Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Zginął podczas swej pierwszej bitwy. - Co zrobiłaś? - Pamiętam, że długo płakałam. Postarzałam się. - Czy wiesz, że dawno, dawno temu byłam królową w mieście, które już nie istnieje? Że Jelerak wezwał mnie z krainy umarłych, gdyż moja rodzina poznała język Starszych, a on potrzebował tłumacza, kiedy jeden z jego poddanych zaczął postępować w nieco dziwny sposób? - Słyszałam o tym. Byłam tu w dniu, kiedy cię wezwał. Tego wieczoru zobaczyłam cię po raz pierwszy. Przyprowadzili cię do mnie, wciąż pogrążoną we śnie, abym się tobą zaopiekowała. Minęły trzy dni, zanim otworzyłaś oczy, zanim przemówiłaś. - Tak długo? Nie miałam o tym pojęcia. Po tygodniu biedny Jelerak odjechał i zostawił nas na pastwę losu. Minęło tyle miesięcy... - Biedny Jelerak? Semirama obróciła się i marszcząc czoło uważnie przyjrzała się swej służącej. - Twoja reakcja jest dla mnie zagadką. To już nie po raz pierwszy. On zawsze był dobrym człowiekiem. Zachowujesz się, jakbyś nie była tego pewna. Lisha dotknęła palcami swojej szarfy. Jej oczy błądziły gdzieś w przestrzeni. - Jestem tu tytko sługą. - Ale dlaczego wszyscy reagują podobnie? Powiedz mi. - Ja... słyszałam, że przed laty był, jak już powiedziałaś... - Ale już nie jest? Lisha skinęła głową. - Dziwne... co czas potrafi zrobić z nami - szepnęła Semirama. - Wiele o nim słyszałam, nawet przed śmiercią. Jednak nigdy w to nie wierzyłam. Byłam zbyt zajęta myślami o innym mężczyźnie, aby zwracać uwagę na takie rzeczy. Mój małżonek zajmował się swymi konkubinami, a moje serce należało do kogoś innego... Lisha pojaśniała na twarzy i spojrzała w oczy swojej pani. - Tak... - odezwała się Semirama, spoglądając na wzór zdobiący hebanowy parawan i podniosła do ust kieliszek. - Kochałam mężczyznę z rodu Elfów - tego, który udał się do Shoredan i pokonał potężnego Pierwszego, Hohorgę. Nawet Jelerak nie był w stanie stawić mu czoła. Na imię miał Selar. Zginął po wykonaniu zadania... - Pani, ja... słyszałam o nim. - Powinnam była również się zabić, ale nie zrobiłam tego. Żyłam potem przez kitka lat. Znalazłam pocieszenie w ramionach innych kochanków. Umarłam we śnie. Gdy teraz o tym myślę, zdaje mi się, że nie była to czysta gra. Podejrzewam mojego męża, Randela. Byłam słaba - zaśmiała się. - Gdybym wiedziała, że powrócę na ten świat, z pewnością bym to uczyniła. Przeciągnęła się i westchnęła. - Możesz odejść, Lisho. Kobieta nie poruszyła się. - Pani, chyba nie... nie myślisz o zrobieniu sobie jakiejś krzywdy, prawda? Semirama uśmiechnęła się. - Na Boga, nie. Minęło zbyt wiele czasu, aby taki gest miał jakieś znaczenie. Już nie jestem tamtą dziewczyną. Zmęczyły mnie nieco inne sprawy i dlatego przypomniałam sobie głupie, młodzieńcze tata. Idź już i niczego się nie bój. Chciałam się tytko komuś zwierzyć. To wszystko. Lisha skinęła głową i odwróciła się. - Wezwij mnie, gdy będziesz czegoś potrzebować! - Dobrze. Odprowadziła wzrokiem wychodzącą kobietę. Po chwili raz jeszcze dotknęła naszyjnika, unosząc mały, oktagonalny medalion o niebieskawym odcieniu, inkrustowany ciemnym srebrem. Otworzyła go i popatrzyła na wyryty wewnątrz