Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
"Alarmy i pułapki nie będą na nas reagować" - powiedziała sobie raz jeszcze. "Ojciec interesuje się kimś innym. W żaden sposób nie może się mnie spodziewać w tej okolicy. Nie oczekuje mojego powrotu, a co dopiero ataku. Z pewnością nie zmieniał nic w osłonach, odkąd uciekłam. Cały czas niepokoili go Shin'a'in, więc kiedy miałby to zrobić? Gdy zostawię Skifa i Zimowy Księżyc na granicy, powinnam bez trudu przekraść się przez jego terytorium..." "Więc dlaczego jestem przerażona jak królik w lwiej jamie?" - pytała siebie. Zadrżała - nie z zimna. Odruchowo dotknęła rękojeści miecza. Jestem tu, mała - rzekła spokojnie Potrzeba. - Osłaniam nas z całych sił. Potrafisz tego dokonać; sama cię uczyłam i wiem, do czego jesteś zdolna. Jej pewność siebie rozluźniła nieco Nyarę; żołądek wrócił na swoje miejsce, a ramiona wyprostowały się. Jeśli da się opanować lękom, one ją sparaliżują. Nie ma sensu się bać, póki nic się nie stało. Ścieżka poszerzyła się i Skif podjechał do Nyary. Odwróciła się do niego z uśmiechem, ale w ciemności chyba go nie dostrzegł. Według Zimowego Księżyca powinniśmy rozmawiać tylko w ten sposób - zabrzmiał jego myślgłos głęboko w jej umyśle. Chociaż nigdy dotąd go nie słyszała, wiedziała, że to Skif. To było przyjemne uczucie - jakby jego ręka podtrzymywała ją. - Nie bardzo... umiem posługiwać się myślmową. Muszę być blisko ciebie, żebyś słyszała. Spróbuję - odparła tak samo nieudolnie, trochę się jąkając mimo wprawy w porozumiewaniu się z Potrzebą. Ojciec nigdy nie używał w stosunku do niej myślmowy; jeżeli w ogóle używał magii umysłu, to tylko po to, by ją poniżyć lub zranić. Chyba polubiłabyś Valdemar - odezwał się nieoczekiwanie Skif. - Zwłaszcza wzgórza na południu. Zimą są piękne. Spodobałaby ci się także Puszcza Smutku na północy. Za nią leżą góry tak wysokie, że na niektóre szczyty nikt jeszcze nie dotarł. Przesłał jej obraz gór i lasu leżącego u ich stóp; widziała je drzemiące w letnim upale, pełne ptaków wiosną, otulone chmurami i mgłą na jesieni i śpiące pod śnieżną kołdrą w zimie. Skąd taka smutna nazwa? - spytała. Z powodu Vanyela - odrzekł i opowiedział jej całą historię, uzupełniając ją obrazami powstałymi w jego wyobraźni. Z tej opowieści wypłynęła następna, potem jeszcze jedna, jeszcze - aż nadeszła północ, czas na postój, odpoczynek i sprawdzenie bagaży. Zimowy Księżyc określił ich położenie. Nyara ze Skifem poszli kawałek w przód. Nie rozumiem tego... bycia heroldem - powiedziała, gdy stali obok siebie, objęci i otuleni płaszczem, czekając na powrót ptaków ze zwiadu. Czasem ja też tego nie rozumiem - przyznał. - Najbliższe prawdy będzie chyba stwierdzenie, że robię to, bo muszę, tak jak ty teraz. Tylko ja nie działam pod wpływem nienawiści, gniewu czy uczucia, że jestem coś komuś winien. Oparła się o niego i zamknęła oczy. - Więc dlaczego? - Nagle bardzo chciała zrozumieć. - Czy zabrzmi głupio, jeśli powiem: z miłości? To nie cała prawda, nawet nie najważniejsza jej część, ale początek. Czekała cierpliwie na dalszy ciąg. Nadszedł, choć urywany, nie poskładany. Kawałki nie tworzyły jeszcze całości, lecz - jak okruchy lustra - odbijały Skifa i pozwalały widzieć go lepiej. Nawet w rozbitym zwierciadle można ciągle dojrzeć odbicie... Jednym z powodów była wdzięczność - heroldowie ocalili mu życie i zastąpili rodzinę. Tego mu Nyara pozazdrościła - ona znała tylko krótkie wybuchy emocji i nigdy nie miała nikogo bliskiego. Czasami śledziła zwykłych poddanych ojca - zafascynowana i zazdrosna przyglądała się ojcom pieszczącym dzieci. W ich pieszczotach wyrażała się miłość i troska, a nie podstępne zamiary. Ogarniało ją wzruszenie na widok dzieci witających powracających ojców z radością, a nie ze strachem. I widziała tę dziwną, cudowną istotę - matkę... Tę, która umrze, by ocalić dziecko, któremu dała życie. Matkę, kochającą bez zastrzeżeń, nie żądającą w zamian nic prócz miłości, kochającą zawsze, niezależnie od tego, ku jakiej ciemności zwróciło się jej dziecko. Skif także nie znał matki - w tym byli podobni - ale otrzymał taką miłość od Towarzysza. Nyara zadusiła następny poryw zazdrości. Skoro miał miłość, co ona mogła mu ofiarować? W jakiś sposób wyczuł jej wątpliwości - i odpowiedział na nie. Nie słowem, ale uczuciem, nie mogła się mylić. Jego myśli objęły ją i ogrzały. Tę zadumę przerwał im Towarzysz Skifa, trącając go w ramię. Porozmawiali ze sobą i Skif zwrócił się do Nyary: - Cymry mówi, że Elspeth i Mroczny Wiatr zdołali ściągnąć na siebie uwagę naciągając pułapki. Zmora Sokołów jeszcze się tym osobiście nie zajął, ale to dobra chwila na przejście granicy, póki straże uganiają się za nimi. Skinęła głową; poczuła cichą zgodę Potrzeby. Chwila przeminęła, lecz zostawiła ślady. Nyara próbowała jeszcze przez pewien czas pomyśleć o tym, co się stało, w końcu jednak poddała się. Teren stał się niepokojąco znajomy; Nyara znów poczuła zimny dreszcz strachu wędrujący wzdłuż kręgosłupa i chwytający za gardło. Już niedługo. Niedaleko granica. Za chwilę trzeba będzie zsiąść z jelenia, zostawić pelerynę i doprowadzić się do stanu, w którym nie zważa się na ból i zmęczenie, tylko biegnie, biegnie jak dyheli. Przed świtem, jeśli wszystko dobrze pójdzie, będzie już w zamku. Sama... Sama, do diaska! - prychnął miecz z wyrzutem. - A ja to co, stary garnek? I wysłał jej obraz jej samej, podchodzącej do straży z wielkim garem. Nyara zachichotała i przestała się bać. Oczywiście nie będzie sama! Miała przy sobie Potrzebę, za sobą Skifa - już nigdy nie będzie sama. To się nazywa trzymać fason. Tylko tak dalej - próbowała podtrzymać ją na duchu Potrzeba. I chyba trzymała fason, gdy podążali za Zimowym Księżycem coraz głębiej w las, przez dolinę, w której całe stado dyheli wpadło w sidła jej ojca, coraz bliżej granicy i pierwszej przeszkody do pokonania. ROZDZIAŁ DWUDZIESTY CZWARTY Od czasu gdy unieruchomili pułapkę przeznaczoną dla ptaków z Doliny, Elspeth czuła na swoich plecach czyjś wzrok. Pułapka okazała się paskudna. To Brytha pierwszy ją zauważył i ostrzegł ich. W drzewach i w ziemi kryły się sidła rzeczywiste i magiczne. Gdyby Vree wpadł w jedno z nich, nie miałby szans na uwolnienie; prawdopodobnie poniósłby śmierć. A każde zranienie ptaka odbijało się natychmiast na związanym z nim człowieku. Las był pełen zasadzek - nie wszystkie założył Zmora Sokołów. Kamieni i korzeni ukrytych pod cienką warstwą śniegu mógł nie zauważyć nawet najostrożniejszy wędrowiec. Cienie mogły skrywać wszystko - albo nic. Elspeth nie orientowała się za dobrze po ciemku, musiała więc zdać się na zmysły Gweny; dzięki temu skupiła się całkowicie na wyszukiwaniu magicznych sideł i ukrytych wrogów. Im bardziej zbliżali się do ziem wroga, tym więcej napotykali pułapek przeznaczonych do schwytania lub zabicia intruzów
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Nie wiedziałam, jaki on jest i jaki będzie, i czy wróci podobny do ludzi, czy cały w obrazkach, że wstyd będzie wyjść z nim na ulicę? I ja też już byłam inna, już żyłam z...
- Tarrant Perm wiedział jednak, że Borsk Fey’lya opuścił Coruscant, wychodząc z założenia, że stolica Nowej Republiki może być kolejnym celem ataku wojsk Lorda Vadera,...
- Wiedziałem, że australijskie pustynie słyną z suchego klimatu i letnich upałów, lecz mając doświadczenie zdobyte w czasie pracy na pozbawionych wody terenach Kalifornii i...
- Czy może mi pan powiedzieć, jakie otrzymam gwarancje dyskrecji, jeżeli zgodzę się wyjaśnić panom to, o czym nie wiedział nikt prócz Stefana Vincy? - Byłem oficerem lotnictwa...
- Niewolnik chyba lżej posuwał kroku, Czując, że ręką ktoś go wiedzie w mroku; Lecz zali Cesarz to był? lub właściciel? - Nie znał - i wietrzył - jak spóźniony mściciel...
- Wiedzieli również, że niczego nie są w stanie zyskać ani jako wydział, ani jako pojedynczy ludzie, reagując oskarżeniami i pomówieniami...
- Berengaria czuła, że płacz dławi ją w gardle, słyszała teraz, że bestie wdrapują się na górę, i wiedziała, że już wkrótce ich odrażające oblicza wyłonią się zza krawędzi...
- Wiedział, że był na pruskim posterunku, gdzie oskarżano go o coś, albo mu się śniło, kiedy spał w stogu ubiegłorocznej słomy, nie miał pojęcia, skąd ta rana postrzałowa,...
- Najczęściej wtedy, gdy bardzo długo pracuje nad celem i nagle pojawia się w jego świadomości coś takiego, że wie wszystko, co można wiedzieć o danym celu...
- W takich przypadkach Piątka będzie twardo obstawać przy swoim przekonaniu, że partner powinien wiedzieć, że jest osobą ważną bez ciągłego o tym mówienia...