Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Zanim... Czując, jak powraca tamten ból, znowu zamknęła oczy. Nie mogła myśleć o tym, co straciła. To było zbyt straszne. Nawet czas nie zaleczył tej rany. Minęło siedem lat od czasu, kiedy dał jej te kolczyki. Była wtedy zupełnie inną kobietą, w zupełnie innym życiu. Przyszedł czas, aby założyć je znowu. Wpięła kolczyki do uszu i poszła po pantofle. Dochodziła ósma. Czuła niepokój, ale starała się przekonać samą siebie, że nie ma ku temu powodu. Od lat nie umówiła się z nikim na randkę. Ale to przecież 30 nie jest randka, przywołała się do porządku. To po prostu biznes. Zawodowa grzeczność. Ale dlaczego Thorpe miałby jej świadczyć jakąkolwiek grzeczność? Usiadła z jednym pantoflem na nodze, drugi trzymając w ręku. Thorpe nie był mężczyzną, któremu można by zaufać w życiu osobistym ani w zawodowym. W pracy był surowy i nieprzystępny. Liv od początku o tym wiedziała. A teraz... Sposób, w jaki ją pocałował. Jakby nigdy nic. Jakby miał do tego prawo. Zagryzła wargę i w zamyśleniu patrzyła przed siebie. Chyba tego nie planował. Gdyby tak było, potrafiłaby się obronić. Doskonale wiedziała, jak to się zaczyna: te znaczące uśmiechy i czułe słówka. W zachowaniu Thorpe'a nic takiego nie zauważyła. To był po prostu impuls, zdecydowała. Ale po chwili wątpliwości wróciły. W jego pocałunku nie mogła się dopatrzyć nawet cienia spontaniczności czy też szczególnego uczucia. A więc czy nie myśli o tym zbyt wiele... Chciała go całować. Chciała być blisko niego, czuć się potrzebna, pożądana. Dlaczego? Nic przecież dla niej nie znaczy, powtarzała sobie. - Czego chcesz? - szeptała do siebie. - I dlaczego nie znasz na to pytanie odpowiedzi? Być najlepszą, pomyślała. Zwyciężać. Być Olivią Carmichael, taką jak kiedyś, promienną i pełną życia. Odezwał się dzwonek u drzwi. Biznes, przypomniała sobie. Mam zamiar zostać najlepszym reporterem w Waszyngtonie. Jeśli w tym celu muszę się zaprzyjaźnić z T.C. Thorpe'em, zrobię to. Spojrzała na flakonik perfum, ale po chwili się rozmyśliła. Nie chciała, aby Thorpe zbyt wiele sobie wyobrażał. I tak miał dosyć ku temu powodów. Nie spiesząc się, ruszyła w kierunku drzwi. Sprawiało jej satysfakcję, że każe mu tam czekać. Kiedy wreszcie otworzyła je, Thorpe wcale nie wyglądał na zniecierpliwionego. W jego oczach ujrzała aprobatę i męski zachwyt dla kobiecej urody. - Wyglądasz ślicznie. - Thorpe wręczył jej pączek róży. Róża miała długą łodygę i była śnieżnobiała. - Pasuje do ciebie - rzekł, kiedy przyjęła ją bez słowa. - Czerwona byłaby zbyt zobowiązująca, w kolorze różu zbyt cukierkowa. Liv, patrząc na ten kwiat, zapomniała o wszystkim, o czym przed chwilą myślała. Nie sądziła, że Thorpe potrafi ją tak szybko poruszyć. - Dziękuję - powiedziała, spoglądając na niego poważnie. Thorpe uśmiechnął się, ale ton jego głosu był równie poważny jak jej. 31 - Drobiazg. Czy mogę wejść? Bezpieczniej byłoby się nie zgodzić, przyszło jej nagle na myśl. Mimo to odsunęła się, aby go przepuścić. - Wstawię to do wazonu - powiedziała. Kiedy wyszła z pokoju, Thorpe rozejrzał się dookoła. Salonik był sympatyczny, gustownie urządzony. Bez pomocy dekoratora, pomyślał. Zauważył brak jakichkolwiek zdjęć czy