Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Na próżno kupiec podparł drągiem furtę. Nadaremnie błagał strażników o litość. Furtę wyłamano, kupca oraz jego wiernego sługę za stawianie oporu skopano i pobito do nieprzytomności, po czym zgraja strażników emirowych rozbiegła się po pokojach. Węsząc i myszkując wszędzie grabiła przy okazji co cenniejsze przedmioty. Złotem i klejnotami upychała sobie kieszenie. Dziewczęta znaleziono dopiero w iczkari - żeńskiej połowie domu. Z wrzaskiem triumfalnym uwięziono je do pałacu. Mroczna noc zapadła nad grodem. Następnego ranka cztery czarne arby na wysokich kołach, zaprzężone w cztery kłapouche osły, powoli opuściły wrota twierdzy. Mieszkańcy dobrze wiedzieli, co to znaczy. Dziewczęta nie chciały ulec emirowi i na jego rozkaz zostały zamordowane. Szalejący z rozpaczy ojciec postanowił uczcić pamięć nieszczęsnych córek. Sprzedał dom wraz ze wspaniałym ogrodem i wszystkim, co ocalało po grabieżczej wizycie strażników spieniężył stada wielbłądów i koni, zaś za uzyskane srebro kazał wybudować muzułmańską uczelnię - medresę uwieńczoną czterema wysokimi kopułami, podobnymi do siebie jak cztery topole posadzone o jednej godzinie. A ponieważ córki jego były piękne, jeszcze dziś urzekają przechodniów swą niezwykłą urodą cztery turkusowe kopuły budowli... Zaledwie przebrzmiały stówa Nasreddinowe, z ciemnego kąta wyprysnął mułła w śnieżnobiałym zawoju na głowie. Wściekły niczym głodny szerszeń doskoczył do mędrca i młócąc rękoma powietrze, zaczął wrzeszczeć na całe gardło; - Cztery minarety? Cztery turkusowe kopuły podobne do siebie jak cztery topole posadzona o jednej godzinie? Afandi, wszakże to medresa Czor-Minor, która od dawna sterczy w Bucharze, niedaleko stąd, pośrodku dzielnicy zamieszkanej przez ludzi prostych, tkaczy i siodlarzy. A ten bezwzględny władca, okrutniejszy od dziesięciu zgłodniałych, krwiożerczych tygrysów, to przecież emir bucharski, pradziad naszego miłościwego pana i władcy. Afandi, za takie gadanie oprawca więzienny powinien wyrwać ci jęzor wraz z korzeniami. A jeszcze lepiej postąpiłby, gdyby uciął ci tę bluźnierczą głowę i wystawił ją na widok publiczny na Bazarze Powroźniczym ku przestrodze innym podobnym zuchwalcom. - Cztery turkusowe kopuły w Bucharze? Czor-Minor? Pradziad naszego pana okrutniejszy od dziesięciu krwiożerczych tygrysów? - Hodża Nasreddin zdumiał się. - Ja tego nie powiedziałem. Wszyscy słyszeli. To ty powiedziałeś. A trudno, abym ja odpowiadał przed władcą za słowa, które nie z moich, lecz z twoich ust wypłynęły. Na drugi raz, bacz, co mówisz, nierozważny sługo Allacha. Za podobną paplaninę wierne pachołki emira w każdej chwili mogą pochwycić cię i wtrącić do więzienia. Do lochów zindana, z których człowiekowi za życia niełatwo się wydostać z powrotem. Powinieneś być znacznie ostrożniejszy, jeśli pragniesz w zdrowiu doczekać się wnuków i prawnuków. Mułłę o wielkich uszach znano doskonale w całej Bucharze. Wiedziano, że niebezpieczny ten szpicel, zaprzysiężony sługus naczelnika policji, wydał w ręce kata niejednego z ludzi porządnych, których jedynym przewinieniem było to, że w trudnej chwili nie zdołali utrzymać języka na wodzy. Nic zatem dziwnego, że ze wszystkich stron odezwały się głosy popierające Hodżę Nasreddina: - Słusznie powiada afandi. Niepotrzebnie szkalujesz pradziada naszego emira. Niepotrzebnie porównujesz go do zgłodniałego, krwiożerczego tygrysa. A nawet dziesięciu. Za podobne ględzenie może cię spotkać kara najsroższa. Oprawca emirowy z uciechą pozbawi cię szalonej głowy. Niebezpieczną grę prowadzisz, zuchwały sługo Allacha. Zaskoczony mułła zaniemówił. Bez słowa toczył wściekłym wzrokiem wokoło i nic nie pojmował. Ani rusz nie mógł zrozumieć, w jaki sposób bluźniercze słowa Hodży Nasreddina obróciły się nagle przeciwko niemu. Kwadrans przeminął, zanim wreszcie pojął, iż sytuacja, w jakiej nieoczekiwanie się znalazł, może się dla niego bardzo smutno skończyć. Wobec wielu mężczyzn, świadczących za tym przemądrzałym bucharskim filozofem? w pojedynkę nie zdoła przecież przekonać głównego sędziego emiratu o dowodach winy Hodży Nasreddina. Niespokojnie rozejrzał się dookoła, jak gdyby chciał natrafić choćby na jednego świadka, który stanąłby po jego stronie. Ale takiego nie znalazł