Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Nie wiemy, czy ocean działa z premedytacją, złośliwie, czy też po prostu wyszukuje to, co najtrwalsze i najmocniej zafiksowane w podświadomości czy pamięci czterech bohaterów przebywających na Stacji. A wiemy, że traumatyczne wspomnienia bywają zarazem trwałe i silnie stłumione. Jak właściwie wyglądają zjawy dręczące moich bohaterów? Nie potrafię odpowiedzieć nic nad to, co znalazło się w książce, bo nic więcej nie wiem! Sartorius, który jest facetem szalenie oficjalnym i sztywnym, ma u siebie najprawdopodobniej jakieś dziecko. Czy on to dziecko molestował, czy łączą go z nim inne ponure wspomnienia, nie wiadomo, w każdym razie bardzo się wstydzi ujawnienia tej istoty. I podobny wstyd przeżywają inni, a Gibarian popełnia nawet z tego powodu samobójstwo; zresztą grubą Murzynkę, której postać wywołała u Gibariana reakcję tak gwałtowną, Amerykanie ze względu na political correctness całkowicie w filmie zlikwidowali. Kto zaś dręczy Snauta — pojęcia nie mam! Jest w powieści scena, w której trzyma on za rękę kogoś schowanego w szafie — i tyle. Główny bohater, Kelvin, który opowiada to wszystko w pierwszej osobie, musiał być natomiast wyposażony we wspomnienie, które nie byłoby ani pedofilne czy na inny sposób zboczeńcze, ani zbrodnicze. Nie mógł być Kubą Rozpruwaczem ani też złodziejem czy oszustem — wówczas cała historia nie trzymałaby się kupy. Dlatego wymyśliłem romans Kelvina z Harey, tragicznie zakończony z jego, jak sam sądzi, winy. Stąd osad w jego pamięci i dlatego ocean przywołuje właśnie Harey. Nie przywołuje jej ze względu na płeć i nie chodzi o pożycie, które Kelvin miałby z nią na Stacji Solaris pędzić, tylkoo wspomnienie historii, która miała na Ziemi zakończenie par excellence tragiczne i o której pamięć szła za Kelvinem. Uważam panowanie seksu w naszej kulturze za zjawisko maniakalne. Tymczasem wielu krytyków w Stanach Zjednoczonych opiniowało Solaris w kategoriach właśnie seksu, mnóstwo też mówiono — co mnie szczególnie dotknęło — o gołych pośladkach odtwórcy głównej roli. Sam Soderbergh zapowiadał Solaris jak coś pośredniego pomiędzy Odyseją kosmiczną Kubricka a Ostatnim tangiem w Paryżu Bertolucciego. Tego drugiego filmu nigdy zresztą nie widziałem… Pojawiły się już inne propozycje filmowe, dotyczące między innymi Niezwyciężonego. Chętnie bym przystał na jego ekranizację, przede wszystkim dlatego, że nie ma tam żadnych amorów w uniwersum, tylko po prostu statek kosmiczny szukający drugiego statku kosmicznego, który zaginął. Syn ostrzega mnie: najtrudniej będzie z uratowaniem Niezwyciężonego przed kobietami. Ja jednak absolutnie się nie zgadzam na dokooptowanie do załogi statku jakichkolwiek kobiet. W Niezwyciężonym pojawia się problem, który nazwałem problemem „nekroewolucji” czy „martwej ewolucji” automatów, nawracających ku formom prostym i najbardziej podstawowym i tworzących dzięki temu niemal niezniszczalny niby–organizm. Teraz się dowiaduję, że Michael Crichton napisał bestsellerowy tom pod tytułem Nanoroboty atakują. I są tam nanoroboty jak w Niezwyciężonym, tyle że z trzydziestopięcioletnim opóźnieniem. W Ameryce uważano jednak za niemożliwe, by jakiś dziki człowiek spod tatrzańskiej skały umiał napisać cokolwiek, co stanęłoby do konkurencji z tamtejszą science fiction. * Rozwiodłem się nad Solaris i Niezwyciężonym, choć na ogół wyznaję zasadę, że autor powinien trzymać gębę na kłódkę. Jednak świat rzeczywisty, który nas otacza, jest tak niemiły i niespokojnie niekształtny, i tak daremnie przychodzi prześwietlać jego przyszłość, że na jego temat wolę dziś zamilczeć. grudzień 2002 CZY ZMIERZCH LITERATURY? W „Przeglądzie” znalazłem rozmowę z Józefem Henem. Sugerowano mi, abym napisał coś o Henie, jako pisarzu zapoznanym, ponieważ zbliża się osiemdziesiąta rocznica jego urodzin, a w księgarniach jego książek nie ma