Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Twarz Niemca była szara, lecz stał sztywno, niczym na baczność. – Ruszaj biegiem – powiedział sierżant. Wskazał poprzez pastwisko ku lasowi. Niemiec nie poruszył się. Sierżant pchnął go. – Biegnij – powiedział – dam ci fory. – Popchnął Niemca na trawę, obróciwszy go twarzą w kierunku lasu. Słońce zaszło, ziemia straciła barwy, poza szarością zapadającego zmierzchu. Las był długą, ciemną ścianą, daleko. Niemiec odwrócił się ku nim. Ręką sięgnął ku koszuli bez kołnierzyka, jak gdyby w poszukiwaniu godności. Spojrzał na Moskę, potem na pozostałych. Postąpił krok ku nim, schodząc z trawy i kamieni. Nogi mu drżały i zachwiał się, lecz głos jego brzmiał spokojnie. Odezwał się: – Herr Mosca, Ich hab’ eine Frau und Kinder. Twarz sierżanta wyrażała wściekłość i nienawiść. – Biegnij, sukinsynu, biegnij. – Podbiegł do Niemca i uderzył go w twarz. Gdy ten się zachwiał, podtrzymał go i popchnął w kierunku pastwiska. – Biegnij, ty szkopski sukinsynu. – Krzyknął to trzy lub cztery razy. Niemiec upadł, wstał i odwrócił się ku nim znowu i powtórzył, nie prosząc tym razem, lecz jakby wyjaśniając: – Ich hab’ eine Frau und Kinder. Jeden ze strażników podszedł szybko i uderzył go kolbą karabinu w pachwinę, a potem, kołysząc broń w jednej ręce, drugą trzasnął go w twarz. Bruzdy w pomarszczonej twarzy nabiegły krwią. Potem, zanim ruszył kamienistym pastwiskiem ku ciemnej ścianie lasu, spojrzał na nich po raz ostatni. W spojrzeniu tym nie było już żadnej nadziei i coś więcej jeszcze niż strach przed śmiercią. Było w nim przerażenie, jak gdyby ujrzał coś tak strasznego i haniebnego, w co nigdy by przedtem nie uwierzył. Patrzyli za nim, jak szedł powoli przez pastwisko. Czekali, aż zacznie biec, lecz on szedł bardzo powoli. Co kilka kroków odwracał się patrząc na nich, jak gdyby to była jakaś zabawa budząca dziecinne niedowierzanie. Widzieli biel jego koszuli bez kołnierzyka. Mosca spostrzegł, że gdy Niemiec odwracał się, by patrzeć na nich, a potem odwracał się znowu, zawsze zbaczał nieco na prawo. Dojrzał niewielkie, skaliste wzniesienie biegnące ku lasowi. Podstęp był oczywisty. Żołnierze uklękli na polnej drodze i unieśli karabiny na wysokość ramion. Mosca opuścił swój karabin lufą do ziemi. Sierżant wystrzelił w momencie, gdy Niemiec rzucił się nagle w kierunku rowu, a jego ciało zaczęło się osuwać, gdy zabrzmiały dalsze strzały. Ciało spadło poza krawędź, lecz nogi pozostały widoczne. W ciszy, która nastąpiła po ostrych, rozproszonych wystrzałach, pod szarymi smużkami dymu wzbijającego się nad ich głowami, żywi ludzie zastygli w pozycjach strzeleckich. Gryzący zapach prochu wbił się w wieczorne powietrze. – Jedźcie – powiedział Mosca. – Ja poczekam na przyczepę. Jedźcie, chłopcy. – Nikt nie zauważył, że nie strzelał. Odwrócił się i odszedł parę kroków. Słyszał warkot odjeżdżającego jeepa. Oparł się o drzewo, spoglądając poprzez kamieniste pastwisko, poprzez zwisające nogi, ku czarnej, nieprzeniknionej ścianie lasu. W nadciągającym mroku wydawała się bardzo bliska. Zapalił papierosa. Nie odczuwał nic, poza lekkimi mdłościami i ściskaniem w dołku. Czekał, mając nadzieję, że przyczepa przyjedzie zanim, zupełnie się ściemni. W pogrążonym w głębokiej ciemności pokoju Mosca sięgnął poprzez ciało Helli po szklankę wody stojącą na nocnym stoliku. Wypił, po czym osunął się na poduszkę. Chciał być szczery do końca. – Nie mam wyrzutów sumienia – powiedział. – Tylko kiedy zobaczę coś takiego jak dzisiaj, jak ta kobieta biegnąca za ciężarówką. Pamiętam, co powiedział – powiedział to dwukrotnie. „Mam żonę i dzieci”. Wtedy nic to dla mnie nie znaczyło. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale tak samo wydawaliśmy wszystkie pieniądze na byle co, bo oszczędzanie nic nie znaczyło. – Przerwał czekając, aż Hella się odezwie. Podjął znowu. – Próbowałem to jakoś potem wytłumaczyć. Bałem się wracać na front i chyba bałem się tego sierżanta. Poza tym tamten był Niemcem, a Niemcy byli znacznie gorsi. Ale najważniejsze, że nie czułem żadnego współczucia, gdy go bili, gdy błagał, gdy go zabili. Potem czułem zdumienie i wstyd, ale nigdy współczucie, i wiem, że to źle. Mosca dotknął twarzy Helli i przesuwając dłonią po policzku poczuł wilgoć w zagłębieniach pod oczami. Przez chwilę odczuwał mdłości, lecz wkrótce wypaliła je gorączka. Chciał jej o tym powiedzieć, jakie to było niezwykłe, jak sen, jak czary, ten strach wokół. W obcych, opustoszałych miastach leżeli zmarli, walczono dalej na ich grobach pod gruzami, czarne kwiaty dymu wyrastały z domów podobnych do czaszek, a potem wszędzie leżała biała taśma