Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
W lustrze błysnęła na chwilę bransoletka zawieszona na nadgarstku stojącej tam kobiety. - Powietrze - powiedziała kobieta z lustra. - W górę! Echo odbiła się nogami ku górze, oczekując zderzenia z niskim, kamiennym sufitem. Zamiast tego wyskoczyła ponad powierzchnię wody, spazmatycznie łapiąc powietrze. Woda sięgała jej tylko do piersi; mogła w niej stać. Uspokoiwszy oddech, rzuciła się z powrotem do przepustu, którym tu przypłynęła. * - Znalazłam przejście. - Echo próbowała złapać oddech. - Po drugiej stronie jest duże pomieszczenie, jest powietrze. - Jesteś pewna? - spytała Sunny. Głośny plusk wody poniósł się po piwnicach. Wokół zatańczyły jasne światła reflektorów. - Są tam! - krzyknął męski głos. - Bierzcie je żywcem! Echo złapała Sunny za rękę i pociągnęła w dół. - Nie bój się. - Starała się, by jej głos brzmiał uspokajająco. - Nabierz dużo powietrza i przesuwaj się wzdłuż przepustu, podciągając na rękach. To niedaleko, jakieś trzy metry. Ruszaj! Wyrwała Sunny latarkę i oświetliła wlot kanału. Wolną ręką wepchnęła dziewczynę pod powierzchnię wody, a potem zaczęła popychać jej stopy, aż do chwili, gdy nie mogła ich już dosięgnąć. Zanurkowała za nią. Miała nadzieję, że wąski, zalany wodą przepust powstrzyma choć na parę chwil ludzi Raszida. Po kilku długich sekundach wynurzyła się obok Sunny w dużym pomieszczeniu. - Gdzie jesteśmy? - spytała dziewczyna. Echo oświetliła latarką sufit i ściany. Wiedziała, gdzie są. Widziała już kiedyś te gładkie, rzeczne kamienie, starannie związane zaprawą, tworzące półokrągły przekrój szerokiego kanału. Widziała...? Ona? Może widziała to jedna z setek osobowości żyjących w jej głowie. Mrok naparł na nią bezlitośnie. Kto...? Jak? Co się z nią działo? - Skąd wiedziałaś, że...? - otrzeźwił ją głos Sunny. - Ten budynek leży w starej części miasta i kiedyś tu... - prawie powiedziała ,,mieszkałam"; Maria, to musiała być Maria. Zaczęła jeszcze raz: - Grady skierował się do podziemi zamiast do wyjścia, więc... - Własne słowa brzmiały dla niej pusto, bezsensownie. Czuła, jak krawędź nachyla się nad nią w przerażającej ciszy. - Jedna z osobowości, którą nosiłam, znała tę okolicę. - Starała się skupić, mówić, działać. - To część sieci tuneli zbudowanej jeszcze w dziewiętnastym wieku. Rozciągają się od nabrzeża pod całym miastem. Zbudowali je chińscy robotnicy przymusowi, transportowano nimi kontrabandę, nielegalne i nieoclone towary. - Czy to... kolejny cud? - spytała Sunny. - Nie wiem - westchnęła Echo, oddając jej latarkę. -Idź na zachód, w przeciwnym kierunku do rzeki. W górę, tam gdzie nie będzie już wody. Przepust, którym dostały się do tunelu, wypełnił się jasnym światłem. - Ktoś tu płynie! - pisnęła Sunny, ściskając Echo za rękę. Rzuciła się we wskazanym przez czasowniczkę kierunku, próbując pociągnąć ją za sobą. Ale Echo stała bez ruchu. - Zabiją cię! - krzyknęła. - Musimy uciekać! - Nie. - Echo wyrwała się. - Idź sama. Weź latarkę i idź. Znajdź jakieś suche, niezalane wodą miejsce i ukryj się tam. Nie wychodź pod żadnym pozorem, chyba że to ja nadejdę. - Echo, ja... - Nie martw się. - Czasowniczka poczuła nagle przyjemne łaskotanie adrenaliny, pewność wyćwiczonych odruchów bojowych Marii. - Muszą tu przechodzić pojedynczo; dam radę ich zatrzymać. Nie mam jeszcze zamiaru umierać. Idź! Popchnęła dziewczynę; Sunny niechętnie ruszyła na zachód. Echo przykucnęła tuż obok przepustu; woda sięgała jej do podbródka. W ciszy obserwowała grę światła i cienia w letniej wodzie wypełniającej korytarz. Zastanawiała się, ile jej jeszcze zostało z tych czterdziestu ośmiu godzin, o których mówił Syzyf? Zapewne niewiele. Z drugiej strony, skąd mógł tak dokładnie wiedzieć? Może transfer osobowości Marii coś tu zmienił...? Musiała wrócić jak najszybciej. Wreszcie wylot przepustu stał się jednolicie jasną, półokrągłą plamą na tle czarnej ściany. Człowiek z reflektorem był bardzo blisko. Echo rzuciła szybkie spojrzenie na wciąż widoczne światełko latarki Sunny