Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

- Pani Małgorzato, ceduję na ciebie prawo pisania. Ostatnią część swojej książki będziesz musiała napisać sama. - Wyjeżdżasz? - była zatrwożona i wstrząśnięta. - Dlaczego? Zawiniłam w czymś? - Nie - odparł ze smutkiem - to sprawa rodzinna. Mój świat bliski jest upadku, tak jak twój rośnie w siłę. Wiesz przecież, że chciałbym zostać i usłyszeć koniec tej historii. Ciekawość jest jedną z moich najgorszych wad i ona właśnie prowadzi mnie na manowce. Choć także i ku wspaniałym miejscom na świecie, jak choćby ku temu domowi. Ale teraz wszystko wali mi się na głowę. - Możesz mi o tym opowiedzieć, czy też jest to jakaś tajemnica? - Małgorzata poczuła nagle dla niego wielkie współczucie. Przykro było patrzeć na brata Grzegorza, który przygasł, stracił gdzieś dawny żar. Chyba nawet by nie podjął dysputy z Rogerem Kendallem, choćby miała dotyczyć natury wiary w czasach Arystotelesa. Małgorzacie brakowało dawnej gderliwości zacnego skryby. - Mój ród jest stary, pani Małgorzato. Mamy starodawne nazwisko i herb, co traktujemy bardzo poważnie. - Już mnie o tym informowałeś - powiedziała Małgorzata oschle. - Nie obracaj wszystkiego przeciwko mnie. Łapiesz mnie za słowa. Przepraszam, jeśli cię obraziłem. - Przepraszasz? Och, nie przepraszaj, bracie Grzegorzu. Takiego cię nie znam. Z pewnością chcesz mi przekazać jakąś złą wiadomość. - Tak, to zła wiadomość... przynajmniej dla mnie. Nie jesteśmy bogaci, pani Małgorzato, w naszym domu jest inaczej niż... tutaj... - Brat Grzegorz uczynił ręką szeroki gest. - Ja zaś jestem młodszym synem... Spoglądał w okno i wzdychał. W ogrodzie zimny wiatr poruszał nagie gałęzie. - Mój ojciec znów jest w długach, pani Małgorzato, a ilekroć w nie popada, zadręcza mnie o pieniądze. Gdy wyjeżdżaliśmy na wojnę do Francji, zadłużył się, by nas wyekwipować... Nękał mnie potem, ale dostaliśmy bogaty okup. Później zapłacił za szlachecki tytuł Hugona... Opłaty, opłaty, opłaty... I nową zbroję od Jana z Leicestershire... Niebawem znów mnie znalazł i znów zadręczał. „Jedź na wyprawę jak mężczyzna! - krzyczał. - Przestań się ukrywać wśród habitów”. Co to był za skandal. Głos ojca niósł się daleko, od rozmównicy klasztornej aż do sali opata. Nie zjednało mi to przyjaciół! Każdy by pomyślał, że ojciec z radością przyjmie moją decyzję zamknięcia się w klasztorze. Przecież oszczędziłem mu wielu wydatków. Otóż nie, jak długo pamiętam, ciągle jest niezadowolony. Nie żyje mi się łatwo - czuję powołanie, chcę iść własną drogą, a powinienem przecież czcić i słuchać ojca. Jakże on się zachowuje! „Porzuć wreszcie tę książkę, ty diabelski pomiocie, i bierz przykład ze starszego brata! Hugo jest wzorem rycerza!” „Byłem już na rycerskim turnieju i na polu bitwy, ojcze” - odpowiedziałem. „To wracaj, bo tam twoje miejsce!” - wrzasnął rodzic i powalił mnie jednym uderzeniem. Potem spakował moje manatki i odesłał mnie na dwór księcia mówiąc, że powinienem być wdzięczny. Wdzięczny! Cóż, książę był dokładnie taki jak ojciec! Przysięgam, pani Małgorzato, chyba się zmówili, by wybić mi z głowy powołanie! Byłem jednym wielkim sińcem, od kiedy postanowiłem poświęcić swe życie Bogu. Nie masz pojęcia, jak mój ojciec potrafi wymóc posłuch, nawet teraz, gdy jest stary. - Brat Grzegorz krążył po pokoju jak oszalałe zwierzę. - Nigdy nie uszanuje mojej decyzji. Czemu tak mnie gnębi? Spełniałem wszystkie jego żądania. Dowiodłem, że nie jestem tchórzem, ale chcę podążać własną drogą. Dlaczego muszę być taki jak Hugo? Czy koniecznie muszę być rycerzem, ponieważ pochodzę z rycerskiego rodu? Małgorzata niezupełnie rozumiała, ale brat Grzegorz był tak wzburzony, że wolała milczeć. - I oto znowu ojciec mnie dręczy. Teraz, gdy już stawiam kolejne kroki na drodze ku odnalezieniu prawdy. Wiesz czemu? Bo dach wymaga naprawy! Możesz to sobie wyobrazić?! Mam iść na wojenną służbę i zdobyć pieniądze na dach akurat wtedy, gdy poszukuję Boga! Za jakie grzechy Bóg pokarał mnie takim ojcem?! Ale powiadam ci, on mnie nie powstrzyma! Nie powstrzyma mnie! Prędzej czy później, tak czy inaczej dotrę do Boga! A kiedy stanę przed Jego obliczem, powiem... - Brat Grzegorz zacisnął pięści, żyły nabrzmiały mu na karku. - Bracie Grzegorzu! - Małgorzata była wstrząśnięta. Położyła dłoń na jego ręce, by powstrzymać ten gwałtowny gest. Brat Grzegorz spojrzał ze zdumieniem - nie zauważył, że uniósł pięści ku niebu. - On nie widzi we mnie syna - mówił dalej - tylko psa. Ciągnie za smycz i sięga po kij, a ja uciekam. - Może... może powinieneś zawierzyć Bożej opiece - odważyła się powiedzieć Małgorzata