Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

— My, Brytyjczycy, musimy trzymać się razem — odparła Murzynka. Mężczyźni, którzy ustawili kasę, zeszli ze schodów spluwając w dłonie i ocierając je o spodnie, żeby dać do zrozumienia, jak ciężka była ta robota. Wormold dał im na piwo. Poszedł na górę i ponuro rozejrzał się po swoim gabinecie. Najbardziej zmartwiło go stwierdzenie, że zostało w sam raz dość miejsca na polowe łóżko. Stracił więc ostatni argument. Powiedział jednak: — Ruddy nie będzie miał gdzie trzymać ubrań. — Ruddy jest przyzwyczajony do niewygód. Zresztą stoi tu przecież pańskie biurko. Można przenieść do kasy pancernej wszystkie rzeczy z szuflady, a Ruddy pomieści w nich swój dobytek. — Nigdy nie miałem do czynienia z szyfrowym zamkiem. — To bardzo proste. Wybiera pan trzy grupy cyfr, które pan bez trudu może zapamiętać. Który numer ma ten dom? — Nie wiem. — No to numer telefonu... chociaż nie, to nie byłoby bezpieczne. Włamywacz przede wszystkim próbowałby pewnie tej kombinacji. Niech pan powie datę swego urodzenia. — Tysiąc dziewięćset czternasty. — A dzień? — Szósty grudnia. — A więc wybieramy 19 — 6 — 14. — Nie zapamiętam tego. — Ależ zapamięta pan z pewnością. Nie można zapomnieć daty własnych urodzin. Niech się pan teraz przyjrzy, co ja robię. Obracam gałkę cztery razy w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara, potem naprzód do dziewiętnastu, potem trzy razy w kierunku zgodnym z ruchem wskazówek zegara, potem naprzód do dziewiętnastu, potem trzy razy do czternastu, jeszcze jeden pełny obrót i kasa jest zamknięta. Otwiera się tym samym sposobem: 19 — 6 — 14 — hop! Kasa otwarta. We wnętrzu kasy leżała zdechła mysz. — Towar wybrakowany, powinnam dostać rabat — powiedziała Beatrycze. Zabrała się do wypakowywania walizy Ruddy'ego wyciągając z niej części i kawałki aparatu radiowego, baterie, sprzęt fotograficzny, jakieś tajemnicze rurki owinięte w skarpetki. — Jakim cudem przewieźliście to wszystko przez komorę celną? — spytał Wormold. — Nie my. 59200 kreska 4 kreska 5 dostarczył nam to z Kingston. — Co to za jeden? — Przemytnik. Kreol. Szmugluje kokainę, opium i marihuanę. Oczywiście ma na cle swoich ludzi. Byli przekonani, że tym razem chodzi o ten sam towar, co zwykle. — Sporo by trzeba narkotyków, żeby wypełnić tę walizę. — Tak. Toteż zapłaciliśmy dość słono. Szybko i porządnie poukładała wszystko w szufladach biurka, przeniósłszy ich zawartość do kasy. — Koszule Ruddy'ego trochę się zgniotą — powiedziała — ale tym się nie warto przejmować. — Ja się też nie przejmuję. — A to co? — spytała biorąc do ręki akta z kartoteki, którą Wormold rano przeglądał. — Moi agenci. — Czy to znaczy, że pan trzyma ich stale tak na wierzchu? — No, zamykam ich na noc. — Nie ma pan pojęcia o elementarnych zasadach ostrożności. — Rzuciła okiem na kartę: — Co to za Teresa? — Teresa tańczy nago. — Zupełnie nago? — Tak. — Dla pana to zapewne bardzo interesująca osoba. Londyn życzy sobie, żebym przejęła kontakty z agentami. Zechce mnie pan chyba zapoznać z Teresą w jakimś momencie, kiedy będzie miała na sobie suknię? — Wątpię, czy Teresa zgodzi się pracować dla kobiety — odparł Wormold. — Wie pani, jak to jest z dziewczętami tego typu. — Nie wiem. To pan wie. Aha, inżynier Cifuentes. W Londynie bardzo go cenią. O nim nie będzie pan mógł powiedzieć, że nie zgodzi się na współpracę z kobietą. — Inżynier nie mówi po angielsku. — Może ja nauczę się po hiszpańsku. To by nawet był niezły pretekst: lekcje hiszpańskiego. Czy inżynier jest równie przystojny, jak Teresa? — Ma okropnie zazdrosną żonę. — Och, poradzę sobie z nią. — Zazdrość zresztą niedorzeczna, biorąc pod uwagę wiek inżyniera. — Ileż on ma lat? — Sześćdziesiąt pięć. Poza tym żadna kobieta na świecie nie spojrzy nawet na niego, bo jest okropnie pękaty. Jeśli pani sobie życzy, spytam go, czy chciałby dawać pani lekcje hiszpańskiego. — Nie ma gwałtu, na razie z tym poczekamy. Mogę zacząć od tego drugiego. Profesor Sanchez. Mój małżonek oswoił mnie z intelektualistami. — Profesor także nie umie po angielsku. — Zapewne zna francuski. Moja matka była Francuzką, mówię obu językami równie dobrze. — Nie wiem, czy on mówi po francusku, czy nie. Dowiem się. — Proszę pana, nie powinien pan tych nazwisk wypisywać en clair w kartotece