w głębi korytarza. Nie może ruszać się szybciej?!, pomyślała. Z jasnej plamy pod wodą wychynęła srebrna lufa karabinu plazmowego. Echo zamarła. Chciała tej broni. Chciała reflektorka zamocowanego na przedramieniu żołnierza, najbardziej po prostu zablokować na dobre przepust. Karabin posunął się do przodu. Dłoń w czarnej rękawicy spoczywała na osłonie spustu. Wskaźnik naładowania błyszczał czerwienią: broń była gotowa do użycia. Żołnierz popchnął karabin przed siebie i wypuścił go z rąk, aby podciągnąć się do przodu. Echo chwyciła za broń i pociągnęła. Zaskoczony wojownik nie zdążył zareagować, karabin znalazł się w dłoniach dziewczyny. Zaparła się nogami o ścianę i szarpnęła z całej siły. Poczuła tarcie zbroi żołnierza o kamienne ściany i przez chwilę bała się, że sama wyciągnie go z przepustu. Wtedy wojownik popełnił błąd, na. który liczyła. Zamiast dać się wyciągnąć, zaparł się kończynami o ściany kanału. Kabel energetyczny puścił, Echo poleciała do tyłu. Starała się podnieść i jednocześnie wrócić do wylotu kanału; miała tylko sekundę, może dwie. Potem żołnierz zdoła wreszcie wyczołgać się z przepustu. Udało się. Poczuła za plecami ścianę; przepust był tuż obok jej uda. Szybkim ruchem skierowała lufę w wylot kanału i nacisnęła cyngiel. Korytarz eksplodował oślepiającym, niebieskim światłem. Wrząca woda bluznęła na ręce i dłonie Echa; dziewczyna zagryzła wargi i puszczając karabin, skoczyła w bok. Woda w przepuście gotowała się, wypuszczając wielkie bąble pary i dymu. Potem była cisza i mrok. Echo oddychała płytko; zmieszany z parą wodną smród stopionego ke wiary tu był obezwładniający. Woda wokoło była ciepła, ale już nie gorąca. Dziewczyna zanurkowała, kierując się w stronę przepustu. Znalazła rozgrzany karabin i za jego pomocą zbadała wnętrze wąskiego kanału; od razu wyczuła ugotowane ciało żołnierza. Starannie zablokowała karabin w poprzek przepustu, tuż przy ramionach i głowie trupa. Teraz Raszid będzie mógł wyciągnąć swojego człowieka z powrotem do piwnicy, ale już nie da rady przepchnąć go w przód do jej korytarza. Oczyszczenie kanału zajmie im co najmniej z dziesięć minut. Przynajmniej taką miała nadzieję. Wymacała latarkę na zbroi pokrywającej przedramię trupa; udało sieją oderwać. Wstała, widząc odblaski światła po drugiej stronie przepustu. Ruszając w głąb korytarza, w którym zniknęła Sunny, Echo uśmiechnęła się do siebie. Udało się jej opóźnić Dżihad. Oczywiście, będą je nadal ścigać, ale po tym, co się stało, Raszid nie pośle już ludzi przez przepust: najpierw pójdzie robot bojowy, który oczyści kanał. Albo po prostu wywalą dziurę w ścianie. W każdym przypadku ona i Sunny powinny już wtedy być daleko
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Spójrzcie na jeden z sześćdziesięciu włosów, które tracimy dziennie, a zobaczycie ponad tysiąc komórek zorganizowanych niczym kolisty gont wokół centralnego...
- Moglibyśmy uwierzyć w wyjątkowo szczęśliwy zbieg okoliczności, takie rzeczy zdarzają się raz na tysiąc lat, no, powiedzmy, jakieś prądy wstępujące, wiry, czy jak tam, pęd...
- Tysiące kilometrów dalej ocean rów- nie usilnie każe nam patrzeć w kierunku horyzontu: wszystko wtedy wydaje się ograniczone i bezgraniczne naraz...
- Niemniej jednak w wigilię Bożego Narodzenia tysiąc dziewięćset szesnastego Jakub zaniósł Niemcom kolejny podarunek...
- Tysiące jaskółek unosiło się nad wieżami Palazzo Madama, skłębiając i wyprostowując nie uporządkowane figury swych lotów...
- Dziwna rzecz: Niemcy rozumieć czy zgadywać się zdawali, co one mówiły sobie, dziewczęta domyślały się, o czym młodzi szeptali z sobą...
- Shef usłyszał, jak za jego plecami Cwicca nakazuje Karliemu stanąć przy miechach, a sam podchodzi do paleniska, by pomóc Uddowi...
- Zatrzymała się wreszcie i oparła plecami o pień starej jabłoni...
- - Chodziło raczej o Szeptacza...
- Miał witać dygnitarzy z innych światów, otwierać wszystkie posiedzenia Legislatury, przewodniczyć posiedzeniom i głosować jedynie w razie równej liczby głosów za i przeciw...