Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

– No i masz – Rai’gy wtrącił chichocząc. – Nawet twój fagas nie wierzy, by był to rozsądny, czy choćby wykonalny pomysł. – Wypowiadaj swoje słowa własnymi ustami, Rai’gy – szybko zauważył Entreri. Niemal spodziewał się, że nieprzewidywalny czarodziej zaatakuje go w tym momencie, zważywszy na spojrzenie pełne absolutnej nienawiści, jakim Rai’gy go zmierzył. – Wieża w Calimporcie prosiłaby się o kłopoty – Entreri powiedział do Jarlaxle’a – choć nie jest niemożliwa. Moglibyśmy być może wynająć czarodzieja z ważnej gildii jako przykrywkę do prawdziwej konstrukcji. A jeszcze łatwiej byłoby to osiągnąć, gdybyśmy zdecydowali się na obrzeża miasta, może na pustynię, gdzie wieża mogłaby się kąpać w jaskrawym świetle słońca. – Chodzi o to, by wznieść symbol naszej siły – odezwał się Jarlaxle. – Nie chcę wywierać wrażenia na małych jaszczurkach i żmijach, które oglądałyby naszą wieżę na środku pustyni. – Bregan D’aerthe zawsze lepiej służyło ukrywanie ich siły – ośmielił się wtrącić Kimmuriel. – Czy mamy zmienić tak pomyślną taktykę tutaj, w świecie pełnym potencjalnych wrogów? Raz za razem wydajesz się zapominać, kim jesteśmy, Jarlaxle, i gdzie jesteśmy. – Za sporą cenę możemy zamaskować prawdziwą naturę konstrukcji wieży – uznał Entreri. – I być może mogę znaleźć miejsce, które posłużyłoby twoim zamiarom – powiedział do Jarlaxle’a, po czym skierował się do Kimmuriela i Rai’gyego: – i złagodziło wasze oparte na solidnych podstawach obawy. – Zrób to – rzekł Rai’gy. – Pokaż, że jesteś coś wart i dowiedź, że się mylę. Entreri przyjął ten niedbały komplement z cichym chichotem. Miał już na myśli doskonałe miejsce, kolejny bodziec, by skierować Jarlaxle’a oraz Bregan D’aerthe przeciwko Kohrinowi Soulezowi i Oazie Dallabad. – Czy mieliśmy jakąś odpowiedź od Grabieżców? – spytał Jarlaxle, przechodząc na bok komnaty i siadając. – Sharlotta Yespers spotyka się właśnie z paszą Da’Daclanem – odparł Entreri. – A nie zabije jej w odwecie? – zapytał Kimmuriel. – Nie byłaby to dla nas strata – zauważył sarkastycznie Rai’gy. – Pasza Da’Daclan jest zbytnio zaintrygowany... – zaczął Entreri. – Zbytnio pod wrażeniem, chciałeś powiedzieć – sprostował Rai’gy. – Jest zbytnio zaintrygowany – rzekł stanowczo Entreri – aby działać tak pochopnie. Bez wątpienia nie żywi złości za stratę, tak drobnego posterunku, a jest bardziej zainteresowany oszacowaniem naszej prawdziwej siły oraz intencji. Być może ją zabije, głównie po to, by się dowiedzieć, jaką odpowiedź wywołałby taki czyn. – Jeśli to zrobi, całkowicie zniszczymy jego oraz całą jego gildię – powiedział Jarlaxle, sprawiając, że kilka brwi uniosło się w górę. Entreri był mniej zaskoczony. Skrytobójca zaczynał podejrzewać, że w pozornym szaleństwie Jarlaxle’a kryje się metoda. Zwykle Jarlaxle dążyłby do znalezienia sposobu, aby jego związki były wzajemnie korzystne dla osoby tak osadzonej w strukturach władzy jak pasza Da’Daclan z Grabieżców. Drowi najemnik rzadko tracił czas, energię oraz cennych żołnierzy na zniszczenia – nie częściej niż było to konieczne, by uzyskać potrzebny przyczółek. Teraz przyczółek w Calimporcie wydawał się zdecydowanie bezpieczny, a jednak głód Jarlaxle’a wydawał się jedynie rosnąć. Entreri nie rozumiał tego, lecz nie przejmował się tym zbytnio, uznając, że może znaleźć jakiś sposób, by wykorzystać to dla własnej korzyści. – Zanim podejmiemy jakiekolwiek działania przeciwko Da’Daclanowi, musimy osłabić jego zewnętrzne wsparcie – stwierdził skrytobójca. – Zewnętrzne wsparcie? – pytanie to dobiegło zarówno od Jarlaxle’a, jak i od Rai’gyego. – Ręce paszy Da’Daclana mają długi zasięg – wyjaśnił Entreri. – Podejrzewam, że stworzył sobie zewnętrzny krąg bezpieczeństwa, być może nawet poza granicami Calimportu. Z min malujących się na twarzach mrocznych elfów Entreri wysnuł wniosek, że właśnie udało mu się położyć fundamenty i że nic więcej nie musi w tej chwili mówić. Tak naprawdę znał wystarczająco dobrze paszę Da’Daclana, by wiedzieć, że starzec nie zrobi krzywdy Sharlotcie Yespers. Tak jawna zemsta nie była po prostu w jego stylu. Nie, zaprosi Sharlottę do dalszego dialogu, bowiem to, że Basadoni posunęli się tak daleko wobec niego, by zniszczyć jeden z jego zewnętrznych domów, oznaczało według jego rozumowania, że mają jakąś nową i potężną broń lub sojuszników. Pasza Da’Daclan chciał wiedzieć, czy atak był wywołany zwykłą czupurnością nowych przywódców gildii – jeśli Basadoni rzeczywiście nie żył, jak głosiły powszechne plotki – czy też dobrze ugruntowaną pewnością siebie. Fakt że sama Sharlotta, która w obliczu śmierci Basadoniego została z pewnością wyniesiona na najwyższe poziomy w organizacji, poszła do niego, przynajmniej sugerował drugie wyjaśnienie napaści. W takim razie pasza Da’Daclan nie zamierzał dążyć do całkowitej katastrofy. Tak więc Sharlotta opuści dom Da’Daclana jak najbardziej żywa i posłucha wcześniejszych słów Dwahvel Tiggerwillies. Gdy pod koniec nocy wróci do Jarlaxle’a, najemnik usłyszy potwierdzenie, że Da’Daclan ma poza miastem sojusznika, którego siedziba, jak później wyjaśni Entreri, będzie idealną scenerią dla nowej i imponującej wieży. Tak, wszystko to szło według skrytobójcy jak najlepiej. * * * – Ucisz Kohrina Souleza, a pasza Da’Daclan nie będzie miał poparcia poza Calimportem – Sharlotta Yespers wyjaśniła Jarlaxle’owi tej samej nocy. – On nie potrzebuje poparcia poza miastem – odparł Jarlaxle. – Zważywszy na informacje, jakie dostarczyłaś z moimi pozostałymi porucznikami, tu w Calimporcie jest zbyt duże poparcie dla niego, żebyśmy mogli rozważać jakikolwiek prawdziwy podbój. – Ale pasza Da’Daclan tego nie rozumie – Sharlotta odrzekła bez wahania. Dla Jarlaxle’a było oczywiste, że kobieta dość dogłębnie to wszystko przemyślała. Wróciła ze spotkania z Da’Daclanem oraz późniejszych spotkań ze swymi licznymi informatorami dość podekscytowana i poruszona. Nie udało jej się osiągnąć niczego konkretnego z Da’Daclanem, lecz wyczuła, że zajął pozycję obronną. Był naprawdę zatroskany stanem całkowitego zniszczenia, jaki odkryto w jego zewnętrznym, pomniejszym domu