Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Złapały mnie za głowę i obróciły. Próbowałem walczyć, ale byłem taki słaby, że nic nie mogłem zrobić. Nic a nic. Poczułem się nagle jak małe dziecko. Nie byłem już dorosłym mężczyzną, byłem Peterem Staggiem, niemowlęciem. To musiał być efekt tego napoju; miał działanie hipnotyczne, przysięgam. W każdym razie poczułem... poczułem że jestem... jestem... — Głodny? — zapytał cicho Calthorp. Stagg skinął głową. A później, najwyraźniej pragnąc zmienić temat, dotknął czoła i powiedział: — Hmmm, obsadzili solidnie te rogi. — Poroże — poprawił go Calthorp. — Ale nadal możesz nazywać je rogami. Zauważyłem, że i w DeCe także używają niewłaściwego określenia. Cóż, nawet jeśli nie rozróżniają rogów od poroża, to w każdym razie ich naukowcy są wspaniałymi biologami. 26 Może i niewiele wiedzą o fizyce i elektronice, ale operacje przeprowadzają jak artyści. Przy okazji; to poroże to więcej niż tylko symbol lub ornament. Ono żyje. Stawiam tysiąc do jednego, że zawiera gruczoły pompujące ci w krew kupę różnych hormonów. Stagg drgnął. — A to dlaczego? — Po pierwsze: Ziarno Jęczmienia parokrotnie coś mi napomykał. Po drugie: świadczy o tym fakt, że błyskawicznie przychodzisz do siebie po tak trudnej operacji. W końcu musieli wyciąć ci w czaszce dwie dziury, wszczepić poroże, podwiązać naczynia krwionośne, włączyć je w krwioobieg i Bóg jeden wie, co jeszcze. — Ktoś za to zapłaci — warknął Stagg. — To robota tej Dziewicy! Rozerwę ją na kawałki przy najbliższej okazji. Już mi się znudziło przestawianie z kąta w kąt. Calthorp przyglądał mu się z niepokojem. — Lepiej się czujesz? — zapytał. Stagg rozdął nozdrza i walnął się w pierś. — Już tak. Czuję się doskonale. Tylko jedno: jestem głodny jak niedźwiedź, który właśnie obudził się z zimowego snu. Jak długo byłem nieprzytomny? — Około trzydziestu godzin. Na dworze robi się już ciemno. Calthorp przyłożył dłoń do czoła kapitana. — Masz gorączkę. Nic dziwnego. Twoje ciało płonie jak stos tworząc nowe komórki na prawo i lewo i jak oszalałe pompuje ci w krew hormony. Musisz podrzucić do ognia. Stagg rąbnął pięścią w stół. — I muszę się napić. Płonę! Zaczął walić w gong, aż dźwięk rozległ się w całym pałacu. Służba wbiegła przez otwarte z hukiem drzwi, niosąc pełne tace i puchary, jakby tylko czekała na sygnał. Stagg, zapominając o jakichkolwiek normach zachowania, wyrwał tacę z rąk najbliższego służącego i zaczął pakować sobie do gardła mięso, ziemniaki, sos, kukurydzę, pomidory, chleb i masło, przerywając mielenie ich gwałtownie poruszającymi się szczękami tylko po to, by spłukać jedzenie wielkimi haustami piwa. Odpadki spadały mu na nagą, ochlapaną piwem pierś, lecz, chociaż zawsze jadał bardzo schludnie, tym razem nie zwracał na to uwagi. Tylko raz, po potężnym beknięciu, które omal nie zwaliło z nóg najbliższego służącego, ryknął: — Mogę przejeść i przepić... — Przerwało mu drugie beknięcie, po którym rzucił się na jedzenie jak świnia. Patrząc nań Calthorp poczuł, że dostaje mdłości; nie tylko dlatego, że widzi to, co widzi, lecz przede wszystkim dlatego, że to r o z u m i e. Najwyraźniej hormony zawarte w porożu zmywały wszelkie cywilizowane nawyki, redukując człowieka do zwierzęcej 27 części jego natury. W końcu Stagg wstał. Brzuch sterczał przed nim jak u goryla. Zabębnił pięściami w pierś i wrzasnął: — Czuję się wspaniale, wspaniale! Hej, Calthorp, ty też powinieneś sprawić sobie parę rogów. Ach prawda, zapomniałem, przecież masz rogi! To dlatego opuściłeś Ziemię, ha, ha, ha! Mały antropolog z twarzą czerwoną i skrzywioną we wściekłym grymasie skrzeknął, po czym rzucił się na Stagga. Śmiejąc się ciągle, kapitan złapał go za koszulę i przytrzymał na odległość wyciągniętego ramienia, choć Calthorp klął wściekle i bezradnie wywijał krótkimi rączkami. Nagle poczuł, jak podłoga ucieka mu spod nóg. Z wielką siłą rąbnął w coś plecami, rozległ się głuchy dźwięk i półprzytomny, nieświadomie próbujący wstać antropolog, zdał sobie sprawę, że został ciśnięty na gong. Poczuł, jak wielka ręka zaciska się na przegubie jego dłoni i podrywa go w górę. Przerażony myślą, że Stagg go teraz wykończy, zacisnął pięść i zamachnął się dzielnie, wymierzając słabiutki cios. Lecz nagle opuścił dłoń. Stagg płakał. — Wielki Boże, co się ze mną stało? Musiałem oszaleć, kompletnie oszaleć, żeby zrobić coś takiego tobie, mój najlepszy przyjacielu. Co się stało