Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Carune był zdecydowany jak najdłużej odwlekać chwilę, gdy powiadomi w końcu o wszystkim Wielkiego Białego Ojca w Waszyngtonie. Owszem, pomógł mu trochę, ale teraz może zaczekać. Sutek nie cudek. Nagle przypomniał sobie, że Mosconi mieszka na zadupiu po drugiej stronie New Paltz, a w baku wozu nie pozostało dość benzyny, by dowieźć go nawet do miasta, nie mówiąc już o powrocie. Była druga trzy; miał jeszcze niecałą godzinę dostępu do komputera. Później będzie się martwił cholerną sekcją. Carune skonstruował prowizoryczną pochylnię, wiodącą do wylotu portalu numer jeden (w istocie była to pierwsza rampa jauntingowa, powiedział dzieciom Mark; Patty niezwykle rozśmieszyła idea rampy jauntingowej przeznaczonej dla myszy) i rzucił na nią następną białą myszkę. Jeden koniec zastawił grubą książką; po chwili bezcelowego wiercenia się i węszenia, mysz przeszła przez portal i zniknęła. Carune pobiegł na drugą stronę. Ta mysz dotarła na miejsce nieżywa. Nie dostrzegł żadnej krwi ani opuchlizny wskazującej, by gwałtowna zmiana ciśnienia uszkodziła coś w środku. Carune zaczął podejrzewać, że może brak tlenu... Niecierpliwie potrząsnął głową. Przebycie tej odległości zabrało myszce zaledwie kilka nanosekund; jego własny zegarek potwierdzał, że czas trwania procesu wynosił zero, albo niewiele więcej. Druga biała myszka dołączyła do pierwszej w papierowej torbie. Carune wyjął trzecią (czwartą, jeśli liczyć szczęściarę, która uciekła przez szczelinę). Po raz pierwszy zastanowił się przelotnie, co skończy się pierwsze - czas komputerowy czy zapas zwierząt doświadczalnych. Trzymając mocno jej tułów wsunął tylne łapki w portal i zobaczył, jak pojawiają się po drugiej stronie pomieszczenia... tylko łapki i zad. Małe samotne nóżki wpiły się rozpaczliwie w szorstkie drewno skrzynki. Carune wyciągnął mysz z powrotem. Tym razem nie wpadła w katatonię; przeciwnie, ugryzła go aż do krwi w skórę między kciukiem, a palcem wskazującym. Wrzucił ją pospiesznie z powrotem do pudełka POCHODZĘ Z KRÓTLESTWA ZWIERZĄT STACKPOLE'A i sięgnął do apteczki po butelkę wody utlenionej, by zdezynfekować rankę. Zakleił ją plastrem i po krótkich poszukiwaniach znalazł parę grubych roboczych rękawic. Czuł, że czas płynie coraz szybciej i szybciej. Była druga jedenaście. Wydobył kolejną mysz i wepchnął ją w portal tył na przód, aż do końca. Ruszył pospiesznie do portalu numer dwa. Ta mysz żyła jeszcze niemal dwie minuty; zdołała nawet przejść kawałek. No, może "przejść" to zbyt mocno powiedziane. Przeczołgała się chwiejnie na drugą stronę skrzynki po pomarańczach, upadła na bok, powoli dźwignęła się i przycupnęła w miejscu. Carune pstryknął palcami tuż obok jej głowy i zwierzątko znów ruszyło naprzód. Pokonało może cztery kroki, po czym znów upadło. Jego boki unosiły się coraz słabiej, wolniej, aż wreszcie zamarły. Nie żyła. Carune poczuł nagły dreszcz. Wrócił, wyjął następną mysz i przepchnął ją do połowy głową naprzód. Zobaczył jak pojawia się po drugiej stronie, sama głowa... potem szyja i klatka piersiowa. Ostrożnie zwolnił uchwyt wokół tułowia myszki, gotów schwycić ją, gdyby się szarpnęła. Nie zrobiła tego jednak. Stała jedynie bez ruchu, pół ciała po jednej stronie stodoły, drugie pół po drugiej. Carune podbiegł do portalu numer dwa. Mysz żyła , lecz jej różowe oczy były szkliste i zamglone, wąsiki nie poruszały się. Obchodząc portal Carune dostrzegł zdumiewający widok. Tak jak wcześniej ołówek, widział teraz przekrój myszy; kręgi maleńkiego kręgosłupa; urywający się gwałtownie szereg małych okrągłych kół, krew krążącą w żyłach, tkanki poruszające się łagodnie w rytm przypływów i odpływów życia. Z całą pewnością, pomyślał (i napisał później w swoim artykule do Popular Mechanics) jego urządzenie mogłoby stać się cudownym narzędziem diagnostycznym. Nagle zauważył, że regularny ruch tkanek ustał. Mysz zdechła. Carune wyciągnął ją za pyszczek (dotyk zwierzęcia był dziwnie niemiły) i wrzucił do papierowej torby obok towarzyszek. Dość już białych myszy, uznał. Mysz zdychają. Zdychają jeśli prześle się je całe, a także jeżeli wepchnie się do połowy głową naprzód. Wsunięte tyłem naprzód pozostają żwawe. Co tam do diabła jest? Wrażenia zmysłowe, rzucił na chybił trafił. Podczas przesyłania coś widzą - słyszą, czegoś dotykają - Boże, może nawet czują zapach - coś co je zabija. Ale co? Nie miał pojęcia, ale zamierzał się przekonać. Carune wciąż dysponował niemal czterdziestoma minutami, nim COMLINK odbierze mu dostęp do baz danych. Pospiesznie odkręcił przytwierdzony do ściany obok drzwi kuchennych termometr, pobiegł truchtem do stodoły i wsunął go portal. Na wejściu termometr wskazywał 83 stopnie Fahrenheita; na wyjściu także 83 stopnie. Carune pogrzebał w składziku, w którym przechowywał też kilka zabawek wnucząt. Wśród nich znalazł paczkę balonów. Nadmuchał jeden z nich, związał i wrzucił w portal. Balonik wynurzył się po drugiej stronie nietknięty - pierwsza wskazówka zadająca kłam teorii o nagłej zmianie ciśnienia wywoływanej przez proces, który w myślach zwał już jauntingiem. Na pięć minut przed upływem magicznej godziny wbiegł do domu, chwycił akwarium ze złotymi rybkami (wewnątrz, Percy i Patrick wymachiwali ogonami i krążyli, wyraźnie zaniepokojeni) i popędził do stodoły. Błyskawicznie wepchnął akwarium w portal numer jeden. Podbiegł do portalu numer dwa; akwarium stało na skrzynce. Patrick unosił się w nim brzuchem do góry. Percy krążył wolno tuż nad dnem, jakby oszołomiony. Chwilę później on także wypłynął do góry brzuchem. Carune sięgał właśnie po akwarium, gdy ogon Percy'ego drgnął lekko. Po chwili rybka znów zaczęła niemrawo pływać, powoli otrząsając się z efektu przesłania. Gdy Carune wrócił z kliniki weterynaryjnej Mosconiego o dziewiątej tegoż wieczoru, Percy wyglądał równie zdrowo jak zawsze. Patrick nie żył. Carune poczęstował Percy'ego podwójną porcją jedzenia dla rybek, a Patrickowi wyprawił godny bohatera pogrzeb w ogrodzie. Gdy komputer odciął połączenie, Carune postanowił zabrać się stopem do Mosconiego
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Nie powiedziałem sobie: „Teraz go już nigdy nie zobaczę”, albo „Teraz już nigdy nie uścisnę mu ręki”, ale: „Teraz go już nigdy nie usłyszę”...
- A cóż powiedzieć o filozofii, o metafizyce? Zmieciona, unicestwiana dzień po dniu i to z najrozmaitszych powodów: przez empirystów XVIII wieku, przez He-gla, przez Marksa,...
- Nowy minister spraw zagranicznych Ottokar Czernin nie wahał się powiedzieć: „Monarchia prowadzi wojnę obronną i osiągnie wiele, jeśli ukończy wojnę zachowując...
- Nazimow zawołał: „Cyt!", ale już było za późno; tego, com powiedział, było dosyć dla uspokojenia Owsianego, który i tak miał mi za złe, żem się wygadał o naszej...
- Czy może mi pan powiedzieć, jakie otrzymam gwarancje dyskrecji, jeżeli zgodzę się wyjaśnić panom to, o czym nie wiedział nikt prócz Stefana Vincy? - Byłem oficerem lotnictwa...
- Jeśli można by słowami ująć trafnie ówczesny Jej stan w obozie, powiedzieć bym mogła, że właściwie tylko ciałem była z nami, duchem już nieziemska...
- Czy tak właśnie się zachowywałem? Nie potrafiłem powiedzieć, gdzie kończy się autentyczna troska, a gdzie zaczyna autentyczna zazdrość...
- Nic znamy bowiem zasad tezauryzacji czasów archaicznych, nic możemy powiedzieć, czy skład skarbów jest wiernym odbiciem proporcji w masie monet niegdyś krążących...
- — Pani — powiedział Gamut, który choć bezsilny i właściwie do niczego niezdatny, nawet nie pomyślał o opuszczeniu sióstr — nastało święto szatana, a to miejsce nie jest...
- Moglibyśmy uwierzyć w wyjątkowo szczęśliwy zbieg okoliczności, takie rzeczy zdarzają się raz na tysiąc lat, no, powiedzmy, jakieś prądy wstępujące, wiry, czy jak tam, pęd...