Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Micha³ Kohlhaas. Markiza O. Styl jest poszarpany, ma dreszcze, trzêsie siê, jakby ktoœ mówi³ na chwilê przed atakiem serca czy pêkniêciem ¿y³y. To wewnêtrzne napiêcie rozbija, rozdziera zdania, podmiot, orzeczenie potykaj¹ siê jak pijane. Wszêdzie najzupe³niej samowolnie stawia przecinek i ten rozdzielczy znak 299 jest jak puls chorego cz³owieka. Wszyscy pêdz¹ w tych wierszach w stron¹ ostatecznego napiêcia, katastrofy - nie tylko bohater, lecz tak¿e autor. Rzadko zdarza siê pisarz, który tak wyraziœcie wtapia swój los w styl literacki jak Kleist. Jego bohater, Micha³ Kohlhaas, którego spotka³a wielka krzywda, szukaj¹c sprawiedliwoœci, sam pope³nia wielk¹ niesprawiedliwoœæ. Kleist opowiada o tym z ogromn¹ pasj¹. Dziœ to rutyna. Hawthorne: Szkar³atna litera. W tym stuletnim arcydziele po dziœ dzieñ pulsuje ¿ywy, szlechetny pr¹d. Lakoniczny, staroœwiecki styl wydaje siê czasem nazbyt patetyczny, ale to nie przeszkadza. Stygmat, charaktery, nocna scena na szafocie, póŸniej dialog pomiêdzy Hester a jej pod³ym mê¿em - wszystko to romantyczna przesada. Ale nie os³abia ona przebijaj¹cej siê przez ca³oœæ wizji, która otacza postaci i przenika ca³¹ opowieœæ. Jakby ktoœ o³ówkiem i bladymi pastelami przedstawi³ j¹ na szorstkim papierze. Kiedy ten pisarz amerykañski, który tworzy³ w niewyobra¿alnej samotnoœci, z dala od ¿ycia literackiego, koñczy³ swoj¹ powieœæ, Goethe ju¿ nie ¿y³. A w Pary¿u tymczasem da³ siê poznaæ Balzak. Hawthorne i jemu wspó³czeœni - Whitman, Emerson, Thoreau, Melville, wszyscy pisali w g³êbokiej samotnoœci, bez ¿adnej stymulacji. Mo¿e dlatego romantyczna literatura amerykañska przemawia z tak¹ si³¹: autorzy nie mieli mo¿liwoœci nauczyæ siê tanich chwytów, nie znali jeszcze recept literackich. Koñcowa scena naprawdê przynosi czytelnikowi oczyszczenie: zamiast zemsty wyznanie, a potem œmieræ i ukojenie - co, choæ pe³ne romantycznej przesady (a mo¿e w³aœnie dziêki niej?), jest tak wstrz¹saj¹ce, jak niewiele stronic w historii powieœci. W bibliotece znajdujê tom wspomnieñ Churchilla zatytu³owany Triumph and Tragedy (wydanie Houghton-Mifflina, 1953). Na stronach 217-18 dialog: Churchill w 1944 roku w Moskwie napisa³ na skrawku papieru: Hungary: 50-50%..., Romania 90-10..., po czym zapad³a „wielka cisza", jak zwykle po podziale ³upów. Potem Churchill odchrz¹kn¹³ i spyta³: „Czy nie powinniœmy spaliæ tego papieru, który tak 300 cynicznie decyduje o losie stu milionów?" - na co Stalin odpowiedzia³ wzgardliwie: „Nie, niech go pan sobie zatrzyma". Strona ma zagiête rogi, musia³a byæ wielokrotnie czytana. List z Alaski. J. pisze, ¿e tamtejsze psy - potomki wilków - „jeszcze nie umiej¹ szczekaæ, bo dopiero od niedawna ¿yj¹ z ludŸmi, umiej¹ wiêc tylko wyæ". I: Eskimosi - jeszcze ci¹gle - czuj¹ siê obra¿eni, gdy ktokolwiek namawia ich do „pracy". Ka¿dy system jest tylko tyle wart, na ile s³u¿y interesom ludzi. System sowiecki nie s³u¿y ludziom, a jedynie utopii i interesom imperia-listycznej kliki dyktatorów. Teza, ¿e w koñcu zwyciê¿y ten, kto ma wiêksz¹ kulturê - a wiêc jest bardziej ludzki -jest tylko teoretycznym za³o¿eniem. Mo¿liwe, ¿e w koñcu zwyciê¿y ten, kto jest bardziej bestialski. Pisarska tajemnica Krudyego kryje siê w porównaniu. Niewielu jest pisarzy w literaturze œwiatowej, którzy, jak Krudy, tak rozrzutnie, z takim zdumiewaj¹cym bogactwem, dotykaln¹ dok³adnoœci¹, malarskim