innych pamiątek. Liv zawsze strzegła swojej prywatności, starając się niczego z niej nie ujawniać. Atmosfera tajemniczości poruszyła w nim instynkt reportera. To może być odpowiedni moment, aby spróbować delikatnie się czegoś dowiedzieć. Skierował się do kuchni i oparłszy się o drzwi, obserwował, jak Liv nalewa wodę do kryształowego wazonu. - Ładne miejsce - odezwał się. - Masz stąd piękny widok na miasto. - Tak. - Z Waszyngtonu daleko do Connecticut. Z jakiego rejonu pochodzisz? Liv podniosła na niego oczy. Znowu były chłodne i nieufne. - Z Westport. Westport - Carmichael. Thorpe bez trudu powiązał fakty. - Tyler Carmichael to twój ojciec? Liv wyjęła wazon ze zlewu i odwróciła się do Thorpe'a. - Tak. Tyler Carmichael - właściciel ziemski, zagorzały konserwatysta, którego przodkowie przybyli do Nowej Anglii z pierwszymi osadnikami brytyjskimi na pokładzie słynnego galeonu „Mayflower". Były tam dwie córki, nagle przypomniał sobie Thorpe. Zapomniał o tym, ponieważ jedna zniknęła z pola widzenia jakieś dziesięć lat temu, podczas gdy druga ostro ruszyła w debiutancki objazd. Suknie po pięć tysięcy dolarów i różowy rolls. Ukochana córeczka tatusia. Kiedy ukończyła studia i złapała pierwszego męża, znanego dramaturga, Carmichael w prezencie ślubnym podarował jej piętnastoakrową posiadłość. Melinda Carmichael Howard Le Clare obecnie miała już drugiego męża. Była nerwową, zepsutą kobietą o szokującej urodzie i ogromnie rozrzutnym stylu życia. - Poznałem twoją siostrę - ciągnął Thorpe, nie spuszczając wzroku z twarzy Liv. - Jesteś zupełnie do niej niepodobna. - To prawda - przyznała i minąwszy go, weszła do salonu. Postawiła wazon na maleńkim, szklanym stoliku. - Wezmę płaszcz. 32 Dobry reporter nie unika najtrudniejszych nawet tematów. Dobrze wie, jak bez mrugnięcia okiem odpowiedzieć „tak" lub „nie" na każde pytanie. Olivia Carmichael była dobrym reporterem. On również. - Nie utrzymujesz kontaktów ze swoją rodziną? - Tego nie powiedziałam. - Liv wyjęła z szaty kurtkę z lisów. - Nie musiałaś. - Thorpe delikatnie wziął futro z jej rąk i pomógł jej się ubrać. Nie wyczuł zapachu perfum, a jedynie delikatny aromat środków do kąpieli i cytrynowego szamponu do włosów. Musiał przyznać, iż to, że nie użyła żadnego sztucznego zapachu, podziałało na niego niezwykle podniecająco. - Właściwie dlaczego nie utrzymujesz z nimi kontaktu? Liv ciężko westchnęła. - Posłuchaj, Thorpe... - Czy nie mogłabyś zwracać się do mnie po imieniu? Uniosła do góry brwi i chwilę milczała. - Terrance? Uśmiech od ucha do ucha pojawił się na jego twarzy. - Nikt, kto by się odważył mnie tak nazwać, nie przeżyłby, aby to komukolwiek powtórzyć. Liv roześmiała się. Thorpe nagle uświadomił sobie, że po raz pierwszy słyszy jej śmiech, i dużo to dla niego znaczyło. Schyliła się po torebkę. - Nigdy nie odpowiadasz na moje pytania - ciągnął Thorpe i kiedy Liv się do niego odwróciła, nieoczekiwanie wziął ją za rękę. - I nie mam zamiaru. Żadnych osobistych pytań, Thorpe, do mikrofonu czy też bez niego. - Jestem bardzo upartym człowiekiem, Liv. - Nie przechwalaj się, Thorpe, to wcale mnie nie bawi. Splótł swoje palce z jej, po czym uniósł do góry połączone dłonie i przez chwilę przyglądał się im w skupieniu