Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Stanowiło ono pełne odzwierciedlenie jego własnej filozofii, choć nie doprowadziło go właściwie donikąd. Odchylił się razem z krzesłem do tyłu i oparł o ścianę. - W którym miejscu wszystko poszło nie tak, stary? - zadał sobie po cichu pytanie. Przecież miał wszystkie atuty. Stare i szanowane nazwisko, oczywiścię nie to, którego używał teraz - trzeba wszak zachować jakąś przy- zwoitość. Prywatna szkoła, Sandhurst, doskonały pułk. Stopień kapitana w wieku dwudziestu czterech lat i Military Cross za konspiracyjną pracę w Belfaście. A potem ta nieszczęsna noc w South Armagh i czterej dokładnie nieżywi członkowie IRA. Jago nie widział naj- mniejszego sensu, żeby brać ich żywcem, i sprawił sobie przyjemność wykańczając ich osobiście. Ale wtedy ten zasmarkany sierżancim doniósł na niego, a armia brytyjska oczywiście nie pochwaliła zasady „strzelać, żeby zabić". W gruncie rzeczy przejął się nie tym, iż po cichu został usunięty z wojska, choć wiadomość ta niemal zabiła jego ojca, lecz faktem, że to sukinsyny odebrały mu Military Cross. Ale to już stara historia. Dawno przebrzmiała. W ostatnim roku przed uzyskaniem przez Rodezję niepod- ległości oddziały Selous Scouts nie przebierały zbyt w ludziach. Byli z niego zadowoleni, podobnie jak później ci z Afryki Południowej z jego współpracy z ich komandosami w Angoli. Potem była wojna w Czadzie, gdzie po raz pierwszy spotkał Valentina, a potem miał wiele saczęścia uchodząc stamtąd z życiem. Później pojawił się pan Smith, tajemniczy pan Smith i nastąpiły dla Jago trzy bardzo korzystne finansowo lata. Najdziwniejsze, że nigdy gżę nie spotkali, a w każdym razie Jago nic o takim spotkaniu nie wilgł. W gruncie rzeczy nie wiedział nawet, co spowodowało, że Smith zwrócił się właśnie do niego. Nie miało to zresztą znaczenia. Ważne było; że na jego koncie w Genewie znajdował się obecnie niemal milion funtów. Ciekawe, co powiedziałby na to jego ojciec. Wstał i wrócił do s8.li przedpogrzebowej. Valentin starannie zaszył ponownie ciało i przykrył j~ całunem, .._ Według cen detalicznych wart jest żęć milionów funtów - stwierdził Jago. - Po śmierci stał się bogatszy~iż mógłby to sobie wyobrazić. Valentin przykręcił śruby mocujące wieko. - Sześć, a może nawet siedem, gdyby to rozcieńczyć, 29 - Ciekawe, co za sukinsyn wpadł na taki pomysł? - uśmiechnął st Jago. - No dobrze, chodźmy już. Przeszli obok portierni z ciągle jeszcze śpiącym stróżem i wyszli ' boczną uliczkę. Padał deszcz i Jago podniósł kołnierz trencza. - O bądźcie jutro z Agnes w Vigny, dokładnie o pierwszej, i dopilnuję ~ , wysyłki. Kiedy -samolot wystartuje, zadzwońcie pod ten sam numeT^~ż w Kent co zwykle. - Oczywiście. - Doszli do końca uliczki i wtedy Valentin odezwał się z zakłopotaniem. - Zastanawialiśmy się nad jednym. To znaczy, Agnes się zastanawiała. - Tak? - zapytał Jago. - Wszystko idzie dobrze. Pomyśleliśmy sobie, że może zasłużyliśmy ~' na trochę więcej pieniędzy. - Zobaczymy - odparł Jago. - Wspomnę o tym Sinithowi. Skontaktuję się z wami. Poszedł wzdłuż nadbrzeża myśląc o Valentinie. Obrzydliwiec. Śmieć, oczywiście. Żadnego stylu. Prawdziwy portowy szczur, ale szczur jest zawsze szczurem i trzeba go mieć na oku. Pięć minut później natknął się na czynną przez całą noc kawiarnię. Wszedł, rozmienił przy barze stufrankowy banknot i zajął stojącą w kącie sali budkę telefoniczną;. Nakręcił numer telefonu w Londynie. Powiedział cicho do magnetofonu z drugiej strony przewodu: Panie Smith; tu Jago. - Dwukrotnie powtórzył numer telefonu, z któraga dżwonił, odłożył słuchawkę i zapalił papierosa. Zawsze działali w ten sam sposób. Smith miał automatyczną sekretarki ,,~ i najprawdopodobniej również urządzenie informujące, że jest dla nieg wiadomość: Dzięki temu telefonował zawsze on. Zadziwiająco pros t' 'ednocześnie nie dawał najmniejszej możliwości wytropieni system, k ory go. Niezawodny. Telefon zadzwonił i Jago podniósł słuchawkę. - Tu Jago. - Smith przy telefonie. - Głos był jak zwykle stłumiony i zni~- ~ r.~ kształcony. - Jak się pan miewa? - Doskonale. . t ~-. Były jakieś problemy? - Żadnych. Wszystko normalnie. Przesyłka opuszcza Vigny Juty ~; o pierwszej. -=- Doskonale. Nasi przyjaciele odbiorą ją jak zawsze. A więc pieniądze powinny być w ciągu tygodnia. 30 - Dobrze. - Ostatniego dnia tego miesiąca na pański rachunek zostanie przelana taka sama suma jak zwykle plus dziesięć procent. - To miło z pańskiej strony. - Pracownik wart jest swej zapłaty... -- A wszystko to stara, dobra, brytyjska bzdura - roześmiał się Jago. -- Właśnie. Będę z panem w kontakcie. . Jago odłożył słuchawkę i wrócił do baru, przy którym wypił szybko kieliszek koniaku. Gdy wyszedł na ulic,, wciąż jeszcze padało, ale nie zwracał na to uwagi. Czuł się doskonale i znowu zaczął pogwizdywać idąc po nierównym chodniku. Jednak następnego popołudnia pogoda w Vigny nie była dobra. Niskie chmury, deszcz i zalegająca nisko nad ziemią mgła ograniczyły widoczność do czterystu jardów. Lotnisko było niewielkie. Znajdowały się tam jedynie wieża kontrolna i dwa hangary