instynktem i dŸwiêkonaœladowcz¹ wiernoœci¹ u¿ywali porównania. Nigdy nie mówi, ¿e coœ jest takie albo inne, tylko od razu zawsze mówi: „takie jak..." Osoba, przedmiot, zjawisko natychmiast jest podobne do czegoœ. I porównanie, które wyczarowuje przed nami rozrzutnym gestem iluzjonisty, czyni rzeczywistoœæ bardziej plastyczn¹, wyrazist¹. Nastêpn¹ tajemnic¹ jest nieziemska pewnoœæ wyboru tematu. Szalone figury z pó³nocej czêœci kraju, samotne kobiety i mê¿czyŸni, monotonna szaroœæ krajobrazu, równina, na której te namiêtne istoty ¿yj¹ zamkniête w œwiecie swoich manii, wszystko to jest rzeczywistoœci¹ i wizj¹ naraz. Obrabowany, opuszczony przez wszystkich naród wêgierski w tym wieku wzbogaci³ siê o dzie³o ¿ycia, jakich niewiele w literaturze œwiata. 301 T Zawsze mnie zaskakuje doskona³y poziom bibliotek amerykañskich. Ksi¹¿ki Fagnieza Pere Joseph et Richelieu szukali przez dwa tygodnie, gdzieœ siê zawieruszy³a, na jednej z pó³ek w magazynie w piwnicy sta³a nie na swoim miejscu. Ale znaleŸli j¹ w koñcu pomiêdzy piêcioma milionami tomów. Tajemnicza szara eminencja, kardyna³ Richelieu, totumfacki króla Ludwika XIII w sprawach polityki wewnêtrznej i zagranicznej, brodaty, niski kapucyn o p³on¹cych oczach kupowa³ i sprzedawa³ ¿ycia ludzkie. W 1630 roku Jerzy Rakoczy (wed³ug autora francuskiego: Ragoczi) rozpocz¹³ rokowania z agentami Richelieu, którzy namawiali ksiêcia siedmiogrodzkiego do powstania przeciw Habsburgom. Jerzy Rakoczy by³ sk³onny chwyciæ za broñ tylko za porêczeniem, ¿e do koñca ¿ycia on i jego rodzina bêd¹ otrzymywali roczn¹ pensjê wysokoœci stu dwudziestu tysiêcy talarów. Pere Joseph uzna³, ¿e pomoc ksiêcia siedmiogrodzkiego nie jest a¿ tyle warta. Rokowania zosta³y przerwane. Dziêki zrabowanym t¹ drog¹ dobrom nowa klasa ¿yje w wielkim luksusie, a pracuj¹cym masom obiecuje, ¿e one te¿ dost¹pi¹ doczesnego dobrobytu, gdy tylko zostanie zbudowany - kiedyœ, za sto, dwieœcie lat - komunizm. D¿ilas jest jedynym komunist¹, który œmia³ nazwaæ rzecz po imieniu. Powiedzia³ te¿, ¿e ta nowa klasa paso¿ytów jest niewyobra¿alnie zawistna, zazdroszcz¹ jeden drugiemu co t³ustszych k¹sków i wówczas nastêpuj¹ krwawe czystki. Ale komuniœci, wed³ug D¿ilasa, likwiduj¹ ludzi uwa¿anych za wrogów tak¿e z innej przyczyny - m o g ¹ oni bowiem kiedyœ ewentualnie wyst¹piæ przeciw nowej klasie. I jest w tym swoista makiawelistyczna logika. W ramach systemu komunistycznego, skutkiem dialektycznego ruchu wrogiem nieuchronnie staje siê ten, kto jeszcze wczoraj by³ przyjacielem, bo fok jest ma³o, a Eskimosów wielu, tak wiêc aspiranci do nowej klasy likwiduj¹ tych, którzy ju¿ siê ob³owili. D¿ilas wypowiedzia³ tê prawdê i poszed³ do komunistycznego wiêzienia - logiczne. Jedyn¹ pociech¹ pisarza, artysty, kompozytora, cz³owieka twórczego jest to, ¿e mo¿e kontynuowaæ swoj¹ pracê tak¿e w okresie staroœci. Strach, który odczuwa emeryt, obawa, co siê z nim stanie, gdy zaniecha dzia³ania wed³ug codziennej rutyny, gdy nie bêdzie ju¿ móg³ prze³o¿yæ swojego czasu na rozk³ad godzin, gdy poczuje siê zbêdny i to poczucie sprowadzi nañ chorobê, a potem œmieræ - to dla pisarza, dla cz³owieka tworz¹cego stan nieznany. Owszem, cz³owiek twórczy w³aœnie w staroœci znajduje nowe bodŸce, odkrywa g³êbszy lub wy¿szy sens swojej pracy. Ale mo¿e to zrobiæ tylko artysta, pisarz. Ju¿ nawet naukowiec pozbawiony swego laboratorium czy sali wyk³adowej staje siê bezdomny