Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Ludzie chodzą z komórkami i pagerami i nie muszą czekać, żeby z kimś porozmawiać. Kuchenki mikrofalowe serwują obiady w przeciągu kilku sekund, a nie godzin. Jest więc rzeczą oczywistą, że ludzie również od swoich dzieci oczekują natychmiastowego dobrego zachowania. Jednak sprawy wyglądają inaczej. Ktoś ujął to kiedyś w następujący sposób: „Rodzicielstwo jest długoterminową inwestycją, a nie krótkoterminową pożyczką". Rodzicielstwo zawiera w sobie ukłucie porażki i rozczarowanie, gdy chybiliśmy o włos, lecz zawiera w sobie także radość z odniesionego sukcesu. To transakcja wiązana, szczególnie jeśli stosujesz dyscyplinę praktyczną. Odegraj role W dzisiejszych czasach pełno jest tak zwanych ekspertów, którzy uważają, że obecność rodziców w życiu dzieci nie jest istotna. Twierdzą, że ważniejsze są kontakty z rówieśnikami, że wzorzec zachowań dziecięcych jest zdeterminowany biologicznie. Przekazujemy dzieciom geny, a następnie usuwamy się w cień. Tyle współczesna doktryna. A ja wam powiem, że mamy tu do odegrania ważną rolę. Jeśli macie wątpliwości, odwiedźcie najbliższy zakład karny. Popytajcie więźniów, ilu z nich pochodzi z domów, w których rodzice kochali się i szanowali. Przekonajcie się, jaki wpływ na ich zachowanie miały ich domy. Albo odwiedźcie osobę, którą darzycie szacunkiem, i chcielibyście, by wasze dzieci ją naśladowały. Zapytajcie, w jakim stopniu jej rodzice wpłynęli na jej sukces. Oczywiście można znaleźć parę «samorodków», którym powiodło się mimo niewłaściwego wychowywania, ale przekonacie się, że w większości wypadków to rodzice wskazują dzieciom drogę, którą podążają. Zbyt wielu rodziców zbyt szybko uległo opinii, że są nieważni. «Eksperci» zastraszyli ich do tego stopnia, że boją się być rodzicami. Więc się poddają. Przekazują swoje obowiązki nauczycielom, wychowawcom, opiekunom duchowym lub osobom sławnym. Niektórzy z nich są w porządku, ale nie są wami. To nie oni są odpowiedzialni za rozwój waszego dziecka i za jego dobro. To wy jesteście za to odpowiedzialni. Pozwólcie, że was o coś zapytam. Gdyby ktoś zapukał do waszych drzwi i chciał pożyczyć od was samochód, zgodzilibyście się na to? Dlaczego więc powierzylibyście komuś obcemu własne dziecko? Wszyscy daliśmy się nabrać na pogląd, że dodatkowe zajęcia są dla dzieci dobre. Błąd! Dzieci są nadmiernie obciążone zajęciami, a to prowadzi do różnego rodzaju napięć w rodzinie. Kiedy rodzice nie zachowują się jak rodzice, dzieci zaczynają chodzić samopas. Można je zobaczyć, jak szaleją po centrach handlowych, plączą się przed supermarketami, szydzą, palą i klną jak zgraja szewców. „Gdzie są ich rodzice?" — zastanawiacie się. Te dzieci być może też się nad tym zastanawiają. Rozpaczliwie potrzebują wychowania, ale ich mamusie i tatusiowie boją się za to zabrać. Niedawno podpisywałem książkę w księgarni w Walden, kiedy zauważyłem chłopca — na oko sześcioletniego — idącego w moim kierunku. Krzyczał i machał rękami, strącając z półek książki. Jego matka wyglądała na umęczoną lub znudzoną, nie mogłem ocenić, na jaką bardziej. Powiedziała monotonnym głosem: - Nie dotykaj tych książek. Nie są twoje. Jej prośba nie wpłynęła na jego zachowanie. Wtedy matka dostrzegła mnie i książkę, którą podpisywałem — była to właściwie wcześniejsza wersja niniejszej książki. Przeczytawszy tytuł, rzekła: - Ojej, to coś dla mnie. Miała rację. Gdybym miał wtedy trochę oleju w głowie, dałbym jej tę książkę, ale zanim na to wpadłem, ona już była w drzwiach, pędząc za synkiem do następnego sklepu. Nie chciałbym oceniać tej rodziny na podstawie tak krótkiej obserwacji, ale wydaje mi się, że ta kobieta się poddała. Przestała pełnić w stosunku do syna rolę matki, a stała się ochroniarzem, a może sprzątaczką. Może dała się zastraszyć «ekspertom», którzy orzekli, że nie będzie w stanie wpłynąć na syna. Może próbowała dać temu malcowi wybór — wybór między dobrym a złym zachowaniem. Może nie chciała poskramiać jego twórczego zapału. Nie wiem, dlaczego się poddała, ale musi ona ponownie stać się prawdziwym rodzicem. I o to was proszę. Weźcie na siebie ten obowiązek. Nie zrzucajcie go na szkoły czy na telewizję. Zechciejcie wpływać na życie waszych dzieci. Wierzcie lub nie, ale wasze dziecko chce tego. Każdy przejaw buntu jest błaganiem: „Wychowuj mnie! Traktuj mnie tak, jakbym był dla ciebie ważny!". Dzieci potrzebują wytycznych. Potrzebuj ą parametrów. Wychowanie bezstresowe stwarza potwory, które zagrażają zarówno im samym, jak i domowej harmonii. Kiedy dzieci się buntują, same czują się z tym źle. Szukają sposobu, żeby temu zaradzić. Ale czy nadmierne napominanie nie wpłynie niekorzystnie na ich ambicję? To kolejna bzdura lansowana przez «ekspertów». Są to ci sami ludzie, którzy nie chcą, żeby szkoły wystawiały stopnie, ponieważ niższa nota mogłaby sprawić komuś przykrość. A z pewnością nie chcemy, żeby komuś się nie powiodło. Słyszałem o pewnym szkolnym systemie, w którym wykluczono wszystkie oceny niedostateczne. I tak, jeśli dziecko sobie nie radzi, otrzymuje świadectwo mówiące, że «robi postępy». Jak więc dzieci mają się nauczyć, skoro nie pozwalamy im na porażki? Nauczyciele uczący pisać wypracowania przestali poprawiać błędy ortograficzne, żeby nie podciąć skrzydeł inwencji swoich podopiecznych. W wyniku tego dzieci piszą z błędami. W niektórych grach zespołowych natomiast nie liczy się zdobytych goli, bo mogłoby to obniżyć samoocenę tego, kto przegrał