Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Przez chwilę sądziłem, że twierdzi, iż nie wyraziłem mu prawdziwej przyczyny mojego zatroskania. Chciałem to wyjaśnić, ale nie dał mi dojść do głosu. – Ostatniej nocy w jaskini kategorycznie oświadczyłeś, że nie czujesz się skrępowany – powiedział. – Najwidoczniej było inaczej. Nie omawiałem szerzej kwestii jaskini, bo czekałem, jaka będzie twoja reakcja. Powiedział, że zgodnie z pierwotnym założeniem jaskinia miała służyć jako katalizator. Ściany wydrążono tak, by przystosować ją do pól energetycznych dwojga ludzi. Czarownicy doszli do wniosku, że sama skała i sposób jej wyżłobienia umożliwiają przenikanie się energii dwóch ciał, dwóch świetlistych kul. – Zabrałem cię do tej jaskini – ciągnął – nie dlatego bym lubił to miejsce, bo wcale tak nie jest. Miałem inny cel: pieczara ta ma służyć wprowadzeniu ucznia w stan wzmożonej świadomości. Jest to pomocne, choć z drugiej strony zaciemnia obraz rzeczy. Dawni czarownicy nie skłaniali się ku myśleniu – preferowali działanie. – Zawsze mówiłeś, że taki był twój dobroczyńca – zauważyłem. – Trochę z tym przesadziłem – odparł. – Tak jak kiedy mówię, że jesteś głupi. Mój dobroczyńca był nowoczesnym, poszukującym wolności nagualem, skłaniającym się ku działaniu, a nie myśleniu. Ty także jesteś nowoczesnym nagualem, idziesz tą samą ścieżką, jednak bardzo pociągają cię dziwactwa rozumu. To porównanie musiało go bardzo rozbawić. Jego śmiech odbił się echem w pustym pokoju. Kiedy podjąłem temat jaskini, don Juan udał, że mnie nie słyszy – to, że udaje, poznałem po jego oczach i uśmiechu. – Wczoraj w nocy specjalnie opowiedziałem ci pierwszy abstrakcyjny wątek – powiedział – w nadziei, że kiedy zastanowisz się nad moim sposobem postępowania wobec ciebie w ciągu wszystkich tych lat, domyślisz się pozostałych abstrakcyjnych wątków. Jesteśmy razem od tak dawna, że znasz mnie już bardzo dobrze. Starałem się, by w każdej chwili naszego związku moje czyny i myśli odpowiadały przedstawionym w tych wątkach wzorcom. Inaczej jest z opowieścią naguala Eliasa. Na pierwszy rzut oka jej tematem są ludzkie losy, ale naprawdę jest to historia o intencji. To intencja stawia na naszej drodze swoje budowle i zaprasza nas do wejścia – tak czarownicy pojmują to, co się wokół nich dzieje. Don Juan przypomniał mi, że zawsze uparcie próbowałem odkryć tkwiący w jego opowieściach porządek. Pomyślałem, że krytykuje moje próby rozpatrywania jego przekazu w kategoriach nauk społecznych. Chciałem mu wyjaśnić, że moje poglądy zmieniły się pod jego wpływem. Przerwał mi i uśmiechnął się. – Myślenie nie jest twoją mocną stroną – powiedział, wzdychając. – Pragnę, byś pojął porządek moich nauk, sprzeciwiam się jednak twojemu sposobowi rozumienia tego pojęcia. Dla ciebie porządek oznacza tajemne procedury związane niewidocznym spoiwem. Dla mnie porządek stanowią dwie rzeczy: konstrukcje, jakie w mgnieniu oka stawia przed nami intencja, oraz znaki, jakie nam daje, abyśmy nie zgubili się we wnętrzu tych konstrukcji. jak widzisz, opowieść naguala Eliasa jest nie tylko relacją z następujących po sobie, tworzących zdarzenie szczegółów. Pod tą powłoką kryje się budowla intencji. Historia ta miała dać ci wyobrażenie o nagualach z przeszłości i unaocznić, jak postępowali, by dostosować swoje myśli i działania do budowli intencji. Zapadła cisza, nie miałem nic do powiedzenia. Dla podtrzymania rozmowy zacząłem mówić o pierwszej rzeczy, jaka mi przyszła do głowy. Stwierdziłem, że po ty co usłyszałem o nagualu Eliasie, polubiłem go i mam o nim dobre zdanie. Natomiast wszystko, czego dowiedziałem się o nagualu Julianie, nie wiadomo dlaczego mnie niepokoiło. Wystarczyło, że o tym napomknąłem, a don Juan się rozpromienił. Zaśmiewał się tak bardzo, że musiał wstać z krzesła, żeby zaczerpnąć tchu. Położył mi rękę na ramieniu i stwierdził, że kochamy albo nienawidzimy tych do których sami jesteśmy łudząco podobni. Byłem tak idiotycznie zakłopotany, że znowu nie spytałem, co ma na myśli. Widać było, że wie, co się ze mną dzieje, bo nie przestawał się śmiać. W końcu oświadczył że nagual Julian był jak dziecko, które trzeba uczyć rozwagi i umiarkowania. Nie miał wewnętrznej dyscypliny – zdobywał ją, ucząc się magii. Ogarnęło mnie niczym nie uzasadnione poczucie, że muszę się bronić. Powiedziałem don Juanowi, że jestem zdyscyplinowany z natury. – Oczywiście – powiedział protekcjonalnym tonem. – Nie spodziewajmy się, że będziesz do niego podobny w każdym calu. – Powiedziawszy to, znowu wybuchnął śmiechem. Od czasu do czasu don Juan doprowadzał mnie do takiej rozpaczy, że chciało mi się wyć. Jednak tym razem ten nastrój nie trwał długo – zniknął, ustępując miejsca rozterkom innej natury