Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Przez cały czas wpatrywał się w tłum, jakby kogoś szukał. - Pospiesz się! - zażądał Pete. - Ja naprawdę chcę się spotkać z Hula Łupsami. - Już się robi. Bob zdecydował się na stare przeboje zespołu Kszyk w Krzakach, reggae grane przez jakąś grupę z Karaibów i rap w wykonaniu Eksplozji Mocy Pana Watta. Sprzedawca chwycił podane mu pięć dolarów i wcisnął je do kieszeni. - Nareszcie! Drzyjcie, gwiazdy rocka, bo nadchodzę ja! - wykrzykiwał rozentuzjazmowany Pete. Bob porwał z ziemi swoje pudło i ruszył za przyjacielem. - Wiesz - tuż pod sceną Pete odwrócił się gwałtownie - oni są naprawdę super! - A nie mówiłem? Sax jest pewien, że wygrają konkurs Jimmy’ego Cokkera. A wiesz, jaka jest główna nagroda? Dziesięć tysięcy dolarów plus sześciotygodniowa trasa koncertowa plus kontrakt z wytwórnią płytową. Taki kontrakt może zrobić z nich gwiazdy! - Kiedy to się rozstrzygnie? - Za trzy dni, w najbliższą sobotę w Los Angeles. Estrada znajdowała się na niewielkim wzniesieniu w samym środku targu. Dookoła ciągnęły się setki stoisk, straganów i zwykłych stolików. Ludzie byli wszędzie. Tańczyli, śmiali się, jedli watę cukrową albo prażoną kukurydzę, kupowali i sprzedawali - wszystko w rytmie narzuconym przez muzykę Łupsów. Bob i Pete obeszli scenę, żeby dostać się na zaplecze i znaleźć Saxa. Za kulisami było trochę spokojniej. Dało się nawet rozmawiać. Pete wepchnął podkoszulek w spodnie. “Nie - pomyślał - przedtem było lepiej”. Wyciągnął go z powrotem. - Jest mój człowiek! - rozległ się głos Saxa Sendlera. Po chwili on sam wychynął zza ściany wzmacniaczy. Sax miał czterdzieści kilka lat. Ubrany był jak zwykle w czarne spodnie, powyciągany sportowy pulower i wysokie sznurowane buty. Długie włosy, poprzetykane tu i tam siwizną, związał z tyłu w mały kucyk. Oficjalnie Bob pracował w Rock-Plus jako goniec, ale oprócz tego był doradcą szefa, jego ekspertem od młodzieżowych gustów, a nawet organizatorem koncertowych tras niektórych zespołów. Żadna praca nie sprawiała mu dotąd takiej frajdy. - Co tam masz? - Sax z zainteresowaniem popatrzył na pudło Boba. Ciekawość świata we wszystkich przejawach cechowała Saxa zawsze - w dawnych czasach, kiedy był hippisem, i teraz, kiedy został znanym impresariem. - Szkolne śmieci - odpowiedział za kolegę Pete. - I kilka kaset, które od zawsze chciałem mieć. Kupiłem je tutaj prawie za darmo - Bob pokazał Saxowi swój łup. - Już niedługo będziemy kupować nagrania Łupsów - mruknął Sax, przeglądając kasety. Nagle Bob zajrzał Saxowi przez ramię. - No nie! - krzyknął. - Co się dzieje? - podskoczył Pete. - Błąd. Na okładce jest Krzyk w Krzakach. - No i co? - Pete nie rozumiał, o co chodzi. - Jest “rz” zamiast “sz”. Powinno być Kszyk w Krzakach. - Czyżby wielkich wytwórni nie było stać na specjalistów, którzy sprawdzają pisownię tytułów? - zdziwił się Pete. - Rzecz w tym - wyjaśnił Sax - że legalne wytwórnie nigdy by nie wypuściły na rynek okładki z błędem. Przyjrzeli się dokładnie kasetom. Coś było z nimi nie tak. Litery rozmywały się na brzegach, kolory okładek nie były dobrze spasowane, niektóre teksty wyglądały, jakby ktoś wystukał je na starej maszynie do pisania, a potem powielił. Rysunek na wkładce Kszyku w Krzakach wydał się im dziełem nieudolnego amatora, odbitym na kolorowej kserokopiarce. - Trzeba je przesłuchać - Pete z ponurą miną odpiął walkmana. Posłuchał chwilę i podał słuchawki dalej. Nie było wątpliwości - od szumów na pierwszej kasecie bolały zęby, druga nagrana była zbyt wolno, a jęk, który się z niej wydobywał, wcale nie przypominał muzyki, na trzeciej nie dawało się rozróżnić