Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

- Zjawią się tutaj? - zapytała, starając się skupić na rozmowie. - Oczywiście. Jestem ich przywódcą, poza tym my, Szkoci, lubimy wspólne biesiady. -Jak myślisz, ile osób przyjdzie, aby ci złożyć gratulacje? - Nam - poprawił. - W porządku, nam. Na jego twarzy pojawił się tak dobrze jej znany leniwy uśmiech, który zawsze przychodził mu z łatwością, przynajmniej wtedy, gdy był dobrze ubrany i najedzony. - Kiedy ostatnio byłem na szkockim weselu, organizowanym przez klan McKiernie'ów, uczestniczyła w nim przynajmniej setka gości. Ale cóż to? Nigdy dotąd nie byłaś na szkockim weselu? Ojciec Annabel nie lubił opuszczać swoich stajni, a już na pewno nie z tak błahego powodu, za jaki uważał wesele. A poza tym nie mieli odpowiednich strojów. - Ostatnio nie - odparła. - Od czasu, gdy umarła nasza mama. Uniósł brwi. - Przecież twoja matka umarła, kiedy miałaś sześć lat. - Tak. A więc, czego mam się spodziewać? - Zjawi się nie tylko mój klan. Myślę, że ściągną tu setki Szkotów. Popijemy, potańczymy. Będzie trochę awantur, trochę płaczu, 260 mnóstwo śmiechu, kilkoro dzieci zostanie poczętych, niejedna mężatka zgrzeszy... - Wyciągnął rękę, żeby otworzyć drzwi i nagle się zawahał. -Jesteś dziś dziwnie milcząca, Annabel. Zagryzła wargę i zmusiła się do uśmiechu. - Każda panna młoda denerwuje się przed ślubem - rzuciła lekko. Gdyby jej dotknął, zalałaby się łzami, co ostatnio zdarzało się w najdziwniejszych momentach. Oczywiście nie mogła się przyznać, że nieoczekiwanie odezwała się w niej romantyczna natura. - Mów prawdę albo zacznę cię całować - rzekł z udaną powagą. - Chodzi o to, że... ja uważam, iż nie powinnam wychodzić za ciebie. - Słowa popłynęły jakby wbrew jej woli. - W głębi duszy jestem okropnie zachłanna. Naprawdę chciałam poślubić bogatego mężczyznę. I nie sądzę, abym kiedykolwiek podzielała twój stosunek do Kościoła i wiary. Ja... obawiam się, że nie pasujemy do siebie. Uśmiechnął się i Annabel poczuła lekki niepokój. Zaczynała podejrzewać, że Ewan nie słyszał przynajmniej połowy z tego, co mówiła. - Brałam pod uwagę, że cudzołóstwo będzie w przyszłości częścią mojego życia - powtórzyła. - Gdybyś, nie daj Boże, poślubiła kogoś innego, a ja spotkałabym cię potem, to sądzę, że też myślałbym o cudzołóstwie. - Nie słuchasz mnie - zaprotestowała. - Ja nie boję się o swoją duszę. Zastrzeliłabym tych bandytów w Londynie bez wahania, gdybym tylko miała broń. - Mąż i żona nie muszą się zgadzać we wszystkim - zauważył Ewan. Odwrócił jej dłoń i podniósł do ust. - Chciałabyś, abym poślubił kogoś innego? - zapytał. - Powiedz uczciwie. - Nie - odparła po chwili. - Zabiłabym kobietę, która ośmieliłaby się poślubić ciebie. Strzałem z pierwszego pistoletu, jaki by trafił w moje ręce. - Zdecydowałem się ożenić z żądną krwi dziewczyną, to nie ulega wątpliwości. - Nie śmiał się jednak i w jego oczach było coś niezwykłego, co sprawiało, że serce głośniej biło w jej piersi. Wyciągnął 261 rękę. - Masz ochotę udać się na spoczynek, czy też dasz się namówić na utratę kilku pensów? - Zamilkł na chwilę, potem poważniejąc nagle, dodał: - Są rzeczy, na które nie ma ceny. Gdybym mógł cofnąć to, co zrobiłem podczas podróży, zrobiłbym to bez wahania. Zmusiła się do uśmiechu. W salonie stryj Pearce rozkładał karty do gry. Gregory obserwował go czujnie jak jastrząb, a stara hrabina jak zwykle narzekała. Najwyraźniej nikomu poza Pearce'em nie udało się wygrać w oszukańca. - Położyłeś dwie karty na swoją kupkę! - zauważył Gregory, ale mina mu zrzedła, gdy Pearce policzył swoje karty, udowadniając, że ma ich tyle samo, ile wszyscy gracze. - Próbujemy uważać na Pearce'a - szepnął Ewan do ucha Anna-bel. - Szczególnie Gregory, ale jak dotąd nie udało mu się złapać go na gorącym uczynku. Rzeczywiście, nie minęła godzina, a nikt poza Pearce'em nie miał już ani pensa. Gregory był tym najbardziej dotknięty, a lady Ardmore mamrotała coś ze złością. - Może podszkoliłbyś mnie trochę - zaproponowała. - W przeciwnym razie nigdy nie wygram. -Jeszcze nikt z nim nie wygrał - wyszeptał młodzieniec z lekkim rumieńcem. - Zauważyłaś? Annabel uśmiechnęła się szeroko. - Mam trzy siostry - odparła szeptem. - Najmłodsza też lubi oszukiwać. Tym razem na twarzy Gregory'ego pokazał się uśmiech, jakiego pewnie dawno nikt u niego nie widział. Annabel odwróciła się do ojca Armailhaca, który oferował jej swoje ramię