portret. Przedstawiał on twarz młodego mężczyzny długie, jasne włosy, ostre rysy, przenikliwe oczy, krótka broda. Biła z niego siła lub determinacja widoczna w układzie brwi i ust. Przez moment wodziła po nim wzrokiem, przyłożyła do ust, zamknęła i opuściła na szyję. Dopiła wino. Wstała, przeszła po komnacie, zbierając po drodze drobne przedmioty i przekładając je w inne miejsce. Skierowała się ku drzwiom, wyszła na korytarz i po krótkim wahaniu ruszyła przed siebie. Ponad godzinę włóczyła się po komnatach i wzdłuż krużganków, schodami w górę, schodami w dół, nie spotykając żywej duszy. Od czasu do czasu trafiała na pozostawione pod jej pieczą chwilowe wizje - jak w jednej z komnat, która zamieniona została w podwodną grotę, sala, przez którą przewalał się huragan, korytarz zablokowany lodową bryłą, ciemna dziura w powietrzu prowadząca donikąd i wytwarzająca dźwięki egzotycznej muzyki. W pewnym miejscu jej droga usłana była kwiatami, innym razem pokrywały ją stada ropuch. W głównej sali szalała burza, w przedsionku padał delikatny, błękitny deszcz. Krok po kroku czuła, jak jej stopy zmieniają kierunek, prowadząc ją w stronę komnaty Lochu. Nie miała jednak nastroju do rozmowy z Tualuą, nawet o czasach, które już minęły. - Czy jestem ostatnią osobą na tym świecie zastanowiła się, nie po raz pierwszy - która potrafi z nim rozmawiać? Przeszła wzdłuż krużganków otaczających jego komnatę. Stanęła, spoglądając w górę i w dół. Z prawej strony dostrzegła jedynie ciemną przestrzeń, jak gdyby noc przedwcześnie pokryła kopułą odległe, skaliste pola. Po stronie lewej ziemia była w ciągłym ruchu, falowała niczym gorący wulkan, unosiła się ku górze, zmieniała barwy. Mgły gromadziły się na wschodzie, tworząc wielką, żółtą ścianę. Podeszła bliżej i siadła na szerokim parapecie, plecy wsparła na poduszce. W dole nie widać było żadnych oznak życia. - Jak wyglądają teraz miasta? - zadumała się. - Jak bardzo się zmieniły? * * * Meliash, pogrążony nad swymi zapiskami, bardziej poczuł, niż usłyszał, że ktoś zawołał jego imię. Odłożył pióro i wygrzebał swój kryształ. Ten rozjaśnił się natychmiast, a w jego wnętrzu ukazała się twarz Rawka, na której matował się nikły uśmiech. - Czy przeszkadzam? - zapytał starzec. - Nie. - Szkoda. Mam coś dla ciebie. W naszej Księdze Znaków znalazłem datę rozpoznania tego sygnału. Było to ponad dwieście łat temu. Sprawdzając akta z tego samego okresu, natrafiłem jedynie na jedną osobę o imieniu Dilvish, która natężała do Bractwa - był pół-Elfem, z Rodu Selara, pomniejszy adept, zdaje się, że był żołnierzem. Myślę, że kiedyś go spotkałem. Wysoki mężczyzna. - Mam przeczucie, że to on. Co jeszcze? - Kilka lat później zniknął z naszych kronik. Bez przyczyny. Z pewnością coś się za tym kryje. Nie mogę sobie jednak przypomnieć co. - Spróbuj. - Starałem się. Ale to poza moim zasięgiem. - A co z tym drugim? Współczesne archiwa mówią o niejakim Weleandzie z małego zachodniego miasteczka Murcave. Drugorzędny mag. Cieszy się poważaniem. - O niezwykłej sile perswazji, w jedną tub drugą stronę. - Nie. Jest szary. - A Dilvish? - Też. - Czy masz jeszcze coś na temat któregoś z nich? - Jedynie moją ciekawość