Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Chcesz trochê naparu z rumianku? Mae przys³a³a dwie fili¿anki. Roman zerkn¹³ na pomalowany w kwiatki dzbanek. - Nie, chyba ¿e dolejesz mi do tego whisky. TUJESTMÓ1D0M ?& 119 - Niestety. - Charity uœmiechnê³a siê i poklepa³a brzeg ³ó¿ka. - Mo¿e usi¹dziesz przy mnie? - Staram siê trzymaæ rêce z dala od ciebie. - O! - Uœmiechnê³a siê jeszcze szerzej. - Nie mia³abym nic przeciwko twoim rêkom. - To nie najlepszy moment. - Roman dotkn¹³ d³oni Charity. - Zale¿y mi na tobie. Uwierz, proszê. - Wierzê. - Z tob¹ jest ca³kiem inaczej ni¿ z innymi. Nie mogê ci nic wiêcej daæ. - Gdybym wiedzia³a, ¿e zdo³am wyci¹gn¹æ od ciebie a¿ tyle, ju¿ wczeœniej rozbi³abym g³owê o kamieñ. - Zas³ugujesz na wiêcej. - Roman usiad³ na brzegu ³ó¿ka i delikatnie przeci¹gn¹³ palcem wzd³u¿ rozciêcia na skroni. - Zgadzam siê z tob¹. - Przyci¹gnê³a jego rêkê do ust i zauwa¿y³a, jak pociemnia³y mu oczy. - Jestem cierpliwa. - Za ma³o o mnie wiesz. W³aœciwie prawie mnie nie znasz. - Wiem, ¿e ciê kocham. Wierzê, ¿e kiedyœ powiesz mi wszystko, co powinnam wiedzieæ. - Nie ufaj mi. Charity. Nie ufaj mi tak bezgranicznie. - Czy¿byœ zrobi³ coœ niewybaczalnego. Romanie? - Mam nadziejê, ¿e nie. - Zdawa³ sobie sprawê, ¿e i tak powiedzia³ za du¿o. Odstawi³ tacê na bok. - Powinnaœ odpoczywaæ. - Zamierza³am odpoczywaæ. Naprawdê. Chcia³am tylko najpierw za³atwiæ kilka najpilniejszych spraw. - Dzisiaj powinnaœ troszczyæ siê wy³¹cznie o siebie. - To mi³o z twojej strony i jak lylko... i 120 # TOjfcSTMOJ DOM_______________________________I - Nie wolno ci wstawaæ z ³ó¿ka przynajmniej przez dwadzieœcia cztery godziny. - W ¿yciu nie s³ysza³am takiej bzdury. Co za ró¿nica, [ czy le¿ê czy siedzê? - Zasadnicza, jeœli wierzyæ s³owom doktora. - Roman wzi¹³ tabletkê z nocnego stolika. - To lekarstwo, które Ci I poda³? - Tak. - Lekarstwo, które mia³aœ potkn¹æ przed jego wyj- I œciero? - Za¿yjê, jak tylko zatelefonujê w kilka miejsc. - Dzisiaj nic bêdzie ¿adnych telefonów. - Doceniam twoj¹ troskê, Romanie, ale nie zamierzam ciê s³uchaæ. - Jasne. To ty jesteœ od wydawania poleceñ. Zanim zd¹¿y³a odpowiedzieæ, poca³owa³ j¹ czule i delikatnie. Podda³a siê z cichym pomrukiem szczêœcia. Roman uzna³, ¿e jeden poca³unek nie zaszkodzi. Kiedy zacz¹³ i siê odsuwaæ, Churity przyci¹gnê³a go do siebie. Potrzebowa³a teraz s³odyczy, któr¹ tylko on móg³ jej ofiarowaæ. Potrzebowa³a jej znacznie bardziej ni¿ lekarstwa. - Spokojnie - szepn¹³ Roman, walcz¹c rozpaczliwie o odzyskanie panowania nad sob¹. - Chwilowo odczuwam pewien deficyt silnej woli. a ty powinnaœ odpoczywaæ. - Chyba wolê ciebie od odpoczynku. - Czy wszystkich mê¿czyzn doprowadzasz do szaleñstwa? - Nie s¹dzê. - Uszczêœliwiona Charity odgarnê³a mu w³osy z czo³a. - W ka¿dym razie jesteœ pierwszym, który mnie o to zapyta³. I TU JEST MÓJ DOM » 121 - Porozmawiamy o tym póŸniej. - Roman byt zdecydowany kierowaæ siê wyl¹c/nie jej dobrem, wiêc poda! jej pigu³kê. - WeŸ to. - PóŸniej. - Nie. Teraz. Prychnê³a z niesmakiem, ale w³o¿y³a pastylkê do ust i popi³a uspokajaj¹c¹ herbatk¹. - Ju¿. Usatysfakcjonowany? - Od