Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Z trudem powstrzymała się, żeby nie wybuchnąć śmiechem. 16 — Chodził pan kiedyś na lekcje savoir vivre'u? — Nie. A dlaczego? — Bo tego właśnie pytania uczą na pierwszych zajęciach. Okaż rozmówcy swoje zainteresowanie. J a chcę dowiedzieć się czegoś o Tobie. — Tak się akurat składa, że ja naprawdę chcę się dowiedzieć czegoś o tobie. Przyniesiono napoje. — Jestem kimś, kogo współczesny świat nazywa „głową niepeł nej rodziny" — powiedziała, pociągając ze swojej szklanki. — Mam dwie córeczki; Beth ma trzy lata, a Tina właśnie skończyła dwa. Mieszkamy w starym bloku na wschodniej Trzydziestej Siódmej Ulicy. Gdybym miała fortepian, nie zmieściłoby się tam nic poza nim. Od czterech lat pracuję dla pana Hartleya. — Jak mogłaś pracować, mając takie małe dzieci? — Zaraz po urodzeniu brałam kilka tygodni wolnego. — Dlaczego musiałaś tak wcześnie wracać do pracy? Jenny wzruszyła ramionami. — Pierwszego lata po skończeniu college'u spotkałam Kevina MacPartlanda. Ja miałam zajęcia ze sztuki na Fordham University w Lincoln Center, a Kev grał jakąś rólkę w sztuce wystawianej gdzieś poza Broadwayem. Nana ostrzegała mnie, że popełniam błąd, ale ja oczywiście nie słuchałam. — Nana? — Moja babcia. Wychowywała mnie od chwili, kiedy skończy łam rok. Okazało się, że miała rację: Kevin to dość miły facet, ale... lekkoduch. Dwoje dzieci w ciągu dwóch lat małżeństwa nie mieścir ło się w jego planach. Wyprowadził się zaraz po narodzinach Tiny. Teraz jesteśmy już po rozwodzie. — Utrzymuje dzieci? — Przeciętne zarobki aktora wynoszą trzy tysiące dolarów rocz nie. W gruncie rzeczy Kevin jest całkiem niezły i przy odrobinie szczęścia mógłby się wybić, ale na razie odpowiedź na to pytanie brzmi „nie". 7 o — Chyba nie oddawałaś ich do żłobka, a później do przedszkola? Jenny poczuła, jakby w jej gardle utkwił czop z suchj Jeszcze chwila, a nie będzie w stanie powstrzyr — Zajmowała się nimi babcia — powiedziała 2 — Krzyk Umarła przed trzema miesiącami. Naprawdę, nie chciałabym teraz 0 tym mówić. Wziął jej rękę w swoje dłonie. — Przepraszam, Jenny. Wybacz mi. Zwykle nie jestem taki tępy. Zdołała się jakoś uśmiechnąć. — Teraz moja kolej. J a chcę dowiedzieć się czegoś o Tobie. Zaczął mówić, a ona zajęła się kanapką. — Z pewnością czytałaś tę krótką biografię. Jestem jedynakiem; moja matka zginęła w wypadku na farmie, kiedy miałem dziesięć lat... dokładnie w moje urodziny. Ojciec umarł dwa lata temu. Właściwie farmę prowadzi zarządca, bo ja większość czasu spędzam w studiu. — I całe szczęście — wtrąciła Jenny. — Zaczął pan malować w wieku piętnastu lat, prawda? Chyba zdawał pan sobie sprawę z tego, jak dobrze to panu idzie? Erich rozkołysał wino w kieliszku, zawahał się i wreszcie wzruszył ramionami. — Mógłbym udzielić standardowej odpowiedzi, że malowałem wyłącznie dla rozrywki, ale to nieprawda. Moja matka również zajmowała się malarstwem. Obawiam się, że nie była tak znana jak jej ojciec, Everett Bonardi. — Oczywiście, że o nim słyszałam! — wykrzyknęła Jenny. — Dlaczego nie zamieścił pan tej informacji w notce biograficznej? — Jeżeli to, co robię, jest dobre, może mówić samo za siebie. Mam nadzieję, że odziedziczyłem cząstkę jego talentu. Matka tylko trochę szkicowała dla przyjemności, ale mój ojciec był o to strasz liwie zazdrosny. Przypuszczam, że gdy spotykał się w San Fran cisco z jej rodziną, czuł się jak słoń w składzie porcelany, a oni chyba traktowali go jak prostaczka ze Środkowego Zachodu, któ remu jeszcze słoma sterczy z cholewek. Odbijał to sobie radząc matce, żeby wykorzystywała swój talent do czegoś pożytecznego, na przykład wyszywając kołdry. Mimo to stanowiła dla niego świę tość, ale zawsze wiedziałem, że wpadłby w szał, gdyby zastał mnie przy sztalugach, więc ukrywałem to przed nim. Południowe słońce przebiło się przez zasnuwające niebo chmury 1 kilka kolorowych promieni padło przez witrażowe okno prosto na ich stół. Jenny zamrugała i odwróciła głowę. Erich przyglądał się jej uważnie. 18 i - Ł ': — Chyba zastanowiła cię moja reakcja, kiedy się spotkaliśmy — powiedział. — Szczerze mówiąc przez chwilę myślałem, że widzę ducha. Twoje podobieństwo do Caroline jest wręcz uderzające; była mniej więcej twojego wzrostu, miała ciemniejsze włosy i zie lone oczy. Twoje są niebieskie z minimalną domieszką zieleni. Ale to nie wszystko. Uśmiech. Sposób, w jaki przechylasz głowę, kiedy czegoś słuchasz. Jesteś szczupła, dokładnie tak samo, jak ona. Ojca zawsze strasznie to irytowało i próbował namawiać ją do je dzenia, a ja teraz też mógłbym powiedzieć: „Jenny, dokończ tę ka napkę. Ledwo ją ruszyłaś." — Och, to nic takiego