słów. - Rozbój w biały dzień! - z trudem wydusił z siebie Bob. ROZDZIAŁ 2 PIERWSZE STARCIE - Piraci! - wykrzyknął Bob. - Całkiem możliwe - kiwnął głową Sax. - Takie miejsca zawsze przyciągają podejrzany element. Pete wytrzeszczył oczy. - Możecie mi wyjaśnić, o czym mówicie? - zapytał. - Kupiłem pirackie kasety. Przegrane z płyt albo taśm i sprzedawane jako oryginalne. Zerowa jakość nagrania. Nic mnie bardziej nie wkurza. - Co masz zamiar z tym zrobić? - zapytał Sax. Bob popatrzył na Saxa, potem na Pete’a i wysunął dolną szczękę. - Idę - powiedział. - Muszą mi oddać forsę. - Czekaj. Przecież obiecałeś przedstawić mnie Łupsom - marudził Pete. - Będziemy z powrotem, zanim skończą ten kawałek! Tylko się ruszajcie! I Bob z pudłem pod pachą pognał wąskim przejściem między straganami. Mruczał coś wściekle pod nosem, ale Pete i Sax, biegnąc z tyłu, nie rozróżniali słów. - Ciekaw jestem, jak to zrobi - Sax, który kochał takie sytuacje, był zachwycony. - To tu! - Patrzcie! - zawołał Pete. - Teraz jest tam dwóch facetów! Rzeczywiście. Drugi mężczyzna, wyższy i tęższy, też miał azjatyckie rysy. Wyraźna blizna, ciągnąca się od oka aż do szczęki, nadawała jego twarzy groźny i złowrogi wyraz. “A może to nie z powodu blizny - pomyślał Bob. - Może facet naprawdę jest zły?” Obaj piraci pospiesznie pakowali kasety do pudeł, które wrzucali do stojącej obok furgonetki. Było to bardzo dziwne, gdyż nikt inny nawet nie myślał o zwijaniu interesu. Kiedy Bob, Pete i Sax dotarli do stoiska, większość taśm znajdowała się już w samochodzie. - Przyszedłem oddać te kasety - odezwał się uprzejmie Bob, wyciągając rękę z taśmami. - Proszę o zwrot pieniędzy. To są zwykłe podróby. Kosztowały mnie pięć dolarów. Mężczyźni nawet na nich nie spojrzeli. Bardzo im się spieszyło. Mniejszy z niewiarygodną wprost szybkością układał kasety w kartonach, a ten z blizną biegiem odnosił je do samochodu. Rozmawiali cicho, w nierozpoznawalnym dla Boba języku, i przez cały czas obserwowali otaczający ich tłum
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Więc przyszliście pieszo z braku pieniędzy? NIEZNAJOMY Taak! MATKA (uśmiecha się) I pewnie nic nie jedliście? NIEZNAJOMY Taak! MATKA Bardzo pan jeszcze...
- Rosły moje ręce, nogi, głowa, działo się to bardzo szybko, powiększałam się, jakby mnie nadmuchiwano, czując jednocześnie, jak wiruje każda cząstka mojego ciała...
- Brodowki sutkowe mają bardzo różnorodność wielkość i kształt, a pod wpływem określonych czynników (pieszczoty, chłód) mogą wejść w stan erekcji, zwanej wzwodem brodawki...
- Potem bardzo wymownie i z wielkim przejęciem się ostrzegał swoje owieczki, aby jako prostaczkowie, ubodzy niby owi ptakowie niebiescy, a zatem mili Bogu, nie słuchali...
- Jest tylko rozdrażnienie, najprawdziwsze rozdrażnienie czło- wieka, którego oderwano od bardzo ważnych zajęć dla jakiegoś głup- stwa...
- W moim życiu nie było przesadnie dużo powodów do dumy i nie bardzo mogłam się czymś przechwalać, nie przypominając przy tym kogoś z rodziny Charlesa Man-sona1...
- "Przecież wtedy wyciągnęłaby po prostu energię z najbliższego węzła, żeby się uleczyć, a Treyyan natychmiast by to wyczuł, bo magia w tym węźle bardzo na niego oddziałuje...
- Wyznał mi, że widział na własne oczy łzy Matki Boskiej, a na zakończenie dodał: «Uklęknąłem i długo modliłem się również i za ciebie, który tak bardzo kochasz Ojca Pio i...
- Najczęściej wtedy, gdy bardzo długo pracuje nad celem i nagle pojawia się w jego świadomości coś takiego, że wie wszystko, co można wiedzieć o danym celu...
- Siedział przy trupie i myślał — myślał bardzo intensywnie, myślał zupełnie nowymi myślami...