Greaves musiaB usBysze posuwisty szmer mokasynów, gdy| odwróciB si ze wzdrygniciem. W tym momencie lewa rka Jeana wystrzeliBa jak w| i owinBa mu si mocno naokoBo szyi. Prawa, uzbrojona w nó|, mogBa skoDczy [mierteln spraw jednym pchniciem. Ale poczuwszy pod nagim ramieniem |yw drgajc szyj, Jean przeobraziB si w jednej sekundzie w dzikiego czBowieka. Nie do[ mu byBo zabi nieprzyjaciela ojca. Fizyczne zetknicie rozptaBo w nim Indianina. Ale to nie byBo wszystko. Gdy pchnB szamoczce si ciaBo, do[wiadczyB tej samej srogiej uciechy co wtedy w walce z Simmem 30A5'B. Greaves potwierdzaB podBe, oszczercze niedomówienia Bruce'a. Jeanem powodowaBo w tej chwili co[ wicej ni| nienawi[. Greaves byB ci|ki, pot|nie zbudowany