Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Uniosła ręce, przeciągając się leniwie, w końcu położyła je na okrywającym nogi kocu. Jak na swój wiek czuła się i wyglądała wspaniale. Odwróciła głowę, by powiedzieć o tym siedzącej w fotelu obok siostrze. Ta prychnęła. - W twoim wieku każdy żyjący wygląda wręcz idealnie - powiedziała, poprawiając okulary zsunięte na czubek nosa. - Ile znajomych ci osób przeżyło dwadzieścia tysięcy lat? - Znasz odpowiedź na to pytanie, An - kobieta odparła z uśmiechem. - Ale ty wyglądasz dużo starzej. Za bardzo się tym wszystkim przejmujesz. - A jak, twoim zdaniem, mam się nie przejmować?! - wykrzyknęła siostra. - Nasza przepowiednia zawiodła! Teraz ci skrzydlaci pomyleńcy pomyślą, że nie jesteśmy im potrzebne. Może nawet przyślą tu tego maniaka z tatuażem. Pomimo że włożyła w te słowa cały swój lęk, druga staruszka wcale nie sprawiała wrażenia przejętej. - Miał aniołek szczęście - rzuciła tylko, wzruszając ramionami. - Albo niejednoznacznie utkałyśmy wydarzenia. Zdarza się. An milczała przez chwilę. - Myślę, że to nie zasługa naszego strachliwego gościa - powiedziała w końcu. Jej oczy zmieniły się w maleńkie szparki, jak zawsze gdy przyszło jej obcinać tkane przez siostry nici. - Ktoś mu pomógł. I myślę sobie, że ten ktoś zasłużył na własną przepowiednię. Zaśmiała się skrzekliwie i w tej samej chwili gdzieś na drugiej półkuli pewien odziany w skórę mężczyzna odstawił talerz z ledwie napoczętym posiłkiem. W jego głowie nagle powstała dziwna, obca myśl. Umrzesz, gdy dopełni się twa legenda - mówiła. Brzmiało to jak przepowiednia. GALERIA Alpy Szwajcarskie Loki stał na wzgórzu i z satysfakcją wpatrywał się w swoje dzieło. Wiatr szalał w jego rozpuszczonych włosach, mróz na twarzy, zdobiąc ją krwistą czerwienią rumieńców... Kolejne zimowe zwycięstwo. Czyż mogło być coś cudowniejszego dla nordyckiego boga? Odłożył paletę i starannie wytarł pędzel, nie odrywając oczu od obrazu. Czegoś wciąż jeszcze mu brakowało. Zastanawiał się przez moment, po czym rozłożył szmatkę i narzucił na sztalugę. Policzył do trzech i ściągnął z wprawą magika. Płótno wyglądało teraz na dużo starsze. Co najmniej sto lat. Kłamca uśmiechnął się, odwrócił i uniósł rękę w geście pozdrowienia. - Możesz już wyjść, Gabrielu - powiedział. - I tak wiem, że tam jesteś. Z mroku wyłoniła się zakapturzona postać. - Dobra robota - pochwaliła, odsłaniając głowę. Lśniąca czarna grzywa archanioła mieniła się blaskiem księżycowego światła. - Zwłaszcza ta chatka u podnóża gór wygląda ciekawie. Loki skinął głową. - Prawda? Trochę się bałem, że umieszczając domek nieco po lewej zachwieję kompozycją, ale postanowiłem malować zgodnie z rzeczywistością. Musiałem jednak zastosować barwę o dwa tony ciemniejszą, malując dach chaty, by stanowił kontrapunkt. Inaczej zlewałby się z... Archanioł nie krył zaskoczenia. - Od kiedy interesujesz się malarstwem? - Od jakiegoś miesiąca. - Kłamca wzruszył ramionami. - Uznałem, że powinienem sobie znaleźć jakieś relaksujące hobby. Jak myślisz, czy Johan Veritus będzie odpowiedni? - Co proszę? - Podpis. Obraz jest skończony, gdy autor strzeli parafkę - wyjaśnił niegdysiejszy mieszkaniec Walhalli. - A przecież nie podpiszę się Loki, potomek