chwili gdy ciê zobaczy³em, jestem daleki od poczucia satysfakcji, kochanie. Podnieœ jêzyk. - S³ucham? - S³ysza³aœ. No, po³knij wreszcie. Uœwiadomi³a sobie, ¿e tym razem przegra³a. Wyjê³a pastylkê z ust, po czym ostentacyjnie j¹ po³knê³a. Dotknê³a warg czubkiem jêzyka. - Mo¿e nadal trzymam j¹ w ustach? Chcesz poszukaæ? - Chcê - poca³owa³ j¹ lekko - ¿ebyœ zosta³a w ³ó¿ku. ¯adnych telefonów, ¿adnej papierkowej roboty, ¿adnego wykradania siê na dó³ do biura. Obiecaj. - Obiecujê - szepnê³a, gdy wargi Romana musnê³y jej usta. - Œwietnie. - Wsta³ i wzi¹³ tacê. - Zobaczymy siê póŸniej. - Ale... To by³o nieczyste zagranie. De Winter. - Owszem - spojrza³ na ni¹ przez ramiê - ale pozwoli³o mi ciê przechytrzyæ. ROZDZIA£ 7 lódczas szkolenia k³adziono szczególny nacisk na dok³adnoœæ i obiektywizm przy wykonywaniu zadania. Roman by³ pewien, ¿e te zasady wesz³y mu ju¿ w krew. Teraz zamierza³ byæ szczególnie dok³adny, ale z pobudek jak najbardziej osobistych. Wyszed³ od Charity. spodziewaj¹c siê zastaæ Boba w biurze. Nie zawiód³ siê. Bob siedzia³ przy komputerze, trzymaj¹c przy uchu s³uchawkê telefoniczn¹, i jednym palcem stuka³ w klawiaturê. Woln¹ rêk¹ pomacha³ Romanowi na powitanie, nie przerywaj¹c rozmowy. - Z przyjemnoœci¹ zrobiê rezerwacjê dla pana i pañskiej ma³¿onki, panie Parkington. Dwuosobowy pokój na dwie noce: piêtnastego i szesnastego lipca. ~ Od³ó¿ s³uchawkê - warkn¹³ Roman rozkazuj¹co. Bob podniós³ do góry rêkê na znak. ¿e Roman musi zaczekaæ. - Owszem, bêd¹ pañstwo mieli osobn¹ ³azienkê, a œniadanie jest wliczone w koszt noclegu. Z przyjemnoœci¹ pomo¿emy pañstwu w wynajêciu lodki na czas pobytu u nas. Numer pañstwa zamówienia to..
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- U progu niespokojnego XXI wieku rodzi siê pytanie, czy ten koszmar mo¿e siê kiedyœ powtórzyæ? Polacy musz¹ poznaæ przesz³oœæ, aby rozumieæ teraŸniejszoœæ i nie obawiaæ...
- Wszyscy mówi, |e jestem za maBy, |eby o tym mówi, ale ja to naprawd bardzo dobrze rozumiem
- Wydaje mi siê, ¿e wówczas, zanim jeszcze zaczêli rozmawiaæ, musia³o nast¹piæ jakieœ zatrzymanie akcji, chocia¿ nie rozumiem dok³adnie, jak to siê sta³o...
- Rozumie pan wiêc, ¿e gdyby nam doniesiono, i¿ Ta-zio odegra³ swoj¹ œmieræ, ¿e ¿yje i nic nam nie powiedzia³, chyba wola³bym tego nie wiedzieæ...
- Dziwna rzecz: Niemcy rozumieæ czy zgadywaæ siê zdawali, co one mówi³y sobie, dziewczêta domyœla³y siê, o czym m³odzi szeptali z sob¹...
- Im bardziej jest ono sztywne i niezmienne, tym wiêksza nasza wiara w siebie, poczucie, ¿e rozumiemy œwiat i potrafimy przewidywaæ zdarzenia...
- - I zawlok³a zarazê do Eikeby, gdzie mieszka tylu ludzi? Nie! Dziêkujê ci, Irjo, i tobie, Tarjei, ale wy nic nie rozumiecie...
- Wycie psa, rozumie pan, drogi panie Dosche? Pies wyje w obecnoœci trupa, tak twierdzi podejrzany...
- W tym artykule rozumiem utopiê zgodnie z etymologi¹ pojêcia: jest to miejsce, którego nie ma i nie bêdzie...
- Czy kiedyœ jeszcze je zobaczê? Na placu mog³o siê pomieœciæ milion ludzi, którzy dziêki specjalnym urz¹dzeniom optycznym i akustycznym mogli doskonale widzieæ i s³yszeæ...