Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Wóz albo przewóz - pomyślała Lacey, nabierając powietrza w płuca. - Jeśli dobrze to odegram, będę mogła debiutować na Broadwayu. Pod warunkiem że będzie mi wolno wrócić do Nowego Jorku. Kiedy otworzyła drzwi agencji, jej wejście obwieścił dzwonek. Kobieta podniosła wzrok i podeszła przywitać się z Lacey. - Jestem Millicent Royce - powiedziała, wyciągając dłoń. - Pani z pewnością jest Alicją Carroll. Lacey polubiła ją od pierwszej chwili. Millicent Royce była postawną, korpulentną kobietą koło siedemdziesiątki, ubraną w doskonale leżącą garsonkę z dzianiny; cerę miała gładką, bez makijażu. Lśniące, siwe włosy zawiązywała w kok; podobną fryzurę nosiła babka Lacey. Miała przyjazny uśmiech, ale kiedy Lacey usiadła, zauważyła, że przenikliwe, niebieskie oczy Millicent bacznie się jej przyglądają. Lacey była zadowolona, że włożyła na siebie kasztanowy żakiet i szare spodnie. Strój był konserwatywny, ale przyjemny; poważny, ale nie pozbawiony stylu. Poza tym Lacey wierzyła, że to ubranie przynosi jej szczęście w kontaktach z klientami. Może teraz pomoże jej dostać pracę? Millicent usiadła naprzeciwko Lacey. - Okazało się, że jednak mam dzisiaj dużo pracy - powiedziała z żalem w głosie - więc nie mogę pani poświęcić wiele czasu. Proszę mi coś o sobie powiedzieć, Alicjo. Lacey czuła się jak na przesłuchaniu. Millicent Royce ani na chwilę nie oderwała wzroku od jej twarzy. - Cóż... Skończyłam trzydzieści lat. Jestem zdrowa. W ciągu minionego roku w moim życiu zaszło wiele zmian. Bóg jeden wie, że to prawda - dodała w myślach Lacey. - Pochodzę z Hartford w stanie Connecticut. Po ukończeniu college’u przez osiem lat pracowałam jako sekretarka lekarza, który odszedł teraz na emeryturę. - Jaką pracę pani wykonywała? spytała pani Royce. - Byłam recepcjonistką, prowadziłam kartoteki, księgowość i wypełniałam formularze medyczne. - Czyli ma pani doświadczenie w pracy z komputerem? - Tak. Lacey zauważyła, że pani Royce zerknęła na komputer stojący w pokoju, w którym przyjmowano klientów. Obok niego leżała sterta dokumentów. - Tutaj musiałaby pani odbierać telefony, sprawdzać aktualność danych, przygotowywać ulotki informacyjne o nowych nieruchomościach, dzwonić do osób, które mogłyby być zainteresowane nowymi propozycjami i przyjmować klientów. Nie będzie pani sprzedawała. To należy do mnie. Najpierw jednak chciałabym wiedzieć, dlaczego pani myśli, że będzie się pani podobała praca w handlu nieruchomościami? Bo bardzo lubię dopasowywać ludzi do miejsc - pomyślała Lacey. - Lubię mieć rację i lubię widzieć radość w oczach ludzi, kiedy pokazuję im dom czy mieszkanie, wiedząc, że to jest to, czego szukają. Bardzo lubię się targować, zanim ostatecznie sfinalizuję transakcję. Zamiast tego wszystkiego, powiedziała: - Wiem tylko, że już nie chcę pracować w gabinecie lekarskim, a praca w handlu nieruchomościami zawsze mnie ciekawiła. - Rozumiem. W takim razie poproszę o numer telefonu lekarza, u którego pani pracowała. Jeśli za panią poręczy, czego jestem pewna, przyjmę panią na próbę. Ma pani jego numer telefonu? - Nie. On zmienił numer i zastrzegł go. Nie chciał, żeby byli pacjenci do niego wydzwaniali. Zmarszczone brwi Millicent powiedziały Lacey, że jej odpowiedź wydała się zbyt ogólnikowa. Przypomniała sobie, co powiedział jej szeryf Svenson: „Zgódź się pracować za darmo przez dwa tygodnie, albo nawet przez miesiąc”. - Mam pewien pomysł - powiedziała Lacey. - Proszę nic mi nie płacić przez miesiąc. Po tym okresie, jeśli będzie pani ze mnie zadowolona, zatrudni mnie pani. Jeśli się okaże, że nie nadaję się do tej pracy, odejdę. - Lacey bez jednego mrugnięcia patrzyła w czujne oczy Millicent. - Nie pożałuje pani - dodała. Pani Royce wzruszyła ramionami. - W Minnesocie, Krainie Jezior, nazywamy to propozycją nie do odrzucenia. 28 Dlaczego dotąd nie poinformowano pana Landiego o tym fakcie? - spytał spokojnie Steve Abbott. Był poniedziałek po południu. Abbott koniecznie chciał towarzyszyć Jimmy’emu w spotkaniu z detektywami Sloanem i Marsem w dziewiętnastym komisariacie. - Chcę wiedzieć, co tam się dzieje! - powiedział mu rano Jimmy, wyraźnie rozgniewany. - Coś jest nie w porządku. Gliny muszą wiedzieć, gdzie jest Lacey Farrell. Nie mogła tak po prostu zniknąć. Była świadkiem morderstwa! - Dzwoniłeś do nich? - spytał Steve. - Oczywiście, że dzwoniłem, ale kiedy o nią spytałem, powiedzieli mi, że „Parker i Parker” wskaże kogoś innego, kto zajmie się sprzedażą mieszkania. Nie po to dzwoniłem. Czy oni naprawdę myślą, że w tej chwili najbardziej zależy mi na pieniądzach? Poszaleli! Powiedziałem, że tam przyjadę i że żądam wyjaśnienia. Abbott pomyślał, że zamalowanie wizerunków Heather w restauracji pogłębiło jeszcze gniew i depresję Jimmy’ego. - Jadę z tobą - uparł się