Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Ludzie zabijali się z jej powodu, co wydaje mi się żałosną stratą ludzkiej energii, bo w końcu, jak sądzę, i tak zmierzamy do tego samego ostatecznego celu. Więc wolałbym raczej, zęby ten tytuł zobowiązywał do obrony samej wiary, która jest tak często zagro-żona w naszych czasach. Jak wiecie, pojęcie samej wiary lub czegokol- wiek poza doczesną egzystencją, poza samym życiem, uważa się za staro-modne i niestosowne. Nie tylko starannie ważył słowa, ale też wielokrotnie powtarzał swo-ją myśl, tak że nie mogło być wątpliwości, o co mu chodzi. Być obrońcą wiary znaczyło dla niego być „obrońcą istnienia boskości, wzoru bosko-ści, który jest, myślę, w każdym z nas, ale który, ponieważ jesteśmy isto- tami ludzkimi, może być wyrażony na wiele rozmaitych sposobów”. Kiedy następca tronu wypowiadał takie niepokojące słowa o dziedzi-czeniu tytułu „obrońcy tej wiary”, poprzez anglikański establishment i poprzez Westminster przelatywał chłodny dreszcz. Chociaż ludzie ko-ścioła łącznie z arcybiskupem Canterbury od dawna podejrzewali, że książę nie jest całkiem rozsądny w tych kwestiach, nie mieli pojęcia, że jego odejście od konwencji będzie tak jednoznaczne. Przed emisją dokumentu plotki o tym, co zamierza tam powiedzieć, dotarły do „Sunday Times” i biuro księcia było zmuszone zapobiec spe- kulacjom, że książę zamierza w swoim wywiadzie wezwać do oddzielenia kościoła Anglii od państwa. W rzeczywistości książę od dawna jasno wi- dział różnicę między swym własnym stosunkiem do wiary a stosunkiem Kościoła anglikańskiego do korony. Uważał, że określenie tego ostatnie- go nie jest sprawą władcy, ale samego kościoła; i, co ciekawe, nie sądził, że sam powinien się tą sprawą bliżej zainteresować. Obecne konstytucyj- ne ustalenia sprowadzają się do tego, że gdyby kościół podjął decyzję o oddzieleniu się od państwa, wtedy trój członowa relacja między koroną, kościołem i państwem uległaby rozerwaniu, rola władcy jako obrońcy 475 wiary straciłaby konstytucyjne znaczenie, koronacja zaś, która w swej obecnej formie jest symbolem relacji między kościołem a koroną i nadaje tej relacji święte znaczenie, teoretycznie stałaby się zbędna. Przypadkiem dwanaście dni po telewizyjnych uwagach księcia synod15 znaczącą więk-szością głosów (273 do 110) opowiedział się przeciwko osłabieniu więzi między kościołem a państwem i tym samym stało się mało prawdopo-dobne, by kościół Anglii powrócił poważnie do tej sprawy wcześniej, niż w następnym wieku16. W tych okolicznościach dylemat kościoła Anglii i księcia Walii pole-gał na tym, jak pogodzić duchowe przekonania księcia z jego przyszłą rolą najwyższego zarządcy. Arcybiskup Canterbury, George Carey, pochodził z ewangelickiego skrzydła Kościoła anglikańskiego i w swych publicznych wystąpieniach często przejawiał inklinacje ku tym początkom. Dziewięć dni przed wypowiedziami księcia o jego życzeniu stania się „obrońcą boskości”, arcybiskup przemawiał na konferencji „Essentials 1994” w Kanadzie. Wygłaszając afirmację nadrzędności chrześcijańskiej wizji — potrzeby „życia z ewangelią” i „rozwijania naszej misji” — oświadczył, że „nadszedł czas, by ogłosić jedyność Chrystusa... Jednym z najbardziej niepokojących trendów w zachodnim kościele — twierdził —stała się tendencja do podważania twierdzenia o jedyności Jezusa Chrystu-sa, który jest, oczywiście, centrum wiary chrześcijańskiej. Zmuszają nas do tego silne teologiczne głosy, które sugerują, że chrześcijaństwo musi się po- godzić ze swoją własną «zaściankowością». Że nie stanowi żadnego wy-zwania dla islamu ani dla żadnej innej religii. Że jest tylko zachodnią twa-rzą Boga. A zatem musi się wyrzec swej ambicji, by dotrzeć do każdej części świata i musi zadowolić się tym, że jest jedną twarzą i jednym gło-sem pośród wielu. Ten pogląd należy stanowczo odrzucić...”. 15 Rządzące ciało kościoła Anglii, złożone z przedstawicieli kleru i świeckich człon- ków kościoła. 16 Oddzielenie kościoła od państwa stało się problemem po raz pierwszy w dziewięt- nastym wieku, kiedy dążyły do niego grupy nacisku nonkonformistów (protestancki odłam Kościoła anglikańskiego). Kościół Irlandii został oddzielony od państwa w 1869 r., Walii w 1920. W drugiej połowie dwudziestego wieku impuls wyszedł z samego kościoła Anglii. Paradoksalnie pozostałe odłamy kościoła chrześcijańskiego i inne nurty wiary w Anglii, jak judaizm, islam i hinduizm, wydawały się być zadowolone z istnienia „panującego” kościoła, ponieważ zapewniał im pośrednio dostęp do korytarzy doczesnej władzy w Westminster i Whitehall. Możliwe, że w przyszłości kościół Anglii pójdzie śladem kościoła Szkocji (któ- ry również jest „panujący”), opowiadając się za samorządnością