Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

- Tak też myślałem. - Beniamin to zbieracz wiadomości - wyjaśniła Debora. - O, pani tego domu, jestem czymś więcej! - zawołał Beniamin. Zaczął mówić z elokwencją, która niemal dorównywała elokwencji Adama ben Aszera. - Jestem też specjalistą od urabiania opinii. Ujadam na faryzeuszów na otwartych zebraniach, jestem jak cierń w ciele saduceuszy. Ryję pod powierzchnią, sięgam do wielu ciekawych źródeł informacji. Starszyzna tego miasta darzy mnie zaufaniem, a jednocześnie należę do bractw w najniższych kręgach. Tak, tak, są takie bractwa, zapewniam cię! Spotykają się w ciemnych piwnicach na Ulicy Rybnej i w dusznych ruderach pod murami Gimnazjonu. Jedno zbiera się w magazynie, gdzie powietrze cuchnie oliwą i kamforą. Wysłuchuję wiadomości o spisku zelotów. Radzą się mnie w sprawach sporów religijnych. I mogę powiedzieć, nie chełpiąc się: żadne drzwi w Jerozolimie nie są przede mną zamknięte. Debora uśmiechała się, widząc zakłopotanie, z jakim słuchał Bazyli. - Teraz, kiedy już opowiedział o sobie, przekaże ci wiadomość, jaką ma dla ciebie. - Jesteś, pani, jak twój dziadek - utyskiwał Beni. - Zawsze chcesz od razu przystąpić do rzeczy. - Przysunął się na drewnianym stołku i zaczął mówić wprost do Bazylego. - Zastanowiło mnie - bo powinienem znać wszystkie takie sprawy - że spędzasz ranki wędrując po mieście i zadając pytania każdemu, kto przystanie. A raczej jedno pytanie, i zawsze to samo. Postanowiłem więc, poradziwszy się naszej obecnej tu pani, wziąć twoje poszukiwania na własne barki i zobaczyć, czego zdołam się dowiedzieć o owym nieuchwytnym Kesterze. - I czego się dowiedziałeś? - zapytał Bazyli skwapliwie. - Dowiedziałem się wszystkiego, co o nim wiadomo - oznajmił niewielki człowieczek pompatycznie. - Przybył do Jerozolimy przed siedmiu laty, interesowały go kontrakty dla armii. Był bardzo czynny w ciągu trzech lat i stale utrzymywał kontakt z urzędnikami rzymskimi w twierdzy Antonia. Wzbogacił się i we właściwym czasie postanowił, że powinien szukać szerszego pola działania. Pojechał do Rzymu. Zaciekawienie Bazylego było tak silne, że nie mógł się oprzeć, aby zapytać: - Czy jesteś tego pewny? Byłem już bliski rezygnacji. Nie udało mi się znaleźć nikogo, kto kiedykolwiek słyszałby jego imię. - Nigdy się nie mylę, młodzieńcze. Nie może być wątpliwości, że twój zaginiony świadek udał się do Rzymu przed czterema laty. Był przy życiu, wciąż w Rzymie i wciąż czynny, nie dalej jak przed trzema miesiącami. Wtedy właśnie napisał list do starego przyjaciela, który mieszka tutaj, w Jerozolimie... Ja ten list widziałem - dodał z ważną miną. - Do kogo był wysłany? - Bazyli położył natarczywą dłoń na owłosionym przegubie ręki małego człowieczka. - Czy będę mógł go zobaczyć? - Jestem pewny, że uda mi się uzyskać zgodę człowieka, który go dostał. Ale co ci z tego przyjdzie, że zobaczysz kilka linijek nabazgranych niewprawną ręką? Ten list dowodzi tylko, że ów człowiek był przy życiu, kiedy go napisał. - Beni przerwał na chwilę dla wywołania większego efektu. - Otrzymał go tutaj niejaki Dionizos z Samotraki. On też zajmował się dostawami dla wojska i jeśli wyciągam poprawne wnioski z pewnych wzmianek w liście, Kester jest nadal czynny, na drobną skalę, w tym interesie. Ten Dionizos jest tak zwiotczały jak gąbki, które sprowadza ze swojej ojczystej wyspy. Ale nie pomyl się co do tego człowieka. Jeśli chodzi o charakter, jest on bliskim krewnym ryby płaszczki - pokiwał głową. - Spotkanie z tym człowiekiem nie wyszłoby ci na dobre. Jestem pewien, że na jego widok ogarnęłoby cię uczucie wstrętu. Oto moja rada: trzymaj się od niego z dala. Mógłby podstępnie wyciągnąć z ciebie coś ważnego i kazać to przesłać Linusowi. Obraz Dionizosa, wyłaniający się z tego opisu, skutecznie osłabił w Bazylim chęć zawierania z nim bliższej znajomości. - Czy byli wspólnikami? Jakiego więc rodzaju człowiekiem jest Kester z Zantu? - Wszystko, co ci mógę powiedzieć - odparł Beni - to tyle, że zostawił tu reputację człowieka uczciwego, a to jest rzecz nadzwyczajna u dostawcy dla wojska. Bazyli odetchnął z ulgą. - Moja przyszłość będzie zależała od tego, ile z tej uczciwości w nim pozostało