Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Doktor wrzucił wsteczny bieg tak raptownie, że aż zazgrzytała skrzynia. Prawą nogą przydusił gaz. Chevrolet był teraz około dwudziestu jardów przed nim. Bardziej masywny Dodge pozostał obok. Rozległ się zgrzyt metalu o metal. Prawy bok forda obcierał o lewe tylne koło ciężarówki. Rourke wcisnął sprzęgło, wrzucił jedynkę, potem dodał gazu. Rozległo się zgrzytanie, po czym pickup ruszył do przodu. Gdy John wcisnął sprzęgło i przełączył na dwójkę ledwie zmniejszając gaz, zderzak samochodu oderwał się i wywinął do góry tak, że sterczał ponad kabinę. Chevy gwałtownie skręcił w prawo, usiłując staranować wóz Rourke'a. Człowiek na skrzyni, który wcześniej został poturbowany, usiłował wstać. Doktor przekręcił silnie kierownicę w lewo, a potem w prawo, tak że omal go nie zrzucił. Pierwsza ciężarówka, ta z całą szybą, znalazła się tuż za nim. John wcisnął pedał hamulca i włączył wsteczny bieg. Rozpędzony Dodge uderzył w tył forda. Rozległ się huk i trzask. Oszołomiony John podniósł się z kierownicy, włączył sprzęgło, przełączył na jedynkę i dodał gazu. Silnik zawył. Pickup ugrzązł na chwilę, po czym znów wyrwał do przodu. Kiedy włączał drugi bieg, zobaczył we wstecznym lusterku pogruchotanego i powykrzywianego Dodge'a. Chevrolet znów znalazł się obok. Ford skręcił w prawo, uderzając w lewy bok ciężarówki, potem odpadł do tyłu, robiąc koło, ale tamten wciąż nie odstępował. Po chwili zagrzmiała seria z karabinu maszynowego. Kule roztrzaskały tylną szybę, wsteczne lusterko i zrobiły od wewnątrz kilka dziur w przedniej szybie. Rourke zanurkował jak kaczka. Pociski rozbiły wskaźnik paliwa i drasnęły kierownicę blisko jego palców. - Cholera - wykrztusił skręcając ostro w lewo, potem w prawo i znowu w lewo; robił zygzaki, gdyż Chevy zbliżał się, a ostrzał nie ustawał. Nagle John odbił w prawo i uruchomił hamulec bezpieczeństwa blokujący tylne koła. Pickup wpadł w krótki poślizg, nieomal przewracając się. Następnie zwolnił hamulec, a lewą ręką sięgnął po drugi pistolet typu Detonics. Włączył jedynkę, dwójkę, potem trójkę, pracując równomiernie nogami. Chevy pędził prosto na niego. - Teraz się zabawimy - warknął Rourke. Wysunął pistolet za boczne okno, kciukiem odciągnął kurek, a wskazującym nacisnął spust. Pierwszy strzał, drugi - przednia szyba rozbita. Dwa następne - rozwalone światło i dziura w chłodnicy. Ciężarówka wciąż jechała. Następny strzał - boczne lusterko. Nadal nie zmieniała kierunku, sunąc na niego jak rycerz na turnieju. Odległość między nimi była mniejsza niż dwadzieścia jardów. Wystrzelił ostatnią kulę z pistoletu. Kierowca Chevroleta chwycił się gwałtownie za twarz, samochód zboczył w lewo, a potem w prawo. John wcisnął sprzęgło, zmienił bieg na dwójkę, zwalniając skręcił w lewo, potem puścił hamulec i dodał gazu. Ford telepał się. Wtem wyskoczył w powietrze na wzniesieniu. Doktor poczuł się jak w stanie nieważkości, nie wyłączając towarzyszących temu mdłości. Wóz uderzył tak ciężko, że ledwie zapanował nad kierownicą. Wcisnął sprzęgło, wrzucił na trójkę i przyśpieszył, aż silnik zawył. Kabina wibrowała, a odłamki szkła na podłodze zaczęły podskakiwać pod wpływem ciśnienia wytworzonego przez strumienie powietrza wpadającego przez dziury w przedniej szybie. Dwusilnikowy lekki samolot transportowy był przed nim w odległości około stu jardów. Rourke przełączył na czwórkę, gdy tylko wjechał na pas startowy. Wóz ślizgał się; bieżniki opon musiały być oblepione gliną i ziemią. Ford wpadł w lekki poślizg, ale mężczyzna wyprostował tor jazdy, redukując bieg i trochę hamując. Palcami prawej stopy naciskał pedał gazu, piętą hamował, a lewą stopą obsługiwał sprzęgło. Pickup wydostał się z poślizgu. John skręcił ostro w prawo i zahamował. Odłamki szkła posypały się na niego. Twarz Natalii, z jej błyszczącymi niebieskimi oczyma, otoczona długimi do ramion, prawie czarnymi włosami, była widoczna przez małe okno kabiny pilota. Rubenstein stał w otwartych drzwiach i, osadzając okulary głębiej na nosie, krzyknął: - John, co jest, u diabła...!? Rourke rozkazał młodemu człowiekowi: - Paul, przygotuj wszystko, jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś. Nie mówiąc nic więcej, wskoczył na skrzydło i otworzył drzwi do kabiny pilota. Natalia siedziała przy pulpicie sterowniczym. - Ustąp mi! - nakazał jej. Miała oczy szeroko otwarte. "Jednak to nie przerażenie, lecz zrozumienie - pomyślał. - Może zrozumienie obłędu tego, co się dzieje". - Chcą mnie zabić, prawda, John? - Teraz zabiliby nawet Matkę Boską, gdyby była Rosjanką. Powiedziałem, ustąp mi. Zwolniła miejsce pilota, a Rourke siadł przy tablicy rozdzielczej. Sprawdził hamulce. - Przygotowałaś wszystko do startu? - Tak - odrzekła beznamiętnie. - Wszystko jest gotowe i w porządku. Nie odezwał się. Przez małe boczne okno zobaczył co najmniej trzy tuziny uzbrojonych ludzi biegnących przez pole. Również jedna z ciężarówek ruszyła ponownie. - Cholera - powiedział do siebie, po czym krzyknął: - Paul, zamknij drzwi i przyjdź tu z karabinem! - Nie możesz ze względu na mnie kazać strzelać do tych ludzi - wyszeptała Natalia. Nie patrząc na nią, sprawdzając zegary, odparł: - Posłuchaj mnie, dobrze?! Rosjanka czy ktokolwiek, zresztą co tu gadać, szkoda słów. My troje wiele razem przeszliśmy i to coś znaczy. Przebiegł wzrokiem po hamulcach i przełącznikach, nie było czasu na dokładną kontrolę. Spoglądając na główny i posiłkowy wskaźnik paliwa, zaczął otwierać przepustnicę. Sprawdził dodatkową pompę - działała bez zakłóceń. Wyłączył ją. - Paul, chodź tu na górę z karabinem. Rourke schował podpórki, obserwując budynek rpms. Otworzył przepustnicę, sprawdził iskrownik. - Za późno pytam, ale czy blokada kół została zdjęta? - Tak. - Natalia uśmiechnęła się. Kiwnął głową, uruchamiając śmigło. Tłum był już tylko około stu jardów od samolotu, a Chevrolet zbliżał się szybko, zaś ludzie stojący na skrzyni strzelali. - Paul! - Już jestem. John spojrzał za siebie. Młody człowiek trzymał w prawej ręce CAR-15, lewą ręką poprawił na nosie okulary w drucianych oprawkach. - Rąbnij parę razy z małego okna - zarządził Rourke. Następnie skoncentrował się na starcie, ignorując rozgorączkowany motłoch. Zwolnił hamulec. - Zwiewamy stąd - wyszeptał. - Trzymaj się, Paul, i strzelaj cały czas! Od kilku chwil jego ramiona i szyję obsypywał grad łusek wyrzucanych z karabinu. Młody człowiek stał tuż nad Johnem, który skontrolował temperaturę, a potem mruknął do siebie: - Pełny przepust. Boże miej nas w opiece! Sprawdził poziom paliwa. Samolot zaczął się rozpędzać. - Kończ, Paul - rozkazał. Sypnęła jeszcze jedna porcja łusek i karabin zamilkł. Poprzez ryk silników ciągle jeszcze dobiegał terkot wystrzałów z pasa startowego, a kule grzęzły w kadłubie samolotu. - Co będzie, jeżeli coś uszkodzą!? - zawołał Rubenstein. - Możemy zginąć, ot co - odpowiedział doktor obojętnie. Sprawdził prędkość, a przez szybę kabiny widział, jak ziemia szybko umyka pod kołami. Ciężarówka wciąż jechała za nimi
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Mężczyźni są w swoich snach bardziej agresywni fizycznie, podczas gdy kobiety są bardziej wyrozumowane i agresywne werbalnie...
- Aladyn przynajmniej wykracza nieco poza granice schematu, przedstawiając nam głównego bohatera - mężczyznę, oraz nieco śmielsze charaktery i wizje...
- Starszy mężczyzna pochyla się i mówi mu kusicielskim głosem do ucha: – Musimy cię mieć zanim skończysz dwadzieścia pięć lat, zanim twój mózg przestanie się rozwijać...
- Postacie, twarze, oczy tych dwóch mężczyzn, którymi byłam ja sama, zbliżały się, przenikały w siebie, nie stając się jednak ani przez chwilę jednością...
- Wysportowany mężczyzna pewnego wieczoru, gdy na dworze szalała śnieżyca, otworzył drzwi wiodące z biblioteki na taras, gdyż oczekiwał kogoś, komu ufał...
- Stojąc ramię w ramię, dwaj mężczyźni prezentowali groźny obraz prymitywnej siły...
- Ale zatrzymał się przy wiodących na esplanadę schodach i popatrzył na skały i piasek, który mężczyzna określił mianem piasku żeglarzy, materii życia...
- Niektórzy mężczyźni w wieku średnim lubią odgrywać rolę twar- dych, nie poddających się stresom, nie interesujących się stanem swego zdrowia...
- Tak więc, mimo dobrej postawy trzech mężczyzn w kokpicie i na bocznych stanowiskach, oraz łuczników w lukach, zostali ponownie przytłoczeni...
- Nieraz zadawala sobie pytanie, co w tym ciężkawym, powolnym w ruchach mężczyźnie działa na nią tak odpychająco, a co powoduje, że na samą myśl o nim w weekendowe poranki...