Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Zawsze, kiedy coś nie dawało jej spokoju, zaczynała szaleć w kuchni... Dom, pomyślał Matt, stojąc w progu. Tak czuje się człowiek, który wraca do domu. I nie chodziło o miejsce w sensie przestrzennym, nawet nie o to, że spodziewali się dziecka, chociaż obie te rzeczy miały znaczenie. Dom to sieć powiązanych ze sobą uczuć, to marzenia, pragnienia. To... Jessie. Koniec końców wszystko sprowadzało się do jej osoby. - Kocham cię. - Nie wiedział, że wypowie te słowa akurat teraz. Wypłynęły prosto z serca. Jessie drgnęła, odwróciła się gwałtownie. - Słucham? - Powiedziałem, że cię kocham. Wiem, tego nie było w umowie. Zrozumiem, jeśli ty... uff. Jessie już była przy nim, już zarzuciła mu ręce na szyję, już coś mówiła, śmiejąc się i płacząc na przemian: - Nie wierzę... Ja też. To znaczy, ja też cię kocham. Chciałam powiedzieć to pierwsza, bo właśnie zrozumiałam, że cię kocham i powinieneś to wiedzieć. To znaczy, zawsze cię kochałam, ale nie wiedziałam, że kocham cię w ten sposób. A kiedy już zrozumiałam, ty nie wróciłeś do domu i bałam się, że to może być znak, ale ja nie wierzę w takie znaki, więc i tak chciałam ci powiedzieć. - Obsypywała go pocałunkami, ani na chwilę nie przestając przy tym mówić. Wyrzucała z siebie słowa z taką szybkością że Matt ledwie chwytał ich sens. - Zrobiłam piszinger, bo wiem, jak go lubisz. Pomyślałam, że będziemy mogli porozmawiać i ja... Matt przytulił mocno żonę i pocałował gorąco. - Jesteś jedyną kobietą jaką znam, która kojarzy uwodzenie z gotowaniem. - Droga do serca mężczyzny... - Kochałbym cię, nawet gdybyś nie potrafiła gotować. Jessie odchyliła głowę, spojrzała Mattowi prosto w oczy. - I nie będzie ci przeszkadzało, jeśli nigdy już nie zrobię ci piszingera? Matt trochę się stropił. Tego nie przewidział. - No tak, wiedziałam od początku, że chodzi ci nie tyle o łoże, co o stół. Dallas Schulze 381 EPILOG - Uśmiechnęła się - oświadczył Matt z mocą. - Mówię ci, to był uśmiech. - Według poradników... - zaczęła Jessie. - Poradniki! - prychnął ze wzgardą. - Komu będziesz wierzyła? Autorom poradników, obcym ludziom, czy mnie, który jestem jej ojcem? Myślisz, że nie potrafię odróżnić uśmiechu od grymasu? Jessie uznała, że najbezpieczniej będzie potraktować pytanie jako czysto retoryczne i wydała tylko niezobowiązujące mruknięcie. Jeśli Matt uważał, że jego trzytygodniowa córka uśmiecha się do niego, to jak Jessie mogłaby kwestionować jego pewność? Szczęśliwie ominęła jakiegoś niebezpiecznie ruchliwego berbecia, łukiem obeszła utuczonego psa o ponurym wejrzeniu i dołączyła do Matta. Bała się zabrać Sarę na piknik z okazji Święta Pracy; zbyt duży tłok, zbyt wielki hałas, wszystkiego nazbyt wiele, ale Sara, bezpieczna w ramionach oj- ca, wpatrzona w jego twarz, nic sobie nie robiła z otoczenia. - Trzy tygodnie i już córeczka tatusia - zauważyła Jessie z niejakim niesmakiem. - Oczywiście. - Matt wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. - To świadczy o jej niepospolitej inteligencji. - Owszem - przytaknęła Jessie. - Na odległość potrafi poznać frajera. Bo też mała Sara zdobyła serce ojca od pierwszej chwili i Matt spędzał z nią każdą wolną chwilę. Nie był, jak chce stereotyp, ojcem przerażonym pojawieniem się na świecie potomka, nie popadł w nerwicę. Przeciwnie, pielęgnował Sarę tak wprawnie, że Jessie czasami zdejmowała zazdrość. Pół życia marzyła o dziecku, a kiedy marzenie ciałem się stało, miała wrażenie, że nie potrafi sprostać nowej roli. Tymczasem Matt wywiązywał się ze swoich obowiązków śpiewająco, jakby całe życie nie robił nic innego tylko niańczył noworodki. Przewijanie, kąpiele, branie na ręce maleńkiej osóbki, wszystko to robił zręcznie, z niezwykłym wyczuciem, podczas gdy Jessie przytłaczało poczucie odpowiedzialności. - Oddychaj. Oddychaj głęboko - mówił, ilekroć czuł, że Jessie wpada w panikę. To polecenie stało się już rodzinnym porzekadłem. - To irytujące, że nie wpadasz w panikę razem ze mną - poskarżyła się Jessie, kiedy sytuacja powtórzyła się podczas pikniku. - Ja zacznę wpadać później