Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Zaczê³o siê od tego, ¿e ojciec sier¿anta Meyera jest pastorem. Po maga³ tej dziewczynie i powiedzia³ o niej synowi. Sier¿ant porozumia³ siê ze swoim kapitanem. Kapitan zna Franka Allena, wiêc sier¿ant dzwoni do niego, ¿eby siê dowiedzieæ, kto prowadzi tê sprawê. Frank odes³a³ go do nas. Meyer nie rozmawia³ oprócz tego z nikim. - Douglas zapali³ papierosa. - Wiêc jak ta informacja dotar³a do naszych przyjació³? OdpowiedŸ by³a prosta, ale niezbyt przyjemna. Teraz obaj wiedzieli, ¿e dochodzenie znalaz³o siê w prze³omowym momencie. To dzia³o siê na ich oczach, sprawy nabiera³y tempa. I jak to czêsto bywa, wypadki nastêpowa³y zbyt szybko, by mo¿na by³o dokonaæ potrzebnej analizy ' ogarn¹æ ca³oœæ. - Tak jak myœleliœmy, maj¹ u nas swojego cz³owieka. - Frank? - zastanawia³ siê g³oœno Douglas. -Nigdy nie mia³ stycz noœci z ¿adn¹ z tych spraw. Nie ma nawet dostêpu do informacji, które mog³yby byæ potrzebne naszym przyjacio³om. -To by³a prawda. Sprawa Helen Waters zosta³a pocz¹tkowo przydzielona dwóm m³odym detekty wom Allena, ale szef szybko przekaza³ j¹ Ryanowii i Douglasowi. - Przypuszczam, ¿e móg³byœ to nazwaæ postêpem, Em. Teraz wie- my na pewno. By³ przeciek. - Masz dziœ dla mnie wiêcej takich dobrych wiadomoœci? 523 Policja stanowa dysponowa³a tylko trzema œmig³owcami Bell Jet Ra ger i wci¹¿ uczy³a siê, jak ich u¿ywaæ. Zdobycie zgody na wykonanie lotu nie by³o rzecz¹ ³atw¹, ale kapitan prowadz¹cy hangar by³ starszym oficerem pracuj¹cym w spokojnym okrêgu, i choæ ten spokój wynika³ bardziej z lokalnej specyfiki ni¿ z nadzwyczajnej skutecznoœci policji nigdy nie zaszkodzi kolejny plus w statystyce. Œmig³owiec zosta³ wyprowadzony na l¹dowisko za piêtnaœcie dziewi¹ta. Kapitan Ernest JOv i posterunkowy Freeland ju¿ na niego czekali. ¯aden nie lata³ wczeœniej helikopterem i obaj byli lekko zdenerwowani, widz¹c, jak ma³a jest to maszyna. Œmig³owce zawsze z bliska wydaj¹ siê mniejsze, a jeszcze ciaœniejsze, gdy wsi¹dzie siê do œrodka. Poniewa¿ maszyna by³a wykorzystywana g³ównie do przewozów medycznych, oprócz pilota na pok³adzie znajdowa³ siê równie¿ ratownik, obaj z policji, ubrani w sportowe kombinezony, które doskonale pasowa³y do kabur na broñ i lotniczych okularów przeciws³onecznych. Standardowy wyk³ad dotycz¹cy bezpieczeñstwa trwa³ dok³adnie dziewiêædziesi¹t sekund i zosta³ wyg³oszony tak szybko, ¿e nie mo¿na by³o z niego zrozumieæ ani s³owa. Chwilê póŸniej œmig³owiec drgn¹³ i poderwa³ siê z ziemi. Pilot zdecydowa³, ¿e bêdzie lecia³ spokojnie. Koniec koñców, wióz³ przecie¿ kapitana, a poza tym sprz¹tanie wymiocin z siedzeñ ju¿ mu siê sprzykrzy³o. - Dok¹d lecimy? - zapyta³ przez interkom. - Bloodsworth Island - powiedzia³ kapitan Joy. - Przyj¹³em - odpar³ pilot zgodnie z tym, jak wed³ug niego powi nien wyra¿aæ siê prawdziwy lotnik. Opuœci³ nos maszyny i skrêci³ na po³udniowy wschód. Lot nie trwa³ d³ugo. Z wysokoœci œwiat wygl¹da zupe³nie inaczej i pierwsza reakcja ludzi na lot œmig³owcem by³a zawsze taka sama. Start, przypominaj¹cy trochê szarpniêcie przy starcie kolejki w weso³ym miasteczku, budzi przera¿enie, ale wkrótce ustêpuje ono miejsca fascynacji. Œwiat zmienia³ siê na oczach obu policjantów, którzy czuli siê tak, jakby nagle zrozumieli sens tego wszystkiego. Widzieli drogi i farmy wyraŸnie jak na mapie. Freeland pierwszy to zauwa¿y³. Zna³ swój teren jak w³asn¹ kieszeñ, a mimo to widzia³ teraz, ¿e po³o¿enie wielu miejsc nie odpowiada dok³adnie mapie, któr¹ mia³ w g³owie. Znajdowa³ siê zaledwie trzysta metrów nad ziemi¹. Tak¹ odleg³oœæ jego samochód pokonywa³ w kilka sekund, ale wystarczy³a, by daæ mu zupe³nie now¹ perspektywê, któr¹ od razu postanowi³ wykorzystaæ. - Tam j¹ znalaz³em- powiedzia³ do kapitana przez interkom. - To daleko od miejsca, gdzie lecimy. Myœlisz, ¿e przesz³a taki Ka wa³? 524 - Nie. - Ale do wody by³o ca³kiem blisko, prawda? W odleg³oœci najwy¿ej trzech kilometrów widzieli farmê na sprzeda¿, a stamt¹d od celu dzieli³o ich zaledwie osiem kilometrów, czyli dwie minuty lotu. Zatoka Chesapeake by³a teraz szerok¹, b³êkitn¹ wstêg¹ lœni¹c¹ w porannym s³oñcu. Na pó³nocnym zachodzie widaæ by³o Centrum Testów Lotniczych Marynarki Patuxent River, a nad nim sylwetki przecinaj¹cych powietrze samolotów. Pilot nie spuszcza³ z nich oka, zawsze uwa¿a³ na nisko lataj¹ce maszyny. A ch³opcy z marynarki lubili lataæ blisko ziemi. - Na wprost - powiedzia³. Ratownik wskaza³ kierunek rêk¹, na wy padek gdyby pasa¿erowie nie byli pewni, co to znaczy. - St¹d wszystko wygl¹da zupe³nie inaczej - powiedzia³ Freeland z ch³opiêcym zachwytem w g³osie. - Czêsto tu wêdkujê. Z do³u to wy gl¹da jak zwyk³e szuwary. Ale teraz nie. Z wysokoœci trzystu metrów pocz¹tkowo widzieli wyspy, pozarastane trzcinami i traw¹. W miarê jak schodzili ni¿ej, wyspy przybiera³y coraz bardziej regularne kszta³ty, pocz¹tkowo owalne, a¿ stopniowo spod szuwarów i traw wy³oni³y siê pordzewia³e kad³uby. - Jezu, ile ich tu jest! - zauwa¿y³ pilot. Rzadko lata³ w tej okolicy, najczêœciej w nocy, przewo¿¹c ofiary wypadków. - Pierwsza wojna œwiatowa - odpar³ kapitan. — Mój ojciec mówi³, ¿e to statki, których Niemcom nie uda³o siê zatopiæ. - Czego dok³adnie szukamy? - Nie wiem, zapewne ³odzi. Wczoraj z³apaliœmy æpunkê - wyjaœni³ kapitan. - Mówi³a, ¿e gdzieœ tu jest laboratorium handlarzy narkotyków i trzy trupy. - Naprawdê? Laboratorium narkotykowe - tutaj? - Tak w³aœnie mówi³a - potwierdzi³ Freeland, zauwa¿aj¹c coœ jesz cze. Choæ z wody szuwary wygl¹da³y na nieprzebyte, w rzeczywistoœci przecina³a je sieæ kana³ów. To musi byæ wspania³e miejsce na ³owienie krabów. Z pok³adu ³odzi wszystko wygl¹da³o po prostu jak jedna wielka wyspa, ale teraz widzia³, ¿e by³o inaczej. Czy to nie ciekawe? - Tam coœ b³yszczy - ratownik pokaza³ na prawo. - Pewnie szk³o. - Lepiej to sprawdŸmy. - Dr¹¿ek powêdrowa³ na prawo i lekko w dó³, a œmig³owiec obni¿y³ pu³ap. - Tak, przy tamtych trzech statkach stoi ³ódŸ. - SprawdŸ to - powiedzia³ z uœmiechem ratownik. - Za³atwione. -Nareszcie okazja, ¿eby naprawdê polataæ. Pilot, nie- gdyœ lataj¹cy na hueyach w Pierwszej Dywizji Kawalerii Powietrznej, uwielbia³ bawiæ siê maszyn¹. Lataæ prosto i na równym pu³apie potrafi ka¿dy g³upek. Najpierw zatoczy³ ko³o nad celem, sprawdzaj¹c wiatr, 525 potem nieco obni¿y³ lot, a¿ zawis³ na wysokoœci oko³o szeœædziesiêciu metrów. - Piêciometrowa - powiedzia³ Freeman, kiedy wszyscy widzieli wyraŸnie bia³¹ nylonow¹ linê ³¹cz¹c¹ ³ódŸ z zardzewia³ym wrakiem - Ni¿ej - rozkaza³ kapitan. Po chwili œmig³owiec zawis³ piêtnaœcie metrów nad wrakiem. Na pok³adzie widaæ by³o lodówkê na piwo i tro. chê œmieci, ale nic poza tym
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Gdy wracam do hotelu, nasze klucze wci¹¿ wisz¹ na haczy- ku...
- - Zaraz wracam...
- Pokrycie zsunęło mi się z głowy...
- Wciąż na wpół śpiąc, żołnierze leniwie zeszli na płytę lotniska...
- A tenże Hołotkiewicz 35 stwierdza również i polskość poczciwego Klimunta, gdy powiada, że on: „Staropolskiego czasu wystawia obrazy”...
- Ale czy w ogóle przychodzi taki moment, że osiągamy w życiu wszystko, gotowi jesteśmy zawołać: Trwaj, chwilo! Jesteś piękna...
- powoduje wiele stkich klasyfika-kże tych, którym odniiców z bilan- Skoro marzymy ć reguły obowią-zynarodowych...
- Wielki GBód 107 tendencje o nierealno[ci naBo|onego kontyngentu zbo|owego
- - Tak rzekłam...
- Stone rozpoznał mężczyznę natychmiast...