Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Obrywała młode kolby kukurydzy i robiła z nich lalki. A chłopak sąsiadów, Antek, szukał dla niej najbardziej dorodnych, takich, które już puszczały włosy — delikatne, wilgotne, jak włos anielski na choince. Kukurydza nie nadawała się do jedzenia, ale lalka potrząsała złotymi włosami, zręczne palce Antka plotły warkocze. — Jak będę duża, to też będziesz mnie kochał? — Już teraz jesteś duża — mówił Antek. — Będę cię kochał zawsze. — Ale ty jesteś głupi! Chłopak, a jak baba! Plecie warkocze! Plecie warkocze! Dzieci zachłystywały się ze śmiechu, a Ala czuła, jak fala śmiechu dosięga i ją, i coraz bardziej i bardziej kochała Antka i coraz bardziej nie lubiła innych dzieci. Tylko że Antek nie przejmował się ich śmiechem. — Będę chirurgiem, muszę ćwiczyć ręce — mówił. — Niech sobie gadają. Patrzyła na niego z podziwem — był taki niezależny i taki silny, że mógłby radzić sobie z potworami. Kiedy wpadł pod maszynę, która wiązała snopy, i zakrwawionego odwoziła do szpitala karetka, a matka Antka zawodziła na całą wieś, wtedy przestała mówić cowieczorną modlitwę. Nawet jak jego mama wróciła ze szpitala i powiedziała, że uratowali rękę, że może nawet kiedyś Antek będzie mógł nią ruszać, to zdecydowała, że jednak nie. — Nie będę, dziadziu, tak mówiła, już nie. A dziadziuś stał przy łóżku, robił znak krzyża na jej czole i uśmiechał się. — Nie szkodzi. Nie szkodzi. On wie, że jesteś troszkę zagniewana. — Ale ja naprawdę nie będę — obrażała się. Dziadziuś nie traktował jej poważnie. A to była decyzja. 8 Powinien się przynajmniej obrazić. Antek wrócił do domu pod koniec wakacji. — Nie będę chirurgiem — powiedział i pokazał jej poszarpaną dłoń, zwinięte palce, które dotykały siebie nawzajem. Dotykała po kolei jego pokręconych palców, a on mówił: — Nie czuję, jak mnie dotykasz, bo już prawie nie mam nerwów. Ale będę ćwiczył, zobaczysz, bo będę lekarzem. I Ala kochała go jeszcze bardziej, bo był biedny. Antek spędzał w domu dziadków długie godziny, dziadek go lubił. Powtarzał: — Możesz mieć wszystko, co chcesz, możesz być kimkolwiek chcesz, bylebyś chciał mądrze. — I kroił na połówki lekarstwa dla babci, pilnował, żeby brała leki o określonej porze, bo babcia bardzo chorowała i niedługo miała umrzeć. — Nie poddawaj się, chłopcze, jak będziesz ćwiczył, to ręka się odnowi. Medycyna nie znała słowa „odnowić”, ale Antek ćwiczył rękę na piłeczce tenisowej, którą dziadziuś przywiózł z miasta, a pewnego dnia dziadziuś podał Antkowi nóż i powiedział: — Te pastylki mi przekrój na dwie, a te na cztery części. I Antek ułożył tabletki dla babci na starej dębowej desce i mozolnie, równiutko przekroił. — Widzisz? — powiedział dziadek. — Może jeszcze będziesz chirurgiem. A Antek patrzył na Alę z dumą. — Będziesz żoną lekarza. Zgadzała się, bo kochała Antka z całej siły. I nawet czasami miała ochotę mu powiedzieć o domu dziecka, ale musiałaby również powiedzieć o swoim wstydzie, i może Antek przestałby ją kochać. Ale najbardziej wtedy kochała dziadka. Dziadek dorabiał w czasie lata na wsi graniem w kościele. Lubiła stać przy starych organach, troszkę wyżej niż wszyscy. A on wyciągał ze środka białe, porcelanowe, przecięte na pół kulki. Sterczały nad pulpitem, wysunięte o parę centymetrów, zupełnie niepotrzebne dodatki do klawiszy, ale wtedy organy grały inaczej. A potem wciskał je i znowu zmieniały dźwięki. Bo to były czary. Albo wyciągał tylko niektóre. A ona stała tam wyżej niż wszyscy klęczący — albo wstający — ludzie, była ponad nimi, a wyżej był tylko ksiądz na drewnianej ambonie, a wyżej od księdza Chrystus zawieszony między oknami. A wyżej od Chrystusa już tylko drewniane, grube belki sufitu. Tej niedzieli w kościele, kiedy przyglądała się belkom, zasłuchana w to, co wyprawiał dziadek z białymi kulkami i pedałami, zauważyła dwa ciemne cienie. To były dwa grube czarne robale. Prawie nad nią. Bała się, że spadną. A potem, jak spojrzała, był tylko jeden. Dziadziuś grał teraz cienko, porcelanowe okrągłe były powyciągane, a duży jak gruby palec czarny robak był tylko jeden. Drugi musiał być gdzieś tutaj. Spadł gdzieś niedaleko. Może koło jej nóg? Kręciła się. Patrzyła na deski podłogi. Kawałek po kawałku. Robaka nie było. Potem znowu sufit. Ten drugi siedział prawie nad nią. Mimo że tak wysoko. Wyżej niż Chrystus. 9 A więc jeśli pierwszy spadł, to mógł nawet na nią. Ale dziadziuś grał. I tak bardzo chciała siku. Musiała stąd natychmiast wyjść. Ale nie mogła. Nie widziała ludzi ani księdza, ani Boga. Widziała sufit i czarnego potwora, który przecież zaraz na nią… A dziadziuś grał. Ludzie go słuchali. A siku chciało coraz bardziej wyjść. Nie mogła się ruszyć. Starała się patrzeć na ludzi. Ale z ludzi zrobiła się duża plama. Z księdza zrobiła się czarna plama. Taka jak robak. Więc patrzyła na krzyż. Ale krzyż też był w górze. Więc patrzyła na belki. Drugiego też już nie było. I strach wrócił nagle, zobaczyła rząd łóżek w domu dziecka i potwora i wtedy siku poleciało. Ciepłem między nogami i na łydkach, i w sandały. I wyszło koło organów, a stała wyżej, więc ono leciało niżej. Po tych dwóch schodkach. Zostawiało ślad. Nie mogła się ruszyć. A dziadziuś grał. A ludzie stali. Nikt na nią nie patrzył, ale ono leciało i leciało aż na sam dół i tam zrobiło mokrą plamę. I ten strumień wskazywał na nią. Nic się nie da ukryć. Więc stała. I nie było nikogo, kto by ją przemienił w niewidzialną dziewczynkę z suchymi nogami w suchych sandałkach. Anioła stróża też nie było, żeby ją wyprowadził z tego wiejskiego kościółka, zanim się stało. Ale potem dziadziuś przestał grać. Ludzie klęknęli. Popatrzył na nią. Wyjął szary papier, w który pakował nuty. Położył na krzesełku za organami. — Chodź tutaj — powiedział cicho. Ale w kościele też była cisza. Więc dziadziuś powiedział to głośniej niż ta cisza, mimo że szeptem. A wtedy ksiądz podniósł złote do góry i powiedział: — To jest ciało moje, które za was będzie wydane. Ludzie mieli pochylone głowy. Siadła na krzesełku, a drewniana podłoga skrzypnęła, chociaż starała się frunąć. Nie umiała latać. Ale ludzie mieli pochylone głowy. Widziała to. Antek stał z boku; modliła się, żeby nie zobaczył jej wstydu. Dziadziuś klęknął