Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
W ostatniej chwili Quing-chin szarpnął wodze i rzucił krótki rozkaz. Jego kuc napiął mięśnie i uskoczył w prawo. W tej samej chwili Quing-chin przełożył lancę nad łbem wierzchowca i pchnął. Zamierzał przeszyć bok i brzuch przeciwnika, lecz Jeździec Niebios niespodziewanie szybko ściągnął wodze i lanca wbiła się w kark kuca, który potknął się i upadł, wyrywając broń z ręki Quing-china. Jeździec Niebios wyleciał z siodła, przekoziołkował w powietrzu i ciężko runął na plecy. Quing-chin zeskoczył z konia i podbiegł do niego, wyciągając miecz. Przeciwnik zerwał się z ziemi. Nadal był oszołomiony po upadku, ale mimo to zdołał wyciągnąć broń i zablokować pierwszy cios. Quing-chin dopadł do niego i lewą stopą kopnął go w odsłonięte kolano. Jeździec Niebios odskoczył i prawie upadł. Quing-china poszedł za ciosem, zadając mordercze cięcie, które rozpłatało kubrak tamtego i rozcięło lewy policzek. Fontanna krwi trysnęła w powietrze. Jeździec Niebios wrzasnął z bólu i zaatakował. Quing-chin odbił pchnięcie w brzuch, obrócił się na pięcie i trzasnął lewym łokciem w zakrwawioną twarz Jeźdźca Niebios. Wojownik runął na ziemię, ale podniósł się, zanim Rączy Kuc znów go dopadł. Zadał szybkie jak błyskawica pchnięcie w twarz Quing-china. Ten uchylił się i ostrze skaleczyło go w ucho. Odpowiedział cięciem w szyję, lecz wymierzonym za nisko i ostrze rozpłatało lewe ramię Jeźdźca Niebios. Krępy wojownik zachwiał się, ale zdążył złapać równowagę i odbić drugi cios wymierzony w kark. Teraz obaj wojownicy ostrożnie krążyli wokół, nabrawszy do siebie respektu. Quing-china zaskoczyła szybkość tego człowieka, a Jeździec Niebios, krwawiąc z ran na ramieniu i twarzy, zrozumiał, że ma poważne kłopoty. Quing-chin zrobił wypad, fingując cięcie w gardło. Jeździec Niebios zastawił się mieczem, lecz tym razem szybkość okazała się jego wrogiem. Nazbyt się pospieszył i ostrze Quing-china wbiło mu się w pierś. W ostatniej chwili Jeździec Niebios rzucił się w tył, tak że miecz przeciwnika wbił się w ciało najwyżej na trzy centymetry. Jeździec Niebios upadł, wyrywając stal z rany, przetoczył się po ziemi i chwiejnie wstał. – Jesteś bardzo zręczny – rzekł. – Będę dumny, mogąc zatknąć twoją głowę na moim drzewku. Lewa ręka zwisała mu bezwładnie, a krew ściekała po dłoni i kapała na ziemię. Przez moment Quing-chin poczuł żal. Shan-qui był aroganckim, chełpliwym młodzieńcem. Wyzwał tego wojownika i zginął. A teraz, zgodnie z nadyryjskim zwyczajem, Quing-chin pośle duszę tego człowieka, żeby służyła mu na wieki. Westchnął. – Ja też jestem dumny – powiedział. – Jesteś dzielnym człowiekiem. Pozdrawiam cię, Jeźdźcze. Jeździec Niebios kiwnął głową... i runął do ataku. Quinn-chin uchylił się przed rozpaczliwym pchnięciem i wbił swoje ostrze w brzuch tamtego, aż doszło do serca. Wojownik Jeźdźców Niebios osunął się na niego i – umierając – opuścił głowę na ramię Quing-china, gdy ugięły się pod nim kolana. Zadrżał i wyzionął ducha. Nadeszła ta chwila. Klęknąwszy obok ciała, Quing-chin wyjął nóż. Stojący w dwóch szeregach wojownicy czekali, lecz Quing-chin wstał. – Nie wyłupię mu oczu – stwierdził. – Niech przyjaciele zabiorą go i pochowają. Shi-da zeskoczył z konia i podbiegł do wodza. – Musisz, bracie! Shanqui musi mieć jego oczy w dłoni, inaczej nie będzie miał sługi na tamtym świecie! Wojownik Jeźdźców Niebios podjechał do nich i zsiadł z kuca. – Dobrze walczyłeś, Dalsh-chin – rzekł. Wojownik Rączych Kuców odwrócił się, słysząc swoje dawne imię. Spojrzał w smutne oczy Jeźdźca Niebios. Lin-tse niewiele się zmienił w ciągu tych dwóch lat, jakie upłynęły, od kiedy opuścili bodacasańską akademię. Był teraz szerszy w barach i golił głowę, pozostawiając tylko krótki kosmyk włosów na jej czubku. – Dobrze znów cię widzieć, Lin-tse – zwrócił się do niego. – Żałuję tylko, że w takich smutnych okolicznościach. – Mówisz jak Gothir – odparł Lin-tse. – Jutro przyjdę do twojego obozu. A kiedy cię zabiję, wyłupię ci oczy i dam mojemu bratu. Będziesz służył mu, aż gwiazdy zamienią się w proch. Wróciwszy do swego namiotu, Quing-chin zdjął zakrwawiony kaftan i klęknął na ziemi. W ciągu tych dwóch lat od opuszczenia bodacasańskiej akademii usiłował powrócić do nadyryjskich zwyczajów, zdając sobie sprawę z tego, że w oczach własnego ludu był skażony pobytem wśród Nadirów. Zaprzeczał temu, nawet przed sobą, lecz dzisiaj zrozumiał, że to prawda. Usłyszał tętent koni wojowników wracających z głową Shan-qui, ale pozostał w namiocie, snując ponure myśli
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Pudel Karo, którym Pilatus najgłębiej pogardzał, położył się spokojnie na progu obory, czego z pewnością nie uczyniłby, gdyby Liza była wewnątrz, albowiem nie lubił zbliżać...
- Postacie, twarze, oczy tych dwóch mężczyzn, którymi byłam ja sama, zbliżały się, przenikały w siebie, nie stając się jednak ani przez chwilę jednością...
- Kończąc ten monolog, tak dokładnie odtwarzający bieg jego myśli, Borroughcliffe był już na dole i zbliżał się do przybyszy, których powitać uważał za swój obowiązek...
- Rozpowszechnionym jest na Wschodzie przekonanie, że do Boga nie można zbliżać się w stanie normalnym, lecz wymaga to stanu nadzwyczajnego, niezwykłego...
- Wiem, kiedy w ogródku, Wiem, kiedy płaczesz w cichej komnacie zamknięta; Wiem, o jakiej godzinie wraca bolu fala, I łzę różową leje, i skrą siną błyska...
- Nagle drgnąłem, bo w oddali zapłonęły dwa reflektory i szybko za- częły się zbliżać ku nam...
- Zbliżała się pora, gdy zwykle jechał do White, i nic nie mogło odmienić tego rytuału...
- Wobec tego zacząłem się zbliżać do niego powoli i ostrożnie...
- Motorniczy tramwajów, który ma prawo jeździć po całej Pradze, odnalazł ręką trąbkę i zatrąbił capstrzyk, tęskny capstrzyk, głos trąbki schodził po schodach aż ku rzece, aby...
- Oko może wykryć zwierzę znajdujące się na odległej górze lub linie papilarne na odcisku palca - i może błyskawicznie zmieniać swoja ogniskową wydłużając ją lub skracając...