Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Wygląda na podpis jakiegoś policjanta. Jest zbyt zamazany i wyblakły, żeby odczytać nazwisko. - To nasza ostatnia szansa. Spróbujmy go wyretuszować. Ross zeskanował dokument do komputera. Za pomocą programu Photoshop powiększył obraz. Długo przy nim majstrował, przy wtórze niecierpliwych pomruków Congreve'a, aż wreszcie udało się:- Pojawił się czytelny podpis. Stubbs Witherspoon. Podpis policjanta z Nassau, który pewnie już nie żył albo od dawna był na emeryturze. - Mam pomysł, Ross. Zadzwońmy do informacji w Nassau. A nuż facet nadal jest w książce telefonicznej. Wkrótce mieli już domowy numer Witherspoona. Wstrzymując oddech, wykręcili go na telefonie satelitarnym. Już po pierwszym dzwonku usłyszeli: - Stubbs Witherspoon. Kiedy tylko Stubbs Witherspoon dowiedział się, o co chodzi, od razu zaprosił ich do Nassau. Podał Congreve'owi adres: 37 Whitehall Road. Powiedział, że to jasnoróżowy dom, o niebieskich okiennicach, z łukowatą bramą, porośniętą białą bugenwillą. Kiedy Congreve stojąc na mostku „Blackhawke'a" zapisywał te informacje, wydawało się, że nic prostszego, jak tam trafić. A tu proszę. Już trzy razy przeszli całą ulicę tam i z powrotem - i nic. - Bez maczety w ogóle nie ma po co tu przychodzić - powiedział Con-greve, ocierając czoło mokrą chusteczką. - Może zadzwońmy do niego, szefie - powiedział Ross. - Już wpół do jedenastej. I właśnie wtedy, jak za skinieniem czarodziejskiej różdżki, z gęstego żywopłotu wyłoniła się kobieta z wózkiem. - Może pani będzie mogła nam pomóc - powiedział Congreve. - Trochę pobłądziliśmy. Szukamy 37 Whitehall Road. Nie wie pani, gdzie to jest? - Tutaj - powiedziała z uśmiechem. - Tu, gdzie stoicie! O, tu jest brama! - Z głośnym śmiechem odgarnęła gałęzie żywopłotu, odsłaniając starą bramę oplecioną białą bugenwillą. - Mieszka tu pan Stubbs. Od zawsze. - Dziękujemy pani - powiedział Congreve, jeszcze raz uchylając kapelusza. - Bardzo nam pani pomogła. Życzymy miłego ranka. 140 Ambrose i Ross przecisnęli się przez gęste listowie i weszli do ładnego, dobrze utrzymanego ogrodu. Na końcu ścieżki stał mały różowy dom z niebieskimi okiennicami. Na ganku, w bujanym fotelu, siedział stary, siwy mężczyzna. U jego stóp spał pies o trudnej do określenia rasie. - Scotland Yard! - zawołał staruszek, kiedy ruszyli ścieżkąw jego stronę. - Zawsze znajdą tego, kogo szukają! Choćby nawet z półgodzinnym opóźnieniem! Zaśmiał się i nieco chwiejnie wstał z fotela. - Do takich poszukiwań lepsza jest kanadyjska policja konna - powiedział Congreve. Wszedł po schodach i uścisnął szczupłą, brązową dłoń Stubbsa Wither-spoona. Lewą. Prawy rękaw lnianej koszuli Witherspoona zwisał pusty u jego boku. - Przepraszam za spóźnienie. Niestety, mieliśmy kłopoty ze znalezieniem pańskiego domu. Pragnę przedstawić panu inspektora Sutherlanda. On też jest z wydziału specjalnego New Scotland Yardu. - Trudno pana znaleźć, panie Witherspoon - powiedział Ross, ściskając jego dłoń. - Proszę wybaczyć nasze spóźnienie. - Przewidywałem, że możecie mieć kłopoty. Ale powiedziałem sobie, że kto ma mnie znaleźć, jak nie Scotland Yard? - Witherspoon znów się roześmiał. - Może wejdziemy do środka? Zrobiłem chłodzoną lemoniadę, no i zawsze przyjemniej siedzieć koło wentylatora. Weszli za Witherspoonem do domu i gospodarz zniknął za wahadłowymi drzwiami, prowadzącymi do kuchni. Przez otwarte na oścież okna do salonu zaglądały żółte gałęzie hibiskusa. Powietrze wypełniały trele ptaków siedzących na drzewach i śpiew kanarka zamkniętego w klatce stojącej w kącie. Witherspoon przyniósł z kuchni duży, oszroniony dzban. - Siadajcie - powiedział i rozlał lemoniadę do szklanek. - A ja lubię się bujać w tym fotelu. - Cieszymy się, że możemy pana poznać, panie Witherspoon - powiedział Congreve. - Jak już mówiłem wczoraj wieczorem przez telefon, interesuje nas bardzo stara sprawa, podwójne zabójstwo, do którego doszło tu, na wyspach, w latach siedemdziesiątych. - Tak, śmierć lorda i lady Hawke'ów - powiedział Stubbs. - Brutalnie zamordowanych na pokładzie ich jachtu „Seahawke". Paskudna sprawa
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Zamówili jeszcze tosty, a potem Erich nachylił się nad stołem i powiedział: — Opowiedz mi o sobie, panno Jenny MacPartland...
- MasaĹĽem obejmujemy, rĂłwnieĹĽ miejsce uszkodzenia...
- Greg Hale to NDAKOTA? Nie odrywała oczu od ekranu...
- Niektórzy członkowie Izby Gmin, przekonani, że Karol teraz gotów być może do ustępstw, znosili się z nim prywatnie, za zgodę na wykluczenie Jakuba bądź zatrzymanie...
- Na mnie, jako wykładowcę, działały one ożywczo i inspirująco...
- - Martwię się o ciebie - powiedział...
- 115 2 Pamwa nigdy nie przypuszczał, że w nocnym mieszkaniu może być tyle różnorodnych dźwięków podobnych do dziecięcego płaczu...
- Drugim czynnikiem, sprzyjajcym transfor- 40 Timothy Garton Ash w eseju Niech |yje Rutbenia! opisuje spotkanie z zakarpackimi dziaBaczami, d|cymi do oderwania si od Ukrainy w imi Bczno[ci z Zachodem, co kontrastuje z mizeri otaczajcego ich [wiata, wszechwBadz mafii i powszechno[ci korupcji
- Nawet nie zauważycie, że wyjechałam...
- Ludzie przyciskali plecy do ścian i komentowali ze śmiechem: „Gołębiarz!” Skąd ten śmiech? Potem mówili o początku...