Olbrzymów, prawda? Na widok miny Gabriela pokręcił głową z dezaprobatą. - Jak ty się nic nie znasz na sztuce - westchnął, sięgając po wąski pędzelek. Gdy podpis był już gotowy, postarzył go tak jak wcześniej cały pejzaż. Chwilę stali w milczeniu. Archanioł przyjrzał się uważniej ośnieżonym połaciom otaczającego wzgórze lasu i mdłym światłom leżącej w dolinie wioski. Okolica była wręcz wymarzona dla cudu Bożego narodzenia. Aż dziw, że znający przyszłość Chrystus nie wybrał na początek swej misji takiej właśnie alpejskiej wioseczki. I tak święta prawie wszystkim kojarzą się z zimą. I śniegiem... - Myślę sobie - oznajmił, przerywając swoje rozmyślania - że zasłużyłeś na małą premię. Sięgnął do kieszeni płaszcza i wyciągnął dwa pióra. - Tak z okazji świąt - dodał, wręczając je Kłamcy. Ten przyjął podarek i sprawdziwszy dokładnie jakość, ostrożnie schował do kieszeni. - Dzięki! - Błękitne oczy Lokiego zaiskrzyły. - Właściwie to ja też mam coś dla ciebie. W jego dłoni pojawiła się nagle elegancko zdobiona koperta. Gabriel uniósł ją ostrożnie i delikatnie otworzył. W środku była jakaś tekturka. - To zaproszenie - wyjaśnił Kłamca. Wyciągnął pudełko wykałaczek, wydobył jedną i włożył do ust. - Na zabawę sylwestrową w kasynie w Monte Carlo. Archanioł już pewniejszym ruchem wydobył tekturowy prostokącik. - To miło z... - powiedział, zaczynając czytać, ale zaraz skrzywił się z niesmakiem. - Bardzo śmieszne. - Co takiego? - Loki zrobił zdziwioną minę. - Dla szanownej pani Mary Ann Garrety - przeczytał Gabriel. - Przedni kawał. Ubawiłem się jak nigdy. Kłamca wzruszył ramionami. - Po prostu źle zrozumiałeś - odparł. - A co tu jest do rozumienia? - Tylko to. - Palec nordyckiego boga powędrował ku zaproszeniu. Zatrzymał się przy przeczytanym chwilę wcześniej nazwisku i, jakby po namyśle, zjechał jeszcze linijkę niżej. - Z osobą towarzyszącą. Ta pierwsza część dotyczy mnie, nie ciebie. - Sugerujesz, że ja i... - zaczął boży posłaniec podejrzliwym tonem. Loki wszedł mu w zdanie. - Ta zabawa to przede wszystkim wielka impreza charytatywna - wyjaśnił. - Odbędzie się na niej aukcja, a od każdego sprzedanego obrazu aż czterdzieści procent idzie na głodujące dzieci. A skoro nadarzyła się okazja i ta modelka sama wpadła mi w ręce, pomyślałem czemu nie? - Ale po co ci do tego ja? Bo nie uwierzę, że to tylko przyjacielski gest. - I słusznie - przyznał Kłamca. - Doszedłem do wniosku, że taka ślicznotka nie może się pokazać z byle łachmytą. Musiałem jej znaleźć jakiegoś przystojniaka. No a któż prezentuje się wspanialej niż archanioł i do tego boży posł... - Loki! - Poza tym wy, skrzydlaci, macie tę zdolność do przekonywania siłą woli, a to może się przydać. - Mogłem się domyślić - powiedział Gabriel. - A co się stało z tą Mary Ann? Kłamca uśmiechnął się szelmowsko. - Zostawiłem ją w dobrych rękach - odparł. - Na pewno nie będzie żałowała tej imprezy. Ubierz się jakoś schludnie i wpadnij po mnie o ósmej. * * * Gdy archanioł w nieskazitelnym, dopasowanym fraku zapukał do drzwi hotelowego pokoju, rozległo się wściekłe proszę. Nie znał tego głosu, jednak wszedł... Na środku stała wysoka, szczupła kobieta o sięgających ramion blond włosach. Ubrana była tylko w koronkową bieliznę. - Loki? - zapytał