Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Gdy po czterech dniach dowiedziałem się, że Władzia nie żyje, poszedłem do ciotki Mazurki, ażeby jej współczuć i pomodlić się za swoją kuzynką. Pod domem spotkałem Walerkę, siostrę Władzi, która lamentując poczęła oskarżać: „To wy, Ukraińcy, ją zamordowali!". „Walerciu - odezwałem się - Władzia była dla mnie siostrą, tak jak i ty. Na pewno z Pakoszówki nikt tego nie zrobił, bo ona nikomu krzywdy nie zrobiła i Ukraińcy do niej nie mieli żadnej pretensji". Walerka nie słuchała i w rozpaczy dalej wołała: „Tu zaraz przyjdzie wojsko i wszystkich Ukraińców wystrzela, ciebie też, bo było nie rodzić się Ukraińcem. O! Już jadą, szykuj się, bo ciebie pierwszego zastrzelą". Faktycznie, od strony Sanoka nadjechał samochód i na nim pełno żołnierzy. Stałem oszołomiony i przestraszony, nie wiedziałem co mam czynić. Samochód zatrzymał się i żołnierze zeskoczyli z niego, a Walerka z lamentem ich informowała: - Tak, proszę panów, tu, w tym domu, Ukraińcy zamordowali moją siostrę. Dookoła są sami Polacy, Ukraińcy mieszkają zaraz od przerwy i stamtąd możecie zaczynać. Chwała Bogu, że o mnie zapomniała. Odetchnąłem z ulgą. Młody oficer jednak powiedział: - My się tymi sprawami nic zajmujemy, nam potrzeba, by ktoś pokazał, gdzie mieszka sołtys. - Ja wam, panowie, pokażę, gdzie mieszka sołtys - z radością zaoferowałem pomoc, ciesząc się, że już nie muszę się bać. Na pogrzebie Władzi nic byłem, ani nikt z Ukraińców Pakoszówki. Straszono, że na cmentarzu nas wystrzelają. Rodzina 355 na grobie Władzi napisano prawdę: „Zginęła śmiercią tragiczną". Nikogo z Ukraińców nic aresztowano, nie prowadzono żadnego śledztwa. W tym czasie UPA na tych terenach nic działała. Michał zmarł, mając 88 lat. Mimo że jego wola była inna, pochował go rzymskokatolicki proboszcz Pakoszówki, który w mowie pogrzebowej powiedział: „Zmarły Michał w każdej sytuacji i na każdym miejscu zawsze potrafił być sobą". Eustachy Najstarszy mój rodzony brat, Eustachy, przyszedł na świat w 1911 roku. W 1928 roku ojciec umarł. Michał był wtedy już na swoim gospodarstwie. Eustachy - „Staszek", mając siedemnasty rok, razem z mamą prowadził 14-morgową gospodarkę i pomagał wychowywać nas, czwórkę młodszych braci. Eugeniusz miał wtedy 3 miesiące, a Leon 11 lat. Nie z naszej winy przez dwanaście lat toczył się proces majątkowy z żoną naszego stryja Andrzeja, który zginął w austriackim wojsku. Proces ten nas zrujnował. Nie było za co trzymać służby, zostaliśmy zjedna krową, chociaż przeciętnie chowało się po sześć - siedem sztuk. Pamiętam, jak nieraz po kolacji, w jasną księżycową noc, Staszek razem z mamą szli żąć zboże. Leona brali do robienia powróseł, a ja zostawałem z dwójką młodszych braci i bardzo się bałem. Oni żeli do godziny trzeciej - czwartej nad ranem, chwilę się zdrzemnęli i o godzinie piątej mama doiła już krowy. Ja z małymi braćmi je pasłem, a oni dalej szli do żniwa. Na jeden rok Staszka udało się Staszka zwolnić od wojska, ale w 1933 musiał iść i służył w 2. Pułku Strzelców Podhalańskich w Sanoku. Po powrocie z wojska „kawalerował" już z poważnymi kolegami - Józefem Iwaniszyncm, później kapitanem WP i młynarzem Józefem Kuczmą. Staszek był towarzyski, miał wrodzoną inteligencję. Z nas wszystkich był najsprawiedliwszy i prawdomówny, czasem nawet ze szkodą dla siebie. W 1937 roku ożenił się z Polką, Bronisławą Ciupą. Mama, mając jeszcze nas czterech młodszych, nic chciała 356 zdawać gospodarki Staszkowi, a oni z żoną cierpliwie u niej pracowali, pomagając nas wychowywać. Leon poszedł uczyć się na piekarza, młodszy Józek do szkoły handlowej. 28 sierpnia 1939 roku Staszek został zmobilizowany do artylerii w swoim macierzystym pułku. Walczył z Niemcami, cofając się aż do Drohobycza. Tam dostał się do niewoli, z której udało mu się uciec koło Dynowa, razem z Antkiem Dąbrowskim i szczęśliwie powrócić do domu. Czasy okupacji były ciężkie, pracując w ruchu ukraińskim, trzeba było żyć półlegalnie. Skorzystał tylko z tego, że ja pojechałem za niego na forszpan. 22 lutego 1945 roku został aresztowany wraz ze mną przez Sowietów. Mnie wywieźli na Kaukaz, a jego i jeszcze paru innych z Pakoszówki - do więzienia w Nowym Sączu, gdzie przeszli swoją gehennę. W maju 1945 roku powrócił do domu. W okresie najbardziej nasilonych deportacji, przechowywał się u polskiej rodziny. Po wysiedleniach mama została w domu tylko ze Staszkiem, któremu zdała gospodarstwo. Po moim powrocie z Sowietów Staszek już nie był tym samym człowiekiem, jakiego zostawiłem w 1945 roku. Załamał się. Nie wierzył w możliwość przezwyciężenia zła. Sam do końca pozostał Ukraińcem, ale trzech synów wychował na Polaków. W naszym domu w latach 1951-54 przechowywali członków ukraińskiej organizacji wolnościowej (grupa „Don"-„Woron") i wtenczas tliła się w nim iskrajakiejś nadziei. Ale gdy później dowiedział się, że to była prowokacja UB i NKWD, stracił wiarę do tego stopnia, żL gdy przyszedłem do niego w 1991 roku z radosną nowiną, ze powstała wolna Ukraina, w wielkim smutku powiedział tylko: - Ne wir tomu brate, to wszystko prowokacja, oni tylko chcą refeztę naszych powyciągać, żeby ostatecznie nas zniszczyć. W latach 1960-70 Staszek był aktywnym rolnikiem. Prowadził doświadczalne uprawy zbóż i wzorową hodowlę bydła i trzody chlewnej. Zainicjował budowę Domu Ludowego, ale za utożsamianie się z Ukraińcami został odsunięty i ukarany. Na pewno arcypolska Pakoszówka nie mogła mu wybaczyć i tego, że ze mną „p/awo sławnym Ukraińcem" utrzymywał dobre, braterskie stosunki i często stawał w mojej obronie. Umarł ten mój brat, który często zastępował mi ojca, w 1992 roku. 357 Leon Trzeci starszy brat, Leon, urodził się w 1917 roku. Po śmierci ojca miał tą biedą, że mama ze Staszkiem zabierali go do robót dla dorosłych