Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Czemu pytasz? Miast odpowiedzi klasnęła Salome w dłonie i wyrzekła głosem, w którym pobrzmiewała nuta okrutnej radości: - Królowa udziela ci audiencji, Sokole! Rozwarły się zdobne złotymi arabeskami drzwi i do komnaty wkroczył mąż rosły, o postawie wojownika, na jego zaś widok Taramis wydała okrzyk zdumienia i złości: - Konstancjusz! Jak śmiesz wchodzić do mej alkowy! - Jam to, w rzeczy samej, Wasza Wysokość. - Przybysz schylił w szyderczym pokłonie głowę o rysach drapieżnego ptaka. Konstancjusz, zwany przez ludzi Sokołem, był wysokim człekiem o szerokich barach a wąskim w talii, silnym i gibkim jak kuta stal. I był urodziwy - na orli, okrutny sposób. Twarz miał spaloną słońcem, a włosy, które odgarniał z wysokiego czoła aż na tył głowy, czarne niczym skrzydło kruka. Oczy jego były ruchliwe i czujne, a okrutnego wyrazu wąskich ust nie łagodził cieniutki wąsik. Miał na sobie ciemny jedwabny kubrak, nogawice i buty z kurdybanu; jego odzienie nosiło ślady obozowego życia, a w wielu miejscach pozostawił na nim rdzawe plamy pancerz. Podkręcając wąsa wojownik omiótł spojrzeniem wtuloną w kąt łoża niewiastę, a uczynił to z taką bezczelnością, że królowa aż drgnęła. - Na Isztar, Taramis! - powiedział miękko. - Znajduję cię bardziej ponętną w nocnej tunice niż w królewskich szatach. Do licha! Ta noc zapowiada się nader interesująco! Przerażenie pojawiło się w ciemnych oczach Taramis; w lot pojęła, że Konstancjusz nie odważyłby się na taką obelgę nie będąc pewnym siebie. - Szaleńcze! - rzekła. - Jeśli nawet jestem w twej mocy tu, w tej komnacie, to nie ujdziesz pomsty mych sług; rozedrą cię na strzępy, jeśli mnie dotkniesz. Spróbuj, jeśli sądzisz, że ujdziesz z życiem! Konstancjusz zaśmiał się szyderczo, a Salome zawtórowała mu i niecierpliwie skinęła dłonią. - Dość tej dziecinady, przejdźmy do sedna sprawy. Słuchaj, droga siostro! Jam to przysłała Konstancjusza do twego królestwa; gdy postanowiłam zasiąść na tronie Khauranu, poczęłam szukać kogoś, kto by mi w tym dopomógł, i wybrałam Sokoła, albowiem całkowicie pozbawiony jest cech zwanych przez ludzi zacnymi. - Pełen jestem podziwu dla twej dobroci, pani - mruknął Konstancjusz ironicznie, pochylając nisko głowę w przesadnie uprzejmym ukłonie. - Posłałam go do Khauranu i gdy jego wojownicy już obozowali na równinie poza murami, a on sam był w pałacu, weszłam do miasta przez bramę w zachodnim murze - pilnujący jej głupcy myśleli, że to ty wracasz z jakiejś nocnej schadzki. Rumieniec zapłonił lico Taramis, a oburzenie wzięło górę nad monarszym opanowaniem. - Ty żmijo! - zakrzyknęła. Salome uśmiechnęła się okrutnie i ciągnęła swą opowieść: - Byli, oczywiście zaskoczeni, ale wpuścili mnie, nie ważąc się zadawać pytań; w ten sam sposób weszłam do pałacu, a oniemiałym strażnikom kazałam odmaszerować - podobnie jak i ludziom pilnującym Konstancjusza w południowej wieży. Później przyszłam tu, a po drodze zatroszczyłam się o twoje podręczne. Taramis zbladła i drżącym głosem zapytała: - Cóż było dalej? - Słuchaj! - Salome hardo odrzuciła głowę wskazując na okno - poprzez grube szyby dochodził ledwie słyszalny odgłos maszerujących zastępów, pobrzęk pancerzy i oręża; stłumione głosy wykrzykiwały rozkazy w obcym języku, a alarmujące nawoływania mieszały się z wrzaskami przepojonymi trwogą. - Ludzie pobudzili się i poczynają się dziwić - rzucił sardonicznie Konstancjusz. - Będzie lepiej, Salome, jeśli pójdziesz, by ich uspokoić. - Zwij mnie od teraz "Taramis" - odparła wiedźma. - Trza nam do tego przywyknąć. - Cóżeście uczynili? - zakrzyknęła królowa. - Ach, cóżeście uczynili?! - Czyżbym zapomniała ci powiedzieć, że byłam też u bram i rozkazałam żołnierzom, by je otworzyli? - rzekła Salome uśmiechając się złośliwie. - Byli zaskoczeni, ale usłuchali - słyszysz właśnie armię Sokoła wkraczającą do miasta. - Diablico! - zakrzyknęła Taramis. - Korzystając z podobieństwa do mnie oszukałaś mój lud! O Isztar! Cały naród zrozumie, iż jestem zdrajczynią! Ach, pójdę zaraz do nich... Z okrutnym chichotem Salome schwyciła ją za ręce i szarpnęła w tył; choć młode i prężne, ciało królowej było bezradne wobec mściwej siły powodującej szczupłymi członkami Salome. - Czy wiesz, Konstancjuszu, jak dostać się z pałacu do lochów? - spytała wiedźma, a widząc potakujące skinienie głowy Sokoła, mówiła dalej: - To dobrze; weź tę dzierlatkę i zawrzyj ją w najgłębszej celi. Strażnicy są pogrążeni w narkotycznym śnie - zadbałam i o to. Poślij człowieka, aby poderżnął im gardła, nim się ockną