Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

— Nogi mam zdrowe — oznajmiłam. Wypisałam się na własną prośbę, obiecując, że będę dochodzić na dalszą kurację. Jakoś dotarłam do okiya, ale czułam się okropnie. Gardło paliło mnie żywym ogniem. Nie mogłam przełykać. Nie mogłam mówić. Ból i gorączka tak mnie osłabiły, że przez trzy dni nie wstawałam z łóżka. Kiedy wreszcie zdołałam się podnieść, Kuniko zabrała mnie do szpitala na kontrolę. W drodze do domu, gdy przechodziłyśmy obok jakiejś kawiarni, poczułam smakowity zapach świeżych ciastek. Przez ostatnie dni podawano mi tylko płyny, więc byłam głodna. Uznałam to za dobry omen. Ale w dalszym ciągu nie mogłam mówić, więc napisałam: „Jeść mi się chce" i podsunęłam kartkę Kuniko. — To świetnie — powiedziała. — W domu na pewno wszyscy się ucieszą. Tęsknie patrzyłam za ciastkami, ale powlokłam się w ślad za nią. Kuniko opowiedziała o tym Mamie Masako. — Och, to dobrze, że dzisiaj nie mamy sukiyaki! — zawołała Mama ze znanym mi przekornym uśmiechem. W porze obiadu po całym domu rozniosła się rozkoszna woń gotowanej wołowiny. Ciężkim krokiem weszłam do kuchni i napisałam: „Coś śmierdzi". — Co ty powiesz? — zachichotała Mama. — Mnie si? podoba ten zapach. „Ani trochę nie wyzbyłaś się dawnej złośliwości" —' 236 l gryzmoliłam z furią. „Urządzasz ucztę, bo wiesz, że nie mogę nic przełknąć!". Z rozpędu złapała za ołówek i zaczęła pisać odpowiedź. Odebrałam jej kartkę. „Nie musisz pisać! Nie jestem chora na uszy!". — Faktycznie! — roześmiała się z własnej głupoty. Poprosiłam o szklankę mleka. Wypiłam tylko jeden łyk i tak mnie zabolało w gardle, że poczułam, jak włosy jeżą mi się na głowie. Głodna wróciłam do łóżka. Moje znajome co chwila składały mi wizyty, lecz to mnie tylko denerwowało, bo nie mogłam zamienić z nimi ani słowa. Bardzo to przeżywałam. Jedna z koleżanek przyniosła mi wielki bukiet kosmosów, chociaż było już dawno po sezonie. „Ogromne dzięki — napisałam — ale wolałabym raczej coś konkretnego". — Niezbyt to miłe z twojej strony. Tyle się starałam, żeby znaleźć kwiaty. „Mam na myśli jedzenie! Jestem głodna". — To zjedz coś. „Nie mogę! Gdybym mogła, to nie umierałabym z głodu". — Moje biedactwo! A wiesz, że kosmosy mają moc uzdrawiania? Zwłaszcza te — dodała tajemniczo. — Nie kupiłam ich sama. KTOŚ mnie prosił, żeby ci je przynieść. Przypatrz im się, a sama zobaczysz, co się stanie. „Możesz być pewna, że to zrobię. W dzieciństwie ciągle z nimi rozmawiałam". Kiedy wyszła, odbyłam szczerą pogawędkę z kwiatami. Opowiedziały mi, skąd przyszły. Miałam rację. Kupił je ktoś, kto od niedawna zajmował kącik w moim sercu. Ogromnie za nim tęskniłam. Nie mogłam się doczekać, kiedy go znów zobaczę. A jednocześnie mnie przerażał. Miałam ochotę płakać. Nie rozumiałam, co ze mną się dzieje. 237 A może to Mamoru tak mi zrujnował życie? Może nie jestem zdolna do rozkoszy? Ile razy usiłowałam zbliżyć się do kogoś, sztywniałam cała, wyobrażając sobie, że znowu wpadłam w jego objęcia. Moim problemem nie są nerki lub gardło, myślałam. Najpierw powinnam kazać sobie zopero-wać serce. Najgorsze, że nie miałam zupełnie nikogo, z kim mogłabym o tym szczerze porozmawiać. 28 Jego pseudonim artystyczny brzmiał Katsu Shintaró. Poznałam go, gdy miałam piętnaście lat, na pierwszym oza-shiki, w którym uczestniczyłam jako maiko. Poprosił jedną z moich starszych koleżanek, żeby nas sobie przedstawiła. Podała jego prawdziwe imię, Toshio. Był największym gwiazdorem filmowym w Japonii. Oczywiście słyszałam o nim, ale rzadko chodziłam do kina, więc go nie rozpoznałam. Wywarł na mnie przeciętne wrażenie. Był ubrany niedbale. Miał na sobie zwykłą yukatę (bawełniane kimono), nie nadającą się na ozashiki, i w dodatku nieco wygniecioną. Do szyi kleił mu się puder — ślad po charakteryzacji. Byłam na tym przyjęciu zaledwie pięć minut, więc nawet nie rozmawialiśmy. Pamiętam tylko, że pomyślałam sobie: Fuj! Co za brudas! Liczyłam na to, że już więcej nigdy go nie zobaczę. Kilka dni później, wracając ze szkoły do domu, zajrzałam do ochaya. Akurat wtedy Toshio bawił tam ze swoją żoną. Przedstawił mi ją. Była znaną aktorką, więc ucieszyłam się, że ją poznałam. 239 Toshio niemal codziennie wpadał do Gion Kobu. Często też o mnie prosił. Unikałam go, jak tylko mogłam, ale zwyczaje karyukai każą gejszom przynajmniej raz na jakiś czas przyjmować mniej interesujące zaproszenia. Powiedziałam okasan, że nie chcę go widywać, ale to było wszystko, co mogłam wtedy zrobić. Ona też miała swoje zobowiązania wobec klientów. W gruncie rzeczy chodziło o interes. Pewnego razu Toshio poprosił moją akompaniatorkę o shamisen. Wręczyła mu go, a on zagrał znaną balladę Nagare (Nurt). Aż zachłysnęłam się ze zdumienia! Nie brakowało mu talentu. Słuchając go, dostałam gęsiej skórki.i — Kto pana tak nauczył grać? — zapytałam. Pierwszy) raz wprost do niego się zwróciłam. — Prawdę mówiąc, mój ojciec to iemoto Szkoły Kineya" gry na shamisenie. Zaczynałem już jako mały chłopiec. — Naprawdę? Jestem pod wrażeniem. Jeszcze pan coś ukrywa? Łuski spadły mi z oczu i ujrzałam go w całkiem nowym| świetle. Nie szata zdobi człowieka... Półżartem, oznajmiłam mu, że będę brała udział w jegol ozashiki tylko wtedy, kiedy za każdym razem zgodzi mi się coś zagrać