Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Druga nowina jest na tej tablicy, za chwilę ją odwrócę. Który zastęp odczyta i wyjaśni treść, zdobędzie nagrodę specjalną. Przyniósł tablicę, ustawił w dobrym świetle. Księżyc już badał tajemnicze znaki. Druhowie zbliżyli się, wyciągali szyje. Na czarnym tle jaśniały słowa nagryzmolone kredą. Zaczęli je czytać z mozołem: Peijote kaubea deo jotakaubea jotakaube deo emicehaeta peijoteeszet tey peijote jota kaoempeaenijota ceaeła Wróbel zmarszczył brwi, czytał uważnie ruchem warg, potem odezwał się z powagą: - Byli tu dziś rano pionierzy z zagranicy. Nie mogę wam powiedzieć skąd. Zostawili dla was tekst piosenki ludowej, pisany w mowie swojego kraju. Kto zna język i odczyta piosenkę, zdobędzie nagrodę dla swojego zastępu. - Wpadliśmy - szepnął Felek do Marka - zdemaskował nas. Marek płonął jak w gorączce. - Więc on wszystko wie! - Zna całą tajemnicę! Odczytał szyfr. - Szkoda, żeśmy się sami nie przyznali! Co robić? - Głupio się przyznawać dopiero wtedy, gdy złapią za rękę. • Gromada tymczasem sylabizowała dziwaczne słowa: ...peijote kaubea... - To pewnie coś o kowbojach! kaubea i jotakaubea. - Chłopaki! Przecież to łacina. Widzicie słowo deo? - No pewnie! Ksiądz to zawsze śpiewa za pogrzebem. I w kościele, deo gracjas... - Ale! Za pogrzebem. Jak łacina, to zaraz ma być pogrzeb? - obu- rzył się Zenek. - To jest przecież druga zwrotka hymnu Gaudeamus igi- tur. Słyszałem, jak mój starszy brat śpiewał z kolegami. Zaczął pełnym głosem, donośnie i czysto, na melodię Gaudeamus igi- tur. Śpiewając wybijał takt ręką i nogą. Inni znali pieśń, próbowali nucić razem z nim. Szło im to coraz lepiej. Nad polaną zabrzmiała studencka pieśń: peijote kaubea deo jotakaubea! Nieprawdopodobny paroksyzm śmiechu, jaki powykręcał twarze har- cerzy-studentów, zakłócił uroczystą chwilę. Zenek był oburzony. - Co, nie słyszeliście nigdy hymnu Gaudeamus? -wołał. Andrzej Wróbel odwrócił się do kadry instruktorskiej. - Cóż wy, stare konie, sobie myślicie? Swoim rżeniem psujecie wszy- stko! Potem uważnie patrzył na druhów. Marek ścisnął Felka za rękę. - Idę-powiedział. - Ja z tobą. ,- Zostań. Biorę na siebie całą winę - szeptał Marek. - Oszalałeś? Idziemy razem. Ich sprzeczka była coraz głośniejsza. Nie zależało im już teraz na za- chowaniu tajemnicy. Przepchnęli się między kolegami, gnali do przodu, jeden przez drugiego. - Druhu! - zawołał Marek dramatycznym głosem - ja to przetłu- maczę. - Tym razem pewno będzie greka - żartował Korek. - Raczej esperanto... Ale drużynowy podniósł ostrzegawczym gestem rękę. - Proszę o spokój. Weź kredę. Napisz tu jakiekolwiek słowo w tym języku. Marek wziął kredę. Pisał bez wahania: Jota joteesteem wuienieen. Felek odebrał mu kredę i nie czekając na nic rysował wielkie litery: I emojota wuiena. - To po bułgarsku - zaczął Korek. - Bułgarzy mówią coś w tym ro- dzaju "Dobrota wodata za pite". Felek napisał chyba "Moja wujenko" czy coś w tym rodzaju. - Raczej coś w tym rodzaju - zażartował Andrzej Wróbel i zwrócił się do wszystkich druhów. Poczekał, aż gwar ucichł zupełnie, jakby chciał ogłosić rzeczy wyjątkowo ważne. Ale powiedział tylko parę słów. - Marek i Felek zdobyli nagrodę dla zastępu Czarnych Stóp. Organ- ki! Dwaj chłopcy stali przy tablicy ogłoszeń i patrzyli na drużynowego. Czekali. Byli pewni, że lada chwila powie wszystkim o ich dziwnym za- chowaniu, o tym, że mają coś wspólnego z nocnym złodziejem. Ale dru- żynowy milczał. Marek odezwał się pierwszy. - Druhu! Ja wyjaśnię, dlaczego nie powiedziałem od razu, kto ukradł serdelki. Znalazłem papier na Radostowej. Po śladach trafiłem do szopy. Duża wyżlica i pięć małych szczeniąt. Powinienem od razu powiedzieć, ale się bałem, że druh oboźny zabroni dożywiać te psy. Więc robiliśmy z tego sekret. - A teraz się boimy... - dokończył Felek. - Kary się boicie?! Rychło w czas! - Eee tam. Nie kary! - zawołał Felek i zwrócił się do Marka. -Jak dziś ten byk potłukł sukę rogami, to trzeba było natychmiast po powrocie zawiadomić druha. Bo jeśli suka zdechnie, to co będzie ze szczeniakami? - Kto kogo potłukł? Co wy pleciecie? Teraz wszystkie Czarne Stopy razem z Maćkiem Osą i z Hindusem opo- wiadały równocześnie. Drużynowy słuchał, a co najważniejsze, zrozu- miał bez trudu. Spojrzał na zegarek. - Tacyście troskliwi? No, no, no. Pogotowie ratunkowe! Zamiast od razu powiedzieć, co się stało, spokojnie trzymacie wodę w ustach. Jutro skoro świt idziemy na pomoc psiej rodzinie. - Druhu... Może jeszcze dziś - pytał nieśmiało Felek. - O dwunastej w nocy! Przez Lubrzankę i po zboczu Radostowej? Nie, moi drodzy. Gdyby suka była ciężko ranna, wasz Maciek Osa wie- działby, jak ma postąpić. -Ale my widzieliśmy lepiej... - Trzeba było przyjść od razu. Dosyć! Odmaszerować! Oboźny zagwizdał i ogłosił: - Za najciekawsze zdobycze zebrane podczas wędrówki pierwszą na- grodę w postaci tenisowych rakiet dostają Białe Foki. - Aaaaa! - Za bezbłędne odczytanie szyfrowego tekstu piosenki ludowej Pije Kuba do Jakuba drugą nagrodę w postaci organków otrzymują Czarne Stopy! Razem z moimi osobistymi gratulacjami. - Aaaaaa! - A teraz prędko spać! Za piętnaście minut gwiżdżemy na ciszę. Harcerze biegli do namiotów. Zastęp służbowy gasił piaskiem ognisko