Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

- O tak. Lubią go wszyscy. - Ale wybaczy pani, dlaczego pani powiedziała przy wzmiance o inteligencji pana Swojskiego "podobno"? - Ach, bo ja o tym nic bliższego nie wiem. Widzi pan, jestem bardzo leniwa i nie lubię zmieniać kochanków, bo to zawsze sprawia masę kłopotów. A sądzę, że typ inteligencji Buby znudziłby mnie zbyt szybko. Józefowi zaparło dech w płucach. - Nuda zaś jest jedyną rzeczą, której znieść nie umiem - ciągnęła, nie zmieniając tonu, pani Barbara - dlatego też trzymam się zasady nierozmawiania o rzeczach ogólnych z Bubą, gdyż poza tym jestem z niego zadowolona. Jest młody, wesoły, niehałaśliwy, zdrowy... Tak. On ma dużo zalet. - Oczywiście - chrząknął Domaszko. - Może dziwi pana, że oceniam w nim te właśnie zalety, ale innych nie znam i nie staram się poznać. W ogóle sądzę, że ludzie popełniają głupstwo, starając się poznać rzeczy z natury swej poznawalne. Wierzą oni w truizm, że poznać, to znaczy polubić. Dzieci psują zabawki, by poznać ich mechanizm, a zaspokoiwszy swój popęd badawczy, odrzucają je na śmietnik. My robimy to samo. Przestajemy się interesować obiektami poznanymi. Przypuszczam, że znaczny procent samobójstw wywodzi się z wesołej rady filozofa greckiego, zalecającego poznanie siebie samego. Nie odnosi się to tylko do wad, do tak zwanych wad. Największą zaletą otaczającego nas świata są wady i objawy chorobliwe. One urozmaicają monotonność obrazu. Pan nie znajduje? - Jeżeli cel naszej egzystencji będziemy upatrywali w urozmaiceniu, to ma pani słuszność. - Niech pan mnie nie martwi. Jedyna obawa, jaką żywię, to obawa przed słusznością. Całą pociechą jest to, że w wielowymiarowości, której nie znamy, niemożliwe są absolutne prawdy i że ku naszej radości wciąż możemy stwierdzać, że nie mieliśmy racji, że popełniamy jeden błąd za drugim. Myślenie byłoby w ogóle najgłupszą z funkcji fizjologicznych, gdyby odbywało swą drogę po ubitych szosach, obstawionych nieomylnymi napisami: "Rechts gehen - links gehen", gdyby nie paradowało z pewną siebie miną w kompletnym chaosie, w labiryncie bez wyjścia. - Jednakże musimy po prostu ze względów praktycznych - zaoponował Józef - uznać te a te punkty za aksjomaty. - Dlaczego? - No, bo... bo po prostu ludzkość nie mogłaby stworzyć cywilizacji. Nie mogłaby stworzyć nauk ścisłych, które dały nam tę cywilizację. - I cóż z tego? - wzruszyła ramionami. - Żylibyśmy do dziś dnia w jaskiniach. Nawet gorzej. Bez oparcia myśli na empirycznej prawdzie, że jaskinia chroni od deszczu, chłodu i od wrogów, że kij czy kamień mogą być narzędziem obrony i napadu, prawdopodobnie ludzkość żyłaby w stanie zupełnie nieucywilizowanym. - Wątpię - powiedziała po namyśle - raczej mniemam, że wytworzyłaby inną cywilizację. Jakąś z dzisiejszego punktu widzenia również irracjonalną, jak i nasza byłaby niedorzeczną z tamtego. Czy pan jest humanistą, czy przyrodnikiem? - Humanistą, proszę pani. - Wolę humanistów, przepraszam, wolę ich typ umysłowości. Intelekty ukonstytuowane na apodyktycznościach przyrodoznawstwa, z konieczności ulegają ograniczeniu. - Czy... pani jest zwolenniczką mistycyzmu? - zaryzykował Józef. - Bynajmniej. W ogóle jedyna rzecz, jakiej obecnie jestem zwolenniczką to powierzchowność Buby. Nie znaczy to, oczywiście, bym miała trwać przy tym upodobaniu. Uśmiechnęła się doń blado i nieobowiązująco