Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Zastanawia³ siê, kiedy do niej przywyknie. Nigdy nie widzia³ tak fio³kowych oczu. OBLUBIENICA Jest b³êkit i b³êkit, jak powiedzia³ Nosek czyni¹c swe dziwaczne uwagi. Teraz Alec rozumia³, co stary mia³ na myœli. Nie pozwoli, by go zniewoli³a. Te diablo urocze usta m¹c¹ mu spokój duszy. O tak, ona chyba nawet siê nie domyœla, jak wzburzy swoim widokiem krew jego ziomkom. Wiedzia³, ¿e ¿aden ani œmie wyci¹gn¹æ rêki, gdy¿ nale¿a³a do niego, ale ich myœli bêd¹ kierowa³y siê ku niej. Zbyt by³a urodziwa, by mog³a zaznaæ spokoju. Ci¹gle siê go lêka³a. Rzek³ sobie, ¿e to dobry pocz¹tek, ¿ona powinna zawsze trochê obawiaæ siê mê¿a. A przecie¿ ten lêk go gniewa³. Gdyby nie to bojaŸliwe spojrzenie, kaza³by jej natychmiast dosiadaæ konia. Przypomina³a mu same wietrz¹c¹ niebezpieczeñstwo. Najwy¿szy czas, by coœ postanowi³. Wskoczy³ p³ynnym ruchem na siod³o. Potê¿ny czarny koñ otar³ siê o B³yskawicê. Ta, ju¿ zaniepokojona zapachem obcego ogiera, próbowa³a stan¹æ dêba. Alec nachyli³ siê szybko, chwyci³ wodze z r¹k gapowatego stajennego i osadzi³ sp³oszon¹ klacz. Us³ucha³a go natychmiast. Nosek poczu³ jak Jamie wstrzymuje oddech, widzia³, jak patrzy na Szkota, i uzna³, ¿e gotowa zaraz zas³abn¹æ. Po³o¿y³ jej d³oñ na ramieniu. - No, gdzie twój duch, dziewczyno? Chyba nie masz zamiaru omdleæ tu na w³asn¹ sromotê. Nie tego ciê uczy³em. Natychmiast siê wyprostowa³a na to napomnienie. - Nie bêdzie ¿adnego omdlenia - mruknê³a. - Obra¿asz mnie, jeœli masz mnie za tak¹ s³abiznê. Nosek powœci¹gn¹³ uœmiech. Ju¿ nie musia³ jej popychaæ. W oczach zab³ys³ dawny ogieñ. Z iœcie królewsk¹ gracj¹ unios³a kraj szaty i podesz³a do swojego konia. Nosek pomóg³ jej dosi¹œæ B³yskawicy, po czym poklepa³ po rêce. - No, obiecaj staremu, ¿e u³o¿ysz siê jakoœ ze swoim mê¿em. To œwiête przykazanie, jeœli pamiêtasz - doda³ z bezczelnym mrugniêciem. - To nie przykazanie - oœwiadczy³a Jamie. - Na wy¿ynach owszem - powiedzia³ Alec z powa¿n¹ min¹. Pos³a³a mu z³e spojrzenie i odwróci³a siê na powrót do Noska. 58 59 JULIE GARWOOD Stajenny uœmiechn¹³ siê do jej mê¿a. - Pamiêtacie, coœcie mi przyrzekli, lairdzie Kincaid? Alec skin¹³ g³ow¹, rzuci³ Jamie wodze B³yskawicy, spi¹³ swojego wierzchowca i ruszy³. Nie myœla³ czekaæ. Patrzy³a za nim, powœci¹gaj¹c klacz i myœl¹c, ile ujedzie, nim siê zatrzyma, by go dogoni³a. Gdy jeŸdziec i koñ przebyli most zwodzony i zniknêli z oczu, pojê³a, ¿e w ogóle nie przystanie. Nawet nie pofatygowa³ siê spojrzeæ za siebie. - Co mia³eœ na myœli mówi¹c, by pamiêta³, co ci przyrzeka³? - zapyta³a Jamie obojêtnie, zapatrzona w most. - Nic, co tyczy ciebie - odpar³ Nosek pospiesznie. - Mów, Nosku - nakaza³a spogl¹daj¹c na niego. - Ot, mia³em z nim krótk¹ rozmowê o twojej... niewinnoœci. - Nie rozumiem. - Ee, bo widzisz, musi byæ noc poœlubna, dziewczyno. A ¿e to ja ci mówi³em, jak to jest miêdzy kobiet¹ a mê¿czyzn¹, to i do mnie nale¿a³o przestrzec twojego mê¿a... - Bo¿e, o tym mówi³eœ? - Mówi³em. Przyrzek³ obchodziæ siê z tob¹ ostro¿nie. Nie zada ci bólu pierwszej nocy. Jamie poczu³a, ¿e p³on¹ jej policzki. - Nie pozwolê nawet mu siê dotkn¹æ, Nosku. Szkoda twojego zachodu, niepotrzebnie bra³eœ go za s³owo. - Nie b¹dŸ harda, Jamie. To z lêku o ciebie. Prawdê powiedziawszy, niewiele dowiedzia³aœ siê ode mnie, jak to jest w alkowie. Mówi³em Kincaidowi, ¿e nie rozumiesz wiele z... - Nie chcê wiêcej s³uchaæ tego bajdurzenia. Nigdy mnie nie dotknie, powiadam. Nosek westchn¹³ g³oœno. - No, to czeka ciê niespodzianka, dziewczyno. Tak na ciebie spogl¹da, ¿e weŸmie ciê przy pierwszej sposobnoœci. Wbij to sobie do swojej upartej g³owy. Rób, co ci powie, a wszystko bêdzie dobrze. OBLUBIENICA - Robiæ, co mi powie? - Nie podnoœ na mnie g³osu, panienko, i ruszaj ju¿ - ponagli³. Jamie potrz¹snê³a g³ow¹. - Jedn¹ chwilê, Nosku. Przyrzeknij mi, ¿e przyjedziesz, jeœli bêdzie Ÿle siê dzia³o. - Co mo¿e staæ siê z³ego? - Ojczulek wzi¹³ chyba jakieœ z³oto od Andrew - szepnê³a nie patrz¹c mu oczy. - Po¿yczka, nie wiano, ale siê martwiê. Nie wiem, z czego odda. Ciekawa jego reakcji, pos³a³a mu szybkie spojrzenie. Niepotrzebnie. Wœciek³y ryk nieomal wysadzi³ j¹ z siod³a. - Wzi¹³ z³oto za ciebie? Sprzeda³ ciê baronowi Andrew? - Nie, nie, Ÿle mnie zrozumia³eœ - rzuci³a pospiesznie. - Po¿yczy³, Nosku. Nie ma czasu sprzeczaæ siê teraz. Daj mi tylko s³owo, ¿e przyjedziesz, jeœli ojczulek wpadnie w tarapaty. - A jak¿e, panienko - odpar³ z gniewnym westchnieniem. - Obiecujê ci. S¹ jeszcze jakieœ troski, o których powinienem wiedzieæ? - Oby nie. - Ruszaj zatem w drogê. Jeœli twój m¹¿... - Jeszcze jedno i ju¿ mnie nie ma. - Rozmyœlnie tak marudzisz. Dra¿nisz siê z nim, tak? Szybko ciê przejrzy - przepowiedzia³ Nosek szczerz¹c zêby w uœmiechu. - Po co tyle sobie robi³em zachodu, zmyœlaj¹c przed nim. - Coœ mu nazmyœla³? - Powiedzia³em, ¿e z ciebie ³agodna, s³odka panna, ot co. - Jestem ³agodn¹, s³odk¹ pann¹ - obruszy³a siê Jamie. - S³odk¹ jak myd³o, kiedy siê spieni - prychn¹³ Nosek. - Coœ mu jeszcze powiedzia³? - zapyta³a mierz¹c go podejrzliwym spojrzeniem. - Lepiej powiedz wszystko, ¿ebym wiedzia³a, co mnie czeka. - Powiedzia³em, ¿eœ bardzo powœci¹gliwa i wstydliwa. -Nie! - ¯eœ s³aba, ¿e trzeba ci troski i zachodu. -Uff! W) 61 JULIE GARWOOD OBLUBIENICA - I ¿e dnie lubisz przepêdzaæ na szyciu i modlitwie. Jamie zaczê³a siê œmiaæ. - Po co mu to wszystko powiedzia³eœ? - Chcia³em, ¿ebyœ mia³a z pocz¹tku trochê forów. - Noskowi tak spieszno by³o wyjaœniaæ, ¿e jêzyk mu siê pl¹ta³. - Nie powiedzia³em mu nic, ¿e znasz gaelick¹ mowê. - Ode mnie te¿ siê nie dowiedzia³. Dwoje spiskowców wymieni³o uœmiechy. - Chyba nie ¿a³ujesz, ¿e nauczy³eœ mnie tylu rzeczy? - spyta³a. - Ma siê rozumieæ, ¿e nie, ale niech twój m¹¿ myœli, ¿eœ s³aba i delikatna, lepiej o ciebie zadba i pod³ug mojego rozumu wiêcej bêdzie mia³ dla ciebie cierpliwoœci. - Nie dbam, co myœli - odparowa³a Jamie. - Ubod³eœ moj¹ dumê, zrobi³eœ ze mnie nêdzne stworzenie. - Kobiety s¹ s³absze - spiera³ siê Nosek. - A kto poluje, ¿eby by³a wieczerza na stole? Kto jeŸdzi konno lepiej ni¿ rycerz? Kto...? - Nie ciskaj gromów na moj¹ g³owê, a co umiesz, trzymaj do czasu pod korcem. 1 nie wystawiaj go na razie na próbê. Lepiej nie chwytaæ dzikiego psa za ogon, bo napytasz sobie biedy, zawsze to powtarzam. - Pierwszy raz s³yszê. - Zawsze tak myœla³em - odpar³ Nosek i spojrza³ strapiony w kierunku mostu. - JedŸ ju¿. - Chcê jeszcze coœ ci powiedzieæ, z czym od dawna siê noszê. Nie popêdzaj mnie. - Co znowu? - prawie krzykn¹³. - Kocham ciê. Nigdy ci tego nie mówi³am, ale kocham ciê ca³ym sercem. By³eœ mi dobrym ojcem, Nosku. Srogi wyraz znikn¹³ z twarzy starca, oczy mu siê zaszkli³y
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Z tej cz¹stki ¿ycia tyle ¿ycia bucha³o, ¿e don Juan odskoczy³ przera¿ony i j¹³ kr¹¿yæ po pokoju, nie œmiej¹c spojrzeæ na to oko, a widzia³ je wszêdzie, na posadzce i gobelinach...
- Pierwsza, jedyna!! Gdy spojrzê na pierwsz¹ mi³oœæ dwóch m³odych, niewinnych istot, pogl¹dam na ni¹ z czci¹, ze ³zami w oczach, z wzruszeniem i szacunkiem...
- Przes³a³ ojcu ostatnie spojrzenie i ostatni poca³unek i poszed³ za panem de Sazerac wolnym i powa¿nym krokiem...
- Spójrzcie na jeden z szeœædziesiêciu w³osów, które tracimy dziennie, a zobaczycie ponad tysi¹c komórek zorganizowanych niczym kolisty gont wokó³ centralnego...
- Zaci¹³ siê i prowadzony przez dwóch knechtów szed³ wyprostowany, dumnym wzrokiem odpowiadaj¹c na pe³ne z³oœci i nienawiœci spojrzenia, jakimi obrzucali go cesarscy...
- - Dlaczego œci¹gnê³aœ tê Platynê? Tina spojrza³a na mnie, przez chwilê milcza³a, a¿ w koñcu musia³a siê domyœliæ, ¿e s³ysza³em ich rozmowê, bo powiedzia³a z nieoczekiwan¹...
- Przysiad³a siê do mê¿a — i doczekawszy siê tej chwili, ¿e zosta³ durniem, powiedzia³a mu: — No, doœæ ju¿, racuszku! — (Przy s³owie „racuszku” Sanin spojrza³ na ni¹ ze...
- Spojrza³ dziwnym wzrokiem i rzek³ g³osem niezmiernie wzruszonym: - Wiedz, ¿e w tej oliwili Allach nie patrzy na nic na œwiecie, tylko na nas...
- Nikt nawet nie podchodzi³, tylko stra¿nicy z automatami, którzy te¿ rzucali zdziwione spojrzenia w moj¹ stronê...
- Oni wiedzieli ju¿, ¿e œmieræ wisi nad ka¿dym z nich i znali lepsze miejsca, w których chcieliby spojrzeæ jej w twarz...