Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Dlatego właśnie mnie najęli. Gdy członkowie zarządu Fulbright, Cone, Kane Sc Upham przyjrzeli mi się uważniej, w ich przekrwionych oczach zajarzyły się dolarki; nie dostrzegli we mnie kobiety, lecz chodzącą kopalnię złota. Byłam dostatecznie młoda, by robić wrażenie, dostatecznie naiwna, by można było na mnie zrobić wrażenie, i dostatecznie niewinna, by rzucać swoich klientów na pożarcie ich kontrolerom - mówiąc krótko, uosabiałam wszystkie te cechy, które były im potrzebne. Jednak miodowy miesiąc rychło się skończył. Kilka dni przed Bożym Narodzeniem kończyłam pracę dla jednego z naszych klientów - wielkiej firmy transportowej - który chciał nabyć sprzęt komputerowy jeszcze przed końcem roku, gdy w moim biurze pojawił się jeden z członków zarządu, Jock Upham. Był to mężczyzna po sześćdziesiątce, wysoki, szczupły i usilnie młodzieńczy. Grywał często w tenisa, nosił nienaganne garnitury firmy Brooks Brothers i farbował sobie włosy. Chodząc, sprężynował na podeszwach stóp, jakby nigdy nie opuszczał kortu. A więc Jock wpadł sprężyście do mojego biura. - Velis - powiedział głębokim, zmysłowym głosem - zdrowo się nagłowiłem nad sprawą, którą się właśnie zajmujesz. Kosztowało mnie to sporo wysiłku, lecz nareszcie pojąłem, co mnie w tym tak gnębi. - W taki sposób Jock dawał do zrozumienia, że wszelki sprzeciw nie ma najmniejszego sensu. Już wcześniej występował jako klasyczny advocatus diaboli wobec obydwu stron, a po czyjej stronie zdecydował się opowiedzieć, ta właśnie wygrywała. - Akurat skończyłam, proszę pana. Jutro mam to przesłać naszemu klientowi, w związku z czym mam nadzieję, że nie zamierza pan wprowadzać żadnych drastycznych zmian. - Nie, to nic takiego - powiedział, przygotowując się łagodnie do uderzenia. - Po prostu uznałem, że z punktu widzenia naszego klienta drukarki są znacznie istotniejsze niż napędy do dyskietek, w związku z czym chciałbym, żeby dokonała pani niezbędnych poprawek w kryteriach wyboru. Był to typowy przykład tego, co w biznesie komputerowym określa się jako „ustawianie danych”. Jest to sprzeczne z prawem. Otóż miesiąc wcześniej sześciu sprzedawców sprzętu komputerowego przedłożyło naszemu klientowi zapieczętowane oferty, oparte na kryteriach wyboru opracowanych przez naszą firmę jako bezstronnych rewidentów. Stwierdziliśmy, że nasz klient potrzebuje mocnych napędów do dyskietek, a jeden ze sprzedawców przedstawił najkorzystniejszą ofertę. Gdybyśmy więc teraz, po przyjęciu ofert, zadecydowali nagle, że drukarki są istotniejsze od napędów do dyskietek, skorzystałaby na tym inna firma - która, nietrudno się było domyślić: ta, której szef zaprosił Jocka na lunch dzisiejszego popołudnia. Niewątpliwie pachniało tu łapówką. Może była nią obietnica przyszłych kontraktów dla naszej firmy, może jakiś jachcik dla Jocka albo samochód sportowy. Jednak niezależnie od tego, co to było, nie miałam ochoty brać w tym udziału. - Bardzo mi przykro - odparłam. - Lecz już za późno, żeby zmieniać kryteria bez zgody klienta. Rzecz jasna moglibyśmy zadzwonić do nich i powiedzieć, że chcemy poprosić sprzedawców o uzupełnienie pierwotnej oferty, lecz spowoduje to sytuację, w której klient będzie mógł dokonać zakupu dopiero po Nowym Roku. - To nie będzie konieczne, Velis - powiedział Jock. - Nie dlatego zostałem członkiem zarządu, że lekceważyłem swoją intuicję. Nieraz już działałem w interesie moich klientów i w mgnieniu oka ratowałem ich przed utratą milionów, a oni nawet nie zdawali sobie z tego sprawy. To właśnie ten najprymitywniejszy instynkt sprawił, że nasza firma z roku na rok osiąga coraz lepszą pozycję w ramach Wielkiej Ósemki. - Błysnął w moją stronę uśmiechem, a na policzkach pojawiły mu się rozkoszne dołeczki. Szanse na to, że Jock Upham był gotów zrobić coś dla klienta, nie biorąc na swoje konto wszystkich zasług, były mniej więcej równe szansom biblijnego wielbłąda na przeciśnięcie się przez ucho igielne. Lecz ja pozwoliłam mu przejść. - Niemniej jednak, proszę pana, spoczywa na nas moralna odpowiedzialność wobec naszego klienta, żeby uczciwie porównać i ocenić zapieczętowane oferty. W końcu jesteśmy firmą rewidentów. Dołeczki na policzkach Jocka znikły, jakby znienacka je połknął. - Chyba nie chce pani przez to powiedzieć, że odrzuca moją sugestię? - Jeśli nie jest to polecenie, lecz tylko sugestia, to wolałabym z niej nie korzystać. - A jeśli będzie to polecenie? - spytał chytrze Jock. - Jako członek zarządu tej firmy... - Wówczas będę zmuszona zrezygnować z prowadzenia tej sprawy i przekazać ją komuś innemu. Oczywiście zachowam kopie wszystkich dokumentów na wypadek jakichś późniejszych wątpliwości. Jock wiedział, o czym mówię. Firmy Wielkiej Ósemki nigdy nie sprawdzały się wzajemnie. Jedyną instancją mogącą zadawać pytania był rząd Stanów Zjednoczonych. A jego pytania dotyczyły nielegalnych lub oszukańczych praktyk. - Rozumiem - powiedział Jock. - Nie będę pani dalej przeszkadzał, Velis. Wynika z tego, że sam będę musiał podjąć odpowiednią decyzję. - Po czym raptownie obrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju. Następnego ranka zjawił się u mnie mój szef, krwisty blondyn około trzydziestki, Lisie Holmgren. Był wyraźnie podniecony, jego rzedniejące włosy znajdowały się w nieładzie, a krawat był przekrzywiony. - Catherine, coś ty, u diabła, powiedziała Jockowi Uphamowi? - brzmiały jego pierwsze słowa. - Aż go trzęsie ze złości. Zadzwonił dziś do mnie bladym świtem, jeszcze zanim zdążyłem się ogolić. Mówi, że całkiem ci odwaliło i że każe cię wsadzić w kaftan bezpieczeństwa. Nie chce, żebyś w przyszłości miała jakiekolwiek kontakty z poważnymi klientami, i twierdzi, że nie nadajesz się do poważnej roboty. Zycie Lisle’a ogniskowało się na firmie. Miał wymagającą żonę, dla której miarą sukcesu była wysokość opłat uiszczanych w ekskluzywnym klubie. Choć być może nie całkiem mu to odpowiadało, musiał się pilnować i nie wychylać z szeregu. - Chyba wczoraj wieczorem straciłam głowę - oparłam sarkastycznie. - Nie zgodziłam się na odrzucenie oferty. Powiedziałam, że jeśli chce, może przekazać tę sprawę komuś innemu. Lisie opadł na sąsiednie krzesło i milczał przez chwilę. - Catherine, w świecie biznesu dzieje się wiele spraw, które komuś w twoim wieku wydają się nieetyczne. Ale niekoniecznie musi być tak, jak ci się wydaje. - Tym razem właśnie tak było. - Mogę cię zapewnić, że jeśli Jock Upham poprosił cię o coś takiego, miał swoje powody. - A pewnie, że miał powody, i to warte trzydzieści albo czterdzieści tysięcy dolców - powiedziałam, po czym wróciłam